...i nie mogę powstrzymać się od paru refleksji. Jestem świeżo po powtórnym seansie z płyty BD i odczuwam wielki szacunek dla reżysera. Wiem że dorosło pokolenie, dla którego ekranizacja Władcy Pierścieni to oczywistość. Wychowali się na niej. Jednak ja pamiętam, jakim wielkim przełomem była. Macie dostęp do torrentów, pooglądajcie sobie. Obejrzyjcie całą ubogą klasykę fantasy. Zobaczcie metody narracji, oszczędności widoczne w każdym ujęciu. Jackson jako pierwszy przestał się „hamować” i pokazywał (czasem niedoskonale) wszystko, co sobie wymarzył. To czyni go w moich oczach królem epickiej fantasy filmowej. Po seansie siedziałem i próbowałem znaleźć choć 3 tytuły o podobnym rozmachu wizji a nie będące jego dziełem. Nie udało się. Owszem kocham Conana Barbarzyńcę czy Willow, ale to jednak inna skala. Co ciekawe, w latach po Władcy jakoś nikt nie był w stanie nakręcić nic podobnie rozbuchanego. Może uwielbiana przeze mnie spektakularna porażka Johna Cartera... Który reżyser podźwignąłby Hobbita? Może Del Torro. Tak, on mógłby (Hellboy 2). Ale zawsze istniala groźba, że przejmie temat jakiś hollywoodzki kooperatyw reżyserów i scenarzystów i zrobi z niego poprawnie polityczną papkę podobną do wszystkich sequeli. Łatwostrawnego blocbustera. Wyszlifuje do obłości przez nieustające, zbiorowe dopieszczanie. Następne pytanie, które sobie zadałem. Co bym wolał: wierną ekranizację nieco wiktoriansko-infantylnej bajki, jaką jest Hobbit czy mroczne, nieco nowocześniejsze widowisko, bliższe Wladcy. I odpowiedziałem sobie szczerze: wolę to drugie. Czytałem i Wladcę i Hobbita po kilka-kilkanaście razy. I powiem szczerze, Jacksonowi (według mnie) udalo się tchnąć ducha w leciwego staruszka. I chylę głowę przed nim. Mimo serfującego na tarczy elfa czy śpiewającego Aragorna. Czekam z utęsknieniem na 3 część Hobbita i mam nadzieję, że skuszony mamoną weźmie się za Niedokończone Opowieści a ja będę mógł spędzać kolejne godziny oddychając powietrzem Śródziemia.