Zapewne w mojej wypowiedzi wplotą się jakieś spoilery. Dla tych, którzy nie oglądali: proszę nie czytać : )
Nie sądziłem, że ten film przysporzy mi aż tylu dylematów z ocenieniem go, więc zrobię to z podziałem na części.
1. Fabuła względem książki
Chyba nie ma czego tak na prawdę porównywać. Nie jestem fanem Hobbita ale i tak spodziewałem się lepszego podrasowania oryginalnej akcji, niż wplatania w nią kiepskich wątków przeznaczonych bezpośrednio dla dzieci - nie ma się co oszukiwać, Hobbit to komercyjny produkt dla dzieci, w którym nie ma nawet jednej kropli krwi (co tylko czyni cały obraz śmiesznym). Jedyną rzeczą z nowości w tym filmie, która przypadła mi do gustu, była postać białego orka - lecz tylko ze względu na wizualne dopracowanie tej postaci i dobrą grę aktora, który wg mnie zagrał lepiej, niż największe gwiazdy tego filmu razem wzięte.
Trzy olbrzymy walczące w górach??? Błagam, przecież to było głupie ale ewidentnie przeznaczone tylko dla oczu, żeby akcja wydawała się odrobinę bardziej drastyczna - i może by tak było gdyby któryś z bohaterów przynajmniej skręcił kostkę albo zadrapał nadgarstek, jednak nawet tego nie można było się doczekać. Co swoją drogą było dziwne biorąc pod uwagę wszystkie ich upadki itp.
Cała akcja z Trolami również skopana. Miałem nadzieję zobaczyć w akcji intelekt i spryt Gandalfa a zobaczyłem znowu dziada rozłupującego głaz laską - Moria, Moria, Moria.
Z autentycznych postaci z książki nie zawiódł mnie tylko Gollum.
Za to nigdy nie wybaczę scenarzyście i reżyserowi (co za pewne nawet ich nie wzruszy) 'zbrodnię' jaką popełnili na postaci Radagasta - żal.
Na koniec - pokazanie w filmie białej rady oraz twierdzy w której pojawił się Sauron było dużym błędem.
2. Fabuła jako oryginalna historia
Tak jak wyżej - komercyjnie poprawna produkcja dla dzieci, kino familijne na niedzielę w Polsacie. Mało wybitne. Jednak nie rozumiem dlaczego trwało to aż 3 bite godziny. Wcisnęli w ten film tyle niepotrzebnie przeciąganych scen, że akcja przy tym ciągle ginęła.
3. Bohaterowie
Młody Bilbo - szczerze mówiąc średnio, aktorstwo z zamysłu komiczne.
Thorin - cały film zagrany jedną miną, brawo. Na siłę robiono z niego wielkiego wojownika a jak przyszło co do czego, to hobbit musiał mu dupę ratować.
Krasnoludy - połowa z nich wyglądała jak zwyczajni ludzie, druga połowa jak karykatury Disneya. Peter chyba zapomniał jak wygląda świat Tolkiena.
Gandalf - po raz pierwszy zawiodłem się na tym aktorze, ale z drugiej strony postać dostała fabułę w której aktor nie miał nawet kiedy zabłysnąć, a szkoda. Byłem w pewien sposób zawiedziony tą postacią już we Władcy Pierścieni, ponieważ tylko biegał i świecił laską, żadnej lepiej zakrojonej walki przy użyciu magii, co spodziewałem się zobaczyć w Hobbicie. niestety zamiast błyskawic i dymu w jaskiniach goblinów pojawił się znowu błysk światła i to wszystko. Szkoda.
Hobbici - nie czuć było że są niscy, jakoś się nie postarali ci od efektów specjalnych.
Elrond - miał tylko kilka kwestii, ale facet dał radę.
Gollum - jak już wcześniej wspominałem.
Galadriela - lubiłem tą postać dopóki nie zobaczyłem jej w Hobbicie, dlatego udaję, że jej tam nie widziałem. Ujęcia z nią były tak za bardzo przeciągnięte, do tego postawili na telepatię i znaczące spojrzenia, co nie było dobrym rozwiązaniem.
Saruman - krótko a solidnie.
Radagast - Tolkien się w grobie przewraca.
Wargowie - lepiej wyglądały we Władcy Pierścieni.
Orły - jak wyżej, tutaj były plastikowe.
4. Muzyka
Była dobra tylko dlatego, że żywcem wyciągnięte z Władcy Pierścieni. Nie rozumiem dlaczego w taki sposób twórcy podeszli do filmu, bo ta historia zasługiwała na własną ścieżkę dźwiękową.
5. Efekty specjalne
Plastik, plastik, plastik. Postarali się tylko przy stworzeniu białego orka, ale już np. jego wilk wyglądał beznadziejnie. Dużo sztuczności. We Władcy Pierścieni poradzili sobie o wiele lepiej. Ujęcia z lotu ptaka nieefektowne. Sauron ukryty w twierdzy - myślałem, że zacznę płakać, przecież to była Mumia!
Ogółem Peter Jackson sam sobie wystawił wysoką poprzeczkę przy reżyserowaniu Władcy Pierścieni, do której to poprzeczki tym razem nawet nie dosięgnął wyciągniętą ręką.
Zapewne wiele osób jest zdania że nie należy porównywać tych dwóch produkcji, jednak ze względu na to, że twórca był ten sam czuję się w 100% upoważniony do tego typu krytyki.
Ode mnie 3/10
1. Nie czytałem nigdy aby tak mówił. Podaj źródło :P
2. Książka - wiemy tylko że był starszym krasnoludem z brodą do pasa, chcącym odzyskać złoto. Film- zdeterminowany krasnolud pragnący odzyskać swój dom i złoto, dowiadujemy się skąd jego przydomek Dębowa Tarcza, ponadto widzimy go podczas ataku Smauga. Nie wspomnę że w filmie wypowiada znacznie więcej zdań :P A nawet wybija się na pierwszy plan razem z Bilbem.
3. Jak wcześniej ;p
5. Może i można było, ale zdecydowali że połączą to z Dol Guldur. A może to Peter bardziej czuje "ducha" Tolkiena, a to Ty go nie czujesz? : )
1. Żródeł nie podam, bo czytałam/słyszałam te wywiady PRZED premierą filmu. {Po premierze okazało się, że PJ jednak BAAARDZO lubi pozwalać sobie na inwencję własną, czyli NIE TRZYMA SIĘ Tolkiena ściśle.
2. To, że w filmie widzimy go podczas ataku Smauga to żaden argument - w książce nie widzimy go ani razu! W książce jego determinacja równiez nie pozostawia wątpliwości - tyle, że tyczy się złota, a nie martyrologii i walki ojczyźnianej. Więc może jakieś KONKRETY, co więcej wiemy z filmu niż z książki - nie chodzi o to, że ma dłuższą listę dialogową, tylko co się o nim samym dowiadujemy. Piszesz, że wysuwa się na pierwszy plan, na równi z Bilbem. Ok. Ale czego dowiadujemy się o nim?
3. Jak wcześniej :P
5. Peter czuje chyba tylko zapach dolarów. Gdyby czuł cokolwiek czytając Tolkiena WIEDZIAŁBY, że pewne rzeczy do Śródziemia pasują jak wół do karety [vide Azog, Radagast itd, itp.]. Skoro tego ne wie - ergo: nie czuje świata, który Tolkien stworzył. Natomiast zgodzę się w całej rozciągłości, że Peter doskonale umie się sprzedać i że na nazwisku Tolkiena zrobił niezłą kasę - a to tez umiejętność, jaką nie każdy posiada.
1. Jak napisałem.
2. W książce nie widać jego determinacji, LOL. Ty chyba czytałaś jakieś tajemne rozszerzenie Hobbita, bo nie możliwe żebyś tak zacięcie broniła tej małej lekkiej książki. W powieści nie ma prawie nic z determinacji. Poprostu idą odzyskać złoto, nieuzbrojeni ! Heh, rzeczywiście mega. W filmie, jak napisałem, mamy wyjaśniony jego przydomek, co jest ważne. I tak jak napisałem wcześniej, postać wybija się bardzo względem ksiażki. Tutaj widzimy tą determinacje.
3. Nom.
5. Ta, bo Ty wiesz co najlepiej pasuje do Tolkiena... Daj spokój. Jackson poprostu robi wszystko aby film był ciekawszy. Zgadzam się że Radagast nie jest specjalnie trafiony, i na siłę ma uśmieszniać film, ale nie robię z tego afery, bo nie jest tragicznie. Trochę dystansu.
1 i 3 - jak wyżej, mozemy się licytować, kto coś tam słyszał i widział, tylko po co? Wystarczyłoby, żeby PJ RAZ ale wyraźnie powiedział, że kręci filmNA MOTYWACH, a nie adaptację i nie byłoby o czym gadać.
2. Determinacja jest, tyle, że wyłącznie w kontekście kruszcu, a nie odzyskiwania ojczyzny - wątek martyrologiczny to pomysł PJ, akurat stosunkowo niezły i nieźle pasujący do tego, co napisał Tolkien - acz jest to niewątpliwa zmiana. Tyle, że ciągle nie podajesz KONKRETÓW. Czegóż to takiego tajemniczego dowiadujemy się o Thorinie z filmu, czego nie ma w książce? W filmie są uzbrojeni, w książce nie. To w jakiś sposób definiuje Thorina? Postać się wybija. Ale co się o niej dowiadujemy, skoro twierdzisz, że lepiej poznajemy Thorina, to proszę o KONKRETY, czego się dowiedziałeś. Bo jak na razie powtarzasz w kółeczko, że się wybija...
5. Nie wiem najlepiej. Ale wiem, że kompletnie nie pasuje do świata stworzonego przez Tolkiena ptasie gówno na głowie kogokolwiek. A ocena, że nie jest tragiczny jest subiektywna - moim zdaniem jest znacznie gorszy niż tragiczny.
Twoim zdaniem Jackson robi wszystko, żeby film był ciekawszy. A moim, skoro uznał Hobbita za za mało atrakcyjnego - powinien był sobie odpuścić jego filmowanie, nie ma musu.
I podkreślę jeszcze raz - nie uważam tego filmu za słaby, kiepski czy beznadziejny! Po prostu za średni. Są elementy, które ratują go zdecydowanie [muzyka po prostu genialna, sce4ny w Shire - mimo, że niezgodne z pierwowzorem literackim [!], niezłe aktorstwo itd.].
1 i 3. Nic nie musiał mówić. Powtórzę tysięczny raz, każdy kto zna sie trochę na filmach wiedział że nie będzie to dokładna adaptacja. A to że Ty maasz żal do reżysera o to że nie kręci film doklądnie tak jak powieść(LOL) to Twoja sprawa.
2. Mówię ogólnie, że postać jest o wiele lepiej przestawiona. Wybija się na pierwszy plan. Poznajemy znaczenie jego ksywy Dębowa Tarcza. Ma lepsze motywacje, i jest bardziej zdeterminowany.
5. Jackson zrobił sporo, aby film był ciekawy dla wszystkich odbiorców. Są nietrafione pomysły i przekombinowania, ale wiadomo że się zdarza. Film napewno nie jest wybitny, ale jak na powieść na bazie której powstał, jest bardzo dobrym filmem familijnym.
1, 3. Mam żal, że podkreślał, jak to on szanuje słowo Mistrza, jak to pieczołowicie sprawdza w jakichś mitycznych notatkach, jak to stara się wiernie odtworzyć i przełożyć na język filmowy słowo pisane... A w efekcie uznał, że on ma prawo do własnych pomysłów. I niech mu będzie, że ma, tylko po co, na wszystkich Bogów Olimpu, nazywać to nadal adaptacją? Niechby powiedział, że kręci film na motywach i nie byłoby tematu. Bo może nie wiesz, ale jest niejaka różnica między adaptacją a filmem na motywach danej powieści.
2. A ja cię nie pytam o ogólniki! Posłużyłeś się argumentem, że w filmie lepiej niż w książce poznajemy krasnoludy, jako przykład podałeś Thorina. Ok, no to ja się pytam co KONKRETNIE więcej dowiedziałeś się o nim z filmu? Bo ocena, że postać jest lepiej przedstawiona to twoje subiektywne zdanie, nie informacja...
5. Nigdzie nie twierdziłam, że WSZYSTKIE pomysły PJ są do niczego. Bardzo fajny [choć niezgodny z Tolkienem] jest wstęp w Shire, ładnie nawiązuje do Władcy. Nie "kłóci" mi się nawet przesunięcie celu wyprawy ze ZŁOTA, na złoto i ojczyznę [odbicie Ereboru wpisuje się, moim zdaniem w poetykę tolkienowską]. Jednak zwykle tam, gdzie PJ popuszcza wodze własnej inwencji - nie jest dobrze. Cały wątek Radagasta [zaczynając od kompletnie skopanego image tegoż a kończąc na Białej Radzie w której brał udział po jakichś prochach czy cholera wie czym, trzeźwy nie był na pewno], niechlubnie opisywany Azog [jeśli już PJ uparł się, przy głównym antagoniście czemu nie wybrał sobie Bolga? Motyw zemsty za śmierć tatusia też pasuje, a przynajmniej sensu ma więcej, niż Biały Ork z grabkami zamiast rąsi.
Na koniec, tak z ciekawości. Skoro sam oceniasz ten film jako bardzo dobre kino familijne [i to w kontekście łatwiutkiej i prościutkiej bajeczki dla dzieci, na bazie której powstał] czemu dałeś 9, czyli "rewelacja"? Bo czegoś tu nie rozumiem...
1. Ja nie czytałem nigdzie aby kiedykolwiek tak mówił. Jak napisałem, każdy kto chociaż trochę zna się na filmach wiedział że nie będzie to dokładna adaptacja.
2. A Ty nadal bronisz zaciekle książkowego Thorina. Napisałem już jak rozbudowali tą postać, nie będę powtarzał. Jeżeli wypowiadane przez Ciebie przez niego kilka zdań w książce jest lepszym przestawieniem owej postaci, to nie mam pytań.
5. Wiadomo że nie wszystkie pomysły będą dobre. Ale nie ma czegoś co by mocno przeszkadzało w oglądaniu filmu. Trzeba poprostu umieć rozdzielić film i książkę.
Dałem 9 z sentymentu, film oceniam na 8,5. Bo jako film fantasy, długo nie będzie niczego lepszego. Chociaż numerem jeden pozostaje oczywiście LOTR.
Nie bronię książkowego Thorina, nie ja twierdziłam, że jest ot postać rozbudowana. :P To TY jako argumentu użyłeś, że postać ta jest w filmie bardziej rozbudowana, lepiej ją poznajemy niż w książce. Ja tego nie neguję, oczekuję tylko, żebyś podał już nawet nie kilka, ale JEDNĄ, konkretną cechę Thorina, którą lepiej poznajemy w filmie niż było w książce. Ale konkretną, nie "wybija się na pierwszy plan", "jest lepiej przedstawiony" czy "mówi więcej". I jak na razie nie podałeś...
Mi jednak duża część przeszkadza. I nie dlatego, że jakoś ubóstwiam Hobbita - lubię tą książeczkę, mama do ni8ej sentyment, itd, ale wiem, że to prościutka historia dla dzieci. Nie to mi przeszkadza. Drażnią mnie elementy, w których PJ zmienia relacje, panujące w Śródziemiu. Odczepiając się od Radagasta, weźmy scenę, kiedy to Smaug zaczyna rozróbę pod Ereborem. Elfy PRZYBYWAJĄ [Thranduil na jeleniu mnie rozłożył - natychmiastowe skojarzenie: wątpliwości co do pełnoprawnego dziedziczenia tronu przez Legolasa - wiem, że "rogacz" to polski idiom, i PJ nie miał pojęcia, że mogą być takie skojarzenia, ale nic nie poradzę - to była moja pierwsza mysl i tak już zostało]. Ale nie o prowadzenie się mamusi Lego chodzi. Elfy DOCIERAJĄ na czas, by wspomóvc krasnoludy i co? I nic. Gapią się tępo jak Smaug rozpiernicza Erebor i robi zrazy siekane z krasnoludów, po czym robią w tył zwrot i popuylają do Puszczy, znaczy się na ekranie pojawił się napis "The End", czy Thranduilowi się popcorn skończył? W tej scenie elfy wychodzą nie tylko na tchórzy. A przede wszystkim na istoty podłe - które nie tylko tchórzliwie oglądały rzeź innej rasy, nie dość, że nie próbowały pomóc, ale nawet nie wysiliły się, bgy poratować tyvch nielicznych, którym udało się przeżyć. Elfy. W "pseudotolkienowskim pseudośródziemiu". U Tolkiena były to najszlachetniejsze i najmędrsze z istot! A u Petera tchórze i zdrajcy. A z tegoż wynikają dalsze [równie "potrzebne i mądre"] zmiany - przybycie do Rivendel przez jakąś idiotyczną dziurę w ziemi [Elrond kiepsko zabezpieczał drogi do swojej chałupy, skoro każdy kretyn mógł wpadłszy w rozpadlinę trafić do niego], późniejsza ucieczka po nocy... I oczywiście PRZYPADKIEM w tę dziurę w ziemi pakują się akurat w ten jedyny dzień, kiedy można odczytać mapę - przedziwny, zaiste zbieg okoliczności...
Skoro oceniasz film na 8,5 - to czemu dałeś 9? Co do tego, czy długo nie będzie niczego lepszego to NIE WIESZ. Ja też nie wiem. Pan Bóg wie, ale mi nie powiedział. Ale sam fakt, że mimo świadomości nie aż tak wysokiej klasy filmu zawyżasz notę - też w jakiś sposób o tobie świadczy.
Chodzi mi o postać ogólnie. Już się o tym rozpisywałem, nie będe się powtarzał.
Zmiany są, będą i były. To że elfy nie pomogły krasnoludom, ma za zadanie powiększać nienawiść Thorina do tej rasy. (aby w filmie więcej się działo, był wyrazniejszy konflikt)
"pakują się akurat w ten jedyny dzień, kiedy można odczytać mapę - przedziwny, zaiste zbieg okoliczności..." W książce chyba też tak było z tego co pamiętam ; ) Jak śmiesz zarzucać coś takiego Tolkienowi ! ; )
Wiesz czemu dałem 9? Bo nie ma połówek na filmwebie. Dziwie się że tego jeszcze nie zauważyłaś :P Żadko zawyżam note, ale tutaj jest to uzasadnione w jakiś sposób.
Czyli w filmie dowiadujemy się więcej o postaci Thorina, poznajemy go lepiej, tylko nie umiesz wymienić ANI JEDNEJ cechy, której nie opisano by w książce? Logika zwala z nóg.
Rozumiem, co chciał osiągnąć PJ, ale mu wyszło "średnio". Konflikt między krasnoludami i elfami był, i nie potrzeba było pokazywać elfów jako tchórzliwych egoistów, żeby go "naświetlić". Wystarczyłoby wspomnieć, że koflikt istniał i narastał od pokoleń, i właściwie nie wiadomo kto i kiedy zawinił jako pierwszy - a tak jak to pokazał pan reżyser - ja się dziwię krasnoludom, że w ogóle chciały rozmawiać z jakimś elfem!
Cała kompania nie wpakowała się w idiotyczną dziure w ziemi, tylko normalnie dojechała do Rivendel. Spędzili tam trochę czasu, goszczeni przez Elronda i jego pobratymców, po czym opuścili Rivendel normalnie, żegnani dobrym słowem i obdarzeni zapasami na drogę, nie uciekając w nocy jak kretyni. Poza tym, że zacytuję, tłumaczenie Marii Skibniewskiej.
"Wszyscy, nie wyłączając kucyków, odpoczęli i pokrzepili siły już w ciągu paru pierwszych dni. [...] Tak doczekali najkrótszej nocy, przed najdłuższym w roku dniem; nazajutrz o wczesnym świcie mieli wyruszyć w dalszą drogę. [...] Miesiąc świecił tego wieczora szerokim sierpem. Elrond podniósł mapę tak, że biała poświata przeświecała przez pergamin." Strony 44 - 45 w wydaniu z 1985 roku, Warszawa, wydawnictwo Iskry.
Z powyższego wynika, że przyjechali normalnie i gościli co najmniej kilka dni. A potem Elrond oglądając mapę PRZYPADKIEM odkrył na niej runy księżycowe. Więć Tolkien aż takiego "przypadku" nie stworzył...
Czy ja wiem, czy jest to uzasadnione? Ja dałam pięć i uważam, że to właściwa nota - film nie jest ani dobry ani zły, po prostu średni. Ma momenty bardzo dobre, ale ma i zupełnie do niczego.
Konflikt trzeba było podkreślić, inaczej nie było by to wiarygodne dla zwykłego widza. Zapominasz że to jest film dla wszystkich. Czytasz co pisze ? Napisałem juz że w filmie poznajemy znaczenie jego przydomku Dębowa Tarcza, widzimy go podczas ataku Smauga, i ogólnie lepiej go poznajemy, jego charakter i zdeterminowani poprzez dialogi. Co do Rivendell, w filmie gościli ich dzień i również napoili. No tak, okropna różnica. A sama narzekasz na dłużyzny... Brawo. Dla Ciebie średni, bo płaczesz na każdą zmianę, ja potrafię oglądać film jako film i rozumiem pewne zmiany, a te niepotrzebne i bezsensowne mnie jakoś strasznie nie przeszkadzają. Dobra, chyba nie ma sensu dłużej ciągnąć tej rozmowy.
Konflikt można byłoby zarysować wyraziście bez robienia z elfów tchórzy i egoistów. Ale Jackson wolał pójść na łatwiznę, a że niezgodnie z Tolkienem? No cóż, ma prawo do własnych fantazji na temat... Niech mu będzie, tylko że to co robi coraz jest dalej od Śródziemia, jakie opisywał Tolkien.
Nie mogę teraz sprawdzić, czy w książce nie było wyjaśnienia przydomku Thorina [jestem w pracy i nie mam przy sobie Hobbita]. Ale ok, załóżmy, że nie było, a w filmie jest. To 1 [słownie: JEDEN] element, o jaki "poszerzono" charakterystykę tego krasnoluda. Dobrze, że nie podałeś jako argumentu, że w filmie go w ogóle widzimy, a w książce nie! Widzimy go podczas ataku Smauga, podczas kolacji u Bilba, podczas nawalanki kamiennych olbrzymów, widzimy go podczas starcia z wargami na sosnach, pod koniec. W książce, faktycznie, nie widzimy go ani razu, chyba, że masz wydanie dla dzieci, ilustrowane. Jaką [chociaż JEDNĄ] cechę jego charakteru poznałeś z filmu, która nie byłaby opisana w książce? Owszem, w filmie ma poszerzoną listę dialogową. Ale co z jego wypowiedzi można dowiedzieć się o nim samym? Co do jego determinacji to już ci pisałam, że w książce również jest zdeterminowany, tyle że w celu zdobycia skarbów Smauga. Zgodzę się, że owa determinacja jest może bardziej wyrazista i silniejsza, gdy cel wyprawy zmieniono, na odzyskanie Ereboru.
Nie rozumiesz co napisałam? Chodziło mi o to, że w filmie jest kompletnie kretyńska dziura w ziemi przez którą PRZYPADKIEM trafiają do Rivendel [Elrond słabo zabezpiecza się przed niechcianymi gośćmi, skoro każdy jełop może nawet PRZYPADKIEM wpakować się w rozpadlinę i trafić doń na herbatkę] - w książce po prostu przyjeżdżają. W filmie docierają AKURAT w ten jeden dzień, kiedy można odczytać te cholerne runy - w książce sprawa mapy wynika po co najmniej kilkudniowym wypoczynku. Widzisz różnicę, między jednym przypadkiem, a całym splotem nielogicznych zbiegów okoliczności? Nie? spróbuj jeszcze raz przeczytać "Hobbita" - chociaż do 50 strony [w tłumaczeniu, na któe namiary podałam wyżej], może zrozumiesz.
Nie płaczę nad KAŻDĄ zmianą, mało tego, niektóre wymieniałam od początku jako plusy! Chociażby wstęp w Shire - mi się podobał i [moim zdaniem] tworzy ładny pomost między Hobbitem a Władcą - filmowymi. Rozumiem i nie neguję zmiany głównego celu wyprawy - z samego złota na ojczyznę i złoto. Ta zmiana, moim zdaniem, w pełni wpisuje się w wartości "tolkienowskie", jest sensowna, przemyślana i nie narusza w żaden sposób ani historii ani realiów Śródziemia. Przeszkadzają mi natomiast zmiany, które są niepotrzebne, bezsensowne i nie służą niczemu, poza przedłużaniem filmu o kolejne minuty, coby akcji starczyło na trzy trzygodzinne molochy.
Rozmowę możemy ciągnąć, mimo, że ja wiem, że nie przekonam ciebie a ty wiesz, że nie przekonasz mnie. Sama sztuka dyskusji i argumentowania też jest coś warta. :)
A jak inaczej miał zarysować konflikt? Tak było najprościej i najwyraźniej. W innym wypadku wiązało by się to z przedłużaniem filmu, gdzie znowu byś narzekała.
W książce chyba nie było żadnej jego cechy charakteru opisanej. Oprócz chciwości pod koniec i chęci odzyskania złota. W filmie jest to poprostu postać która wyłania się na pierwszy plan. Tak ciężko zrozumieć o co mi chodzi? W powieści jest to jakiś krasnolud który chce odzyskać złoto. W filmie mamy pokazany upadek Ereboru, Thorina który prowadzi swój lud. Potem mamy pokazany jego udział w bitwie pod Morią, wyjaśnienie jego przydomku. A pózniej podczas wyprawy jest cały czas postacią pierwszoplanową. Wspomnę że mamy pokazane również jego przywiązanie do Kiliego i Filiego większe niż do reszty krasnoludów, czego w książce BRAK.. Pozatym jeszcze niedawno uważałaś że wyprawa nieuzbrojonych krasnali po złoto, jest lepsza od uzbrojonych, idących odzyskać utracony dom i złoto.
Narzekasz na dłużyzny, a jednocześnie chciałabyś aby kompania pobyła w Rivendell kilka dni... Film nie ma dłużyzn. Takowe może będą w edycji reżyserskiej ; )
Toteż napisałam, że PJ poszedł na łatwiznę. Subtelniejsze a wyraziste zarysowanie konfliktu - wymagałoby myślenia, a do tego, widać, on nie jest zdolny :P I wcale nie koniecznie trzeba byłoby przedłużać film o kolejne sceny i sekwencje - ZAMIAST tych które i tak dodał, mógł wymyślić coś bardziej pasującego do elfów, jak je opisał Tolkien. A że byłoby ciut trudniej coś takiego wymyślić? Spoko, niech idzie po najmniejszej linii oporu...
Krasnoludy [wszystkie,nie jeden Thorin] BYŁY chciwe i kochały złoto. Tak ja stworzył Tolkien. I nie jest to żadna cecha osobista Thorina, a raczej cecha "gatunkowa". I znowu powtarzasz ogólniki - "jest pokazany" [fakt, w wydaniu, które ja mam pokazany nie jest, najwyżej opisany :) ], "jest postacią pierwszoplanową [tego nie neguję, ale to i tak nie jest odpowiedź na moje pytanie]... Ale powiedziałeś, że lepiej go poznajemy w filmie. No to się pytam [po raz kolejny, bo ani razu nie odpowiedziałeś]: jaką KONKRETNIE jego cechę poznajesz z filmu? Wspomniałeś o jego przywiązaniu do Kiliego i Filiego - ja tam jakichś wielkich uczuć rodzinnych w nim i ich relacjach nie dostrzegłam.
Nie uważałam, że jest lepsza. Uważałam, że jest to zmiana i zdania nie cofam,. Przeniesienie wartości wyprawy z przechadzki po złoto w bardziej martyrologiczną walkę o ojczyznę - jest zmianą w stosunku do książki. Tyle, że jako jedna z nielicznych zmian - nie razi i jako tako wpisuje się w to co o Śródziemiu pisał Tolkien.
Może cię to zaskoczy, ale nie chodzi mi o to, by krasnoludy były w R8ivendel dwa, pięć czy dwadzieścia dni. Chodzi mi o kompletnie z czapy wzięte zarówno sposób dotarcia tamże, jak i ich relacje z gospodarzem, aż po jeszcze bardziej bezsensowną ucieczkę z OSTATNIEGO PRZYJAZNEGO DOMU!
I to, że film nie ma dłużyzn, to [znowu] twoje subiektywne odczucie. Ja się całkiem sporymi momentami nie bawiłam dobrze, by nie powiedzieć, że poziewałam sobie setnie. A np. [też odautorska] scena "nawalanki" w mieście goblinów mnie po prostu zmęczyła - miałam wrażenie, że gram w "podrasowanego DOOMa a nie oglądam film ze Śródziemia...
Podczas pracy nad takim filmem, musi myśleć bardziej niż Ci się wydaje, więc odpuść sobie takie komentarze...
Takie przestawienie elfów było szybkie i dosadne. Nie będę po raz kolejny pisał o Thorinie, bo napisałem sporo razy. Nie chodzi mi o cechę. Poprostu jest to lepiej przedstawiona i zarysowana postać w filmie i tyle. Co do uczuć, to są chociaż jakoś pokazane ( Thorin po akcji z gigantami woła właśnie Kiliego, widać że się o nich najbardziej boi)
Sceny u goblinów powiem że średnio przypadły mi do gustu. Powinno być tam bardziej klimatycznie ;)
Sam napisałś, że PJ wybrał NAJŁATWIEJSZE, czyli włąśnie nie wymagające specjalnie fatygi umysłowej rozwiązanie. Zresztą niezgodne z tym, co o rasie elfów pisdał Tolkien, ale to, wiem, twoim zdaniem drobiazg, w końcu po co pan reżyser ma się trzymać najbardziej podstawowych informacji o universum?
A właśnie to, że postać jest "lepiej" zarysowana - to twoja subiektywna ocena. Ktoś może uznać, że lepszy był Thorin bardziej tajemniczy, zamknięty w sobie jak go opisał Tolkien. I co? Pojedynek na parasole zaproponujesz takiej osobie? Natomiast sam podważyłeś SWÓJ argument, jakoby "rozwinięcie pozwalało nam lepiej poznać krasnoludy". :)
Co do goblinów i "nawalanki" w ich mieście się zgadzamy - widzisz, nie jest tak źle! ;)
Ale Thorin jest lepiej przestawiony w filmie. W książce nie było potrzeby go rozbudowywać, bo jest to bajka dla młodszych.
; )
I tak można w nieskończoność.
Bo "lepiej" - to twoja subiektywna opinia, a nie fakt.
:)
5. A czy Gandalf, czy Saruman są nudni? Istari z ptasią kupą wcale nie pasuje do świata Śródziemia. Cały czas czytam argumenty, że dzięki temu się wyróżnia i jakby był taki jak wyżej wymienieni to nikomu by się nie podobało, bo to znów to samo, bo to byłoby nudne. Ale przecież to było by naturalne! Przecież nikt by się nie czepiał, że jakiś Murzyn tak jak inni Murzyni też jest czarny. To, że byłby dostojny to byłoby tak oczywiste, że naprawdę nikt by się przyczepił. A to jego ześwirowanie na punkcie fauny i flory mogli pokazac w bardziej pasujący do Śródziemia sposób.
Gandalf dziadem?! Chyba wyzwę cię na pojedynek w obronie jego honoru.
No, dobra, a tak na poważnie : przecież rolą Gandalfa w Śródziemiu nie miało być nadmierne używanie magii ani jakś super widowiska bitwa przy użyciu tejże. Zanim przybył do Śródziemia, specjalnie Valarowie ograniczyli mu moc. Gandalf miał być kimś w rodzaju mędrca, doradcy, pomocnika owszem też, ale nie miał popisywać się mocą. Miał natchnąć do dobra, służyć mądrością itp.
Magia w świecie Tolkiena jest bardziej mistyczna niż np. w HP. Stąd raczej nie uświadczysz machanią rożdżką, błyskawic i innych takich.
To raczej coś w stylu błogosławieństwa, duchowego kontaktu z tym co święte, łaska. I analogicznie - jest też druga strona mocy.
Nie chciałabym nikogo obrażać, zresztą nie wiem czy to byłaby obelga, ale czy to nie jest czasem efekt gier komputerowych, że tak często pojawia się zarzut o słabą magię Gandalfa? Tam magia najczęściej wygląda widowiskowo i być może to skutek przyzwyczajenia.
Nie chodziło mi o przesadzanie z magią i dodawanie Gandalfowi super mocy, tylko o te błyskawice, którymi jednak się posługiwał w książce, a których w filmach zawsze brakowało (z wyjątkiem sceny z Balrogiem). Wg mnie w książce było to lepiej pokazane - Gandalf musiał wspomagać się półśrodkami naturalnego pochodzenia żeby móc wywołać ową błyskawicę lub rozpalić ogień - w filmie natomiast magicznie wciąż błyska światłem co bardziej pasuje do magii z HP : )
Pewnie nie czytałeś książki, bo jakbyś czytał to byś wiedział że zrobili sporo aby film nie był wyłącznie dla dzieci. Jeżeli narzekasz na gre głównych postaci, to oglądałeś film chyba przy wyłączonych głośnikach, albo masz wadę wzroku i słuchu.
Muzyka. Udajesz ignoranta czy nim jesteś? Przesłuchaj sobie sciezki dzwiękowej. Motywy z WP mamy tylko w sytuacjach które jakoś nawiązują do trylogii WP. Chyba że rzeczywiście masz wadę słuchu. To wtedy nie powinieneś oceniać tej kwestii.
Zarzuty co do Gandalfa są śmieszne i nawet nie będe tego komentował. Zresztą większość Twoich zarzutów jest śmieszna, nie wszystkie ale większość.
Czytałem Silmarilion(dwa razy), Hobbita(dwa razy) i WP(trzy razy).
Wyraziłem swoje zdanie na temat tego filmu. Miej tyle szacunku, żeby je zaakceptować nie zarzucając komuś w twarz wad słuchu, wzroku i co Ci jeszcze palce na klawiaturze wystukają.
Kocham świat Tolkiena jak żaden inny stworzony w literaturze i mam prawy być tak krytyczny wobec ekranizacji jego książek.
Oczywiście że masz prawo. Jeżeli czytałeś, to nie powinieneś oczekiwać Gandalfa miotającego zaklęciami...
Trochę wyżej wyjaśniłem co nieco o co chodziło mi z Gandalfem i jego zaklęciami : )
Spoko ; ) Sorki za ten słuch i wzrok :D No ale jak czytam że ktoś piszę że muzyka to klon WP... Z czego w filmie mamy tylko kilka takich momentów, w których gra melodia z LOTR.
Spoko ; ) Jednak ciężko nie odnieść wrażenia, że te wstawki muzyki z WP były silniejsze niż oryginalna muzyka z Hobbita. Może dlatego zupełnie jej nie zauważyłem (poza pieśnią krasnoludów).
W końcu tamte kawałki się zna na pamieć ; ) No ale jest sporo nowych. Np. "Warg Scouts", "A thunder Battle", "Brass buttons" ;)
Ogólnie film mi się podobał, jednak ma liczne wady. Według mnie niepotrzebne są te przesadzone sytuacje w mieście goblinów, czasami niepotrzebnie wplatają humor...
To wiadomość do mnie, że mam nie odpisywać na komentarze trolli, czy sugerujesz, że to ja jestem trollem.
Skoro coś napisałeś, mogłeś przynajmniej wnieść coś do tematu : )
Powodzenia z takim podejściem. Człowiek wypowiedział swoją krytyczną opinię i został nazwany trollem - szkoda mi Ciebie.
Normalnie. Wobec zmierzchu nie miałem żadnych oczekiwań. Nie oceniałem go wobec książki itp. Długo by tak rozprawiać.
Musisz sie przyzwyczaic ze na obu forach Hobbita zostaniesz zjechany za wlasne zdanie. Ten film toz to arcydzielo przeciez.... i dla wlasnego dobra lepiej sie tego trzymaj. Wlasne zdanie i krytyka jakichs elementow filmu czy nowego trailera do 2 czesci nie ma najmniejszego sensu. Zawsze ktos Ci zacznie wjezdzac i obrazac a pozniej zaloza temat, ze jestes debilem bo zwrociles uwage psychofanom ze zachowuja sie dziecinnie.
Wyluzuj sie wiec bracie... i omijaj jak mozesz tematy z forum.
Pozdro,
MrBaggins
Dzięki za radę, na przyszłość będę pamiętał, żeby nie komentować kolejnych części ; )
To nie trolling tylko zwykła opinia. Facet wyraził swoje zdanie i poparł je argumentami. Każdy kto ma inne zdanie na temat tego filmu to troll?
3/10 z Drzewa spadłeś ? takie oceny to może mieć W11 a nie Hobbit minimum to 9/10 ja dałem 10/10 od czasów WP nie było tak dobrego filmu czyli od dekady (10 lat) a ty dajesz 3/10 zastanów się !
Panie fiszer, pomijam już pewne logiczne aspekty takie jak to, że hobbit to tak naprawdę bajka napisana dla dzieci i film ma być taką bajką, gdzie są skalne olbrzymy, wielkie latające orły itp. Ba nawet smok! Ma Pan swoje zdanie - ok. Ale wystawienie temu filmowi oceny 3/10 jest zwyczajnym trollingiem zgorzkniałego człowieka :) Pozdrawiam
Niestety muszę się zgodzić. Od zawsze jestem wielką fanką Tolkiena, czytałam trylogię tyle razy, że prawie znam na pamięć. Hobbit wybitną pozycją nigdy nie był, ale przeczytałam (Sylmarilion też chociaż z dużym oporem). Jestem bardzo rozczarowana Hobbitem Jacksona. Może miałam zbyt wysokie oczekiwania... Zabrakło magii (i to nie tej w dosłownym sensie).
W filmie zdecydowanie za dużo efektów specjalnych, za dużo akcji.
Skoro reżyser chciał przedstawić opowieść w sposób bardziej obszerny, mógł przybliżyć widzowi nieco tajemnic Śródziemia.
Azoga (białego orka) w ogóle nie powinno być. Lepiej byłoby, gdyby Jackson zostawił go martwego w dolinie Azanulbizar. Podobnie ma się sprawa z bandą Azoga na wargach - ich być w filmie nie powinno.
Hobbit jest książką dla dzieci. Cieszę się, że wymowa tego filmu jest różna od tego, co pokazano we "Władcy...". Ale w filmie nadal za mało Tolkiena, za mało drzew, za mało kultury nordyjskiej (pamiętajcie, nie mówcie nordyckiej!).
Thorin z książki także miał jedną minę - jego duma uczyniła go "sztywnym".
Muzyka, robiona przez tego samego kompozytora, używającego tych samych instrumentów, i mająca oddać klimat tej samej krainy, co poprzednio, musiała być podobna. Muzyki nie wyciągnięto z poprzedniej produkcji, co najwyżej zastosowano pojedyncze kawałki do tych samych, co we "Władcy...", lokacji jak Rivendell. Moim zdaniem muzyka była przede wszystkim źle spożytkowana.
Komercyjny był ten film, owszem. Pewnie to wina bardziej producentów/wytwórni, jak reżysera.
Jestem niezadowolony z ilości efektów specjalnych. Było ich za dużo. Niech podsumowaniem "Hobbita" Petera Jacksona będzie stwierdzenie, że film zbyt mało uwagi poświęcał drzewom.
Twoje uwagi odnośnie bohaterów, Nekromanty z Dol Guldur, i ogólnie treść większej części Twojego postu w ogóle nie stosują się do mojej o omawianym filmie opinii.
Bliskie jest mi stanowisko syna J. R. R. Tolkiena, który uważa, że zarówno "Władca Pierścieni", jak i "Hobbit", w swoich filmowych wydaniach, zostały powołane do istnienia w celu innym jak książki oksfordzkiego profesora, i to właśnie negatywnie wpływa na jakość filmów.
Oba twory Jacksona lubię - tak "Władcę Pierścieni", jak i "Hobbita", ale uważam, że książki Tolkiena zasługują na coś więcej.
Zobaczymy, jakie będą następne części. Nie mam jednak wielkich nadziei na istotną poprawę.
7/10 i do ulubionych - ostatecznie jest to nadal Śródziemie, chociaż nie jest to Śródziemie Tolkiena.
Nakręcenie WP przez Jacksona, to najlepsza rzecz jaka mogła się przytrafić Władcy. A to smęcenie (nie mówię tu akurat o Tobie) o tym że film się różni od książki jest poprostu już do porzygania... Jak ktoś chce mieć 100 % wierności to niech bierze w łapska powieść i czyta... Film to film, rządzi się on swoimi prawami a ktoś kto narzeka na jego niezgodność z oryginałem, potwierdza tylko swoją niską wiedzę na temat kina i tyle. Nawet jak zmiany są widocznie lepsze względem powieści, to i tak będzie zle, bo autor napisał inaczej, a on w końcu był nieomylny, bo jak inaczej...
Jeżeli chodzi o fabułę, film całkiem sprawnie przeniósł treść książek. Co prawda ze sporymi zmianami, ale nie jest to dla mnie żadnym problemem.
Najbardziej znamienną zmianą względem książek jest rezygnacja z epizodu związanego z Tomem Bombadilem (nawiasem mówiąc, "Drużyna Pierścienia" jak dotąd udała się Jacksonowi najlepiej). Całkiem spora zmiana względem fabuły książki, ale nie o to chodzi. Rezygnacja z tego akurat epizodu najlepiej obrazuje intencje, którymi kierowali się twórcy filmu.
Joecrou. "Nawet jak zmiany są widocznie lepsze względem powieści, to i tak będzie zle, bo autor napisał inaczej, a on w końcu był nieomylny, bo jak inaczej..."
Ależ jeśli autor wymyśla dany świat to jest w nim nieomylny! :) Bo nieomylność w danym wymyślonym świecie należy się autorowi. I tak przykładowo Tolkien był nieomylny w krainie Śródziemia, Martin jest nieomylny w Pieśni Lodu i Ognia, a Sapkowski w świecie Wiedźmina itd.. Gdy Ty stworzysz jakiś świat to też będziesz mógł go dowolnie kreować i będziesz nieomylny, bo w takim wymyślonym świecie stwarzasz reguły. Taki przywilej autorów.
To czy dzieło autora jest najlepsze jakie mogło być czy też nie najlepsze, czy jest dobrze czy źle przyjmowane, czy jest sensowne, czy nie, czy porywa wielu fanów czy wręcz przeciwnie itd. itp. to jest zupełnie inna sprawa. I tu opinie mogą być już jak najbardziej subiektywne.
Ale powtórzę jeszcze raz : kto tworzy dzieło, literacki świat, czy cokolwiek - ma do niego prawo i jest w tym świecie nieomylny, bo to on taki świat wymyślił i może go dowolnie zmieniać ;) I każda zmiana tego świata w jakimś przedstawianiu go to już wizja innej osoby, aranżacja, adaptacja, cokolwiek. I ktoś to może robić. Ale nigdy nie odbierze autorowi jego nieomylności (decydującego zdania itp.) w pierwotnym dziele.
Wiem, jest tak jak piszesz na pewno ; ) Ale chodzi mi o to, iż po pewnym czasie, pewnie i sam autor dostrzega rzeczy które poprostu by zmienił, na coś ciekawszego, cokolwiek ; )