Gdyby ktoś kazał opowiedzieć fabułę to.... oni cały czas szli i nic więcej. Walczyli co chwila z kim innym i tyle. Jackson zarobił tą serią najłatwiejszą kasę w życiu i się śmieje. U mnie ocena 5 za efekty, 0 za treść.
Tak dokładnie, ale to i tak więcej niż w książce. w sumie to w władcy pierścieni oni też tylko szli treści było tyle co tu ale akcji mniej, wychodzi na to ze Tolkien zdobył sławę na beztreściowej powieści.
Gdyby nie wyobraźnia scenarzystów byłby jeden film w którym pojawił by się smok na 10 minut i tyle. Jak chcesz fabułę to czytaj książkę. Co jest w ksiażce ważnego a nie ma go w filmie?
W filmie, zwłaszcza w Pustkowiu to jakaś ciągła bieganina. Nie czuć w ogóle tej podróży. Doprowadzającej do skraju wyczerpania psychicznego i fizycznego Mrocznej Puszczy. Kurde weszli, nie wiadomo jak się zgubili, pająki, elfy bang bang i płyną w gumowych beczkach.
Poza tym, powiem jak ja odbieram książkę. Hobbit Bilbo to jakby symbol dziecka czy kogoś kto jeszcze nie dorósł do życia. Boi się mu wyjść na przeciw, zaryzykować, poczuć czym naprawdę ono jest. Siedzi na dupie w swej sferze komfortu, pali fajkę i je tłuste potrawy. Przygoda jest okazją by zacząć żyć na prawdę. Jednak przygoda to ryzyko. Poza tym mamy podróż, na którą składają się nie tylko bezpośrednie zagrożenie życia przez jakichś depczących pięty orków, ale też skromny prowiant, długa wędrówka, zwątpienie. W ogóle nie ma tych elementów w filmie. Lokacje podczas podróży zmieniają się niesamowicie szybko. Wręcz biegiem przebywają całą podróż. Oczywiście podróż ma też swoje dobre strony - świat bywa piękny. Tego też nie ma. W ogóle nie ma magii.
Trochę nie chcę mi się pisać jakiegoś wypracowania, ale jak komuś nie spodobają się moje argumenty, to może jakoś spróbuje się bardziej rozpisać. Zresztą zamierzam w najbliższym czasie ponownie przeczytać książkę, to będę mógł napisać coś na świeżo.
Rzeczywiście Hobbit jako książka był przede wszystkim książką o dorastaniu skierowaną ku dzieciom. Jednak nie sądzę, by film mógł pójść tym schematem ze względu na to, że nie jest to motyw który trafia do dojrzalszych widzów, a przy takim budżecie film musiał mieć szeroką grupę docelową.
Zamiast tego postawiono na akcję i humor co według mnie wyszło całkiem nieźle. Szczególnie przyjemne jest rozszerzenie wątku pierścienia i Bilba.
Myślę, że może trafiać do dojrzalszych widzów. Zwłaszcza takich ze skłonnościami, by więcej myśleć, a mniej działać. ;]
Np. ja. Jako dzieciak byłem poszukiwaczem przygód, teraz jestem ciponiem, ale powoli się ogarniam.
Pozdro.
A możesz mi wytłumaczyć, co masz na myśli pisząc : "Myślę, że może trafiać do dojrzalszych widzów. Zwłaszcza takich ze skłonnościami, by więcej myśleć, a mniej działać. ;]"?
Cos w tym jest, na magie nie starczylo czasu, ja tez wole w tych dwoch filmach te 'wolniejsze' momenty, ale piszesz ze dwojka to ciagla bieganina, a imho jedynka od wizyty u krola goblinow wlasnie taka sie staje, w dwojce jednak jest wiecej tych wolniejszych momentow rozlozonych w czasie, takze mi np. dwojke o wiele lepiej sie ogladalo. Poza tym od poczatku bylo wiadomo, ze Jackson zamierza zajac sie raczej owczesnym srodziemem, jego problemami, a sam biedny hobbit ma byc tylko elementem ukladanki.
Ja miałem wrażenie właśnie ciągłej bieganiny w dwójce, jednak faktycznie momenty postojowe były. Tylko nie dość, że mnie nie urzekały to wręcz totalnie ich nie akceptowałem. Nie podobało mi się sposób w jaki ingerowano w treść książki bądź ją zastępowano. W jedynce podczas pierwszych 40 min byłem na tak. Ale moja sytuacja jest specyficzna, bo najpierw widziałem "Pustkowie" i to w kinie za 20 dychy. ;/ Sposób w jaki potraktowano książkę mnie zdenerwował i zupełnie się zaparłem emocjonalnie względem tego filmu. Niczego prawie, że nie akceptowałem i nudziłem się jak skurczybyk, bo prawie non-stop oglądałem coś, czego nie chciałem tu zobaczyć. ;] Jedynie przy pogadance ze smokiem mogłem trochę odpocząć (od nudy). Natomiast "Podróż" obejrzałem sobie w domu, zupełnie niezobowiązująco i przygotowany na najgorsze, a nawet miło mnie zaskoczyła.
Być może za jakiś czas powrócę do "Pustkowia" i uznam, że ten film jest zjadany, ale na razie nieuczciwe wobec siebie byłoby dawać inną ocenę.
Ja na szczescie juz niewiele z tej ksiazeczki pamietam, wiec pewnie bylo mi latwiej. To co pamietam, to ta duszna atmosfera mrocznej puszczy i strach hobbita i mnie dzieciaka, jak szli przez ten dziki, gesty las. W filmie nie pokazali tego zle, ale jakos tak powierzchownie tylko lizneli temat. Mam nadzieje, ze wersja rozszerzona cos poprawi w tym wzgledzie.
O- a mnie tego brakowało z książki- sceny, w której Thranduil wypytuje Thorina, a ten mu odpowiada na wszystko : "...bo umieraliśmy z głodu". Świetny materiał, ale J. i spółka woleli ten oklepany dramatyzm.
To nie wyobraźnia scenarzystów;) Po prostu do samego Hobbita dodano treść 2 opowiadań Tolkiena.
Nie znam się na tym, ale Radagast "Osrany" też jest postacią wymyśloną przez Tolkiena? Jeśli tak to na ile jego filmowa postać jest pomysłu Tolkiena a na ile filmowców. Spodziewam się, że zgadza się najwyżej imię, ale kto wie.
Imię + rąbnięty starzec żyjące ze zwierzętami.
Miał też jakiś swój udział w historii o czarnoksiężniku z Angmaru.
A, dzięki. To nawet nie najgorzej. Trzeba będzie nadrobić te Silmarilliony, bo ja tylko Włamyhobbita i WP znam.
Radagast jest wspomniany przez Tolkiena - to jeden z pięciu Istari przysłanych do Śródziemia [tak samo jak Gandalf i Saruman]. Wspomniane jest tylko, że kocha on naturę i przyrodę. Tolkien nie pisał nic o obsranej przez ptaki głowie, o turbosankach zaprzężonych w króliki ani o jeżyku Sebastianie.
Silmarilion warto przeczytać, tak jak i odświerzyć sobie "włamyhobbita" oraz Władcę... :D
Osobiście też zawiodłam się na tym filmie... Ale to chyba właśnie przez to, iż był tu aż przesyt efektów specjalnych... Uwielbiam dzieła Tolkiena poszłam na film naprawdę pozytywnie nastawiona i nie chcę go hejtować... Ale... no cóż, spodziewałam się czegoś innego, przyznam szczerze
Od momentu gdy powiedziano ze będzie więcej jak jedna część hobbita było wiadomo ze film będzie ociekał efektami specjalnymi i akcją, nie może być inaczej gdy robi się film trwający 8 godzin w oparciu o książkę mająca jakieś 250 stron.
Tak w ogóle co wy chcecie od fabuły?? nie wycięto niczego istotnego a wręcz tylko to co mnie drażniło w książce.
Terodi czego się spodziewałaś??
Po pierwsze, nie mam nic do fabuły. Po drugie, fakt, wiadomo było tyle że... hm... oni zrobili z tego przesyt. A spodziewałam się czegoś mniej naciąganego. Ale to moje zdanie, nie narzucam go nikomu, jedynie się wypowiadam. Nie trzeba się od razu denerwować. Każdy miał prawo wyjść z filmu z innymi odczuciami.
Naciąganego ?? Co tam było naciągane ?? no dobra Legolas którego tam nie powinno być był i ta jak jej tam elfka, poza tym te orki ich za długo ganiały, ale przecież wątek saurona nie jest niczym naciąganym, ot dodali do Hobbita co nieco z reszty twórczości Tolkiena. No chyba ze chodzi o przerobienie książki dla dzieci w bardziej mroczna opowieść. Choć być może jakby Tolkien pisał Hobbita po napisaniu władcy pierścieni to właśnie tak by on wyglądał.
Dlaczego nie powinno być Legolasa? To był przecież syn Thranduila więc jego postać ukazana w filmie jest jak najbardziej logiczna. Rozumiem Tauriel, której nie było w ogóle nigdzie.
Tak logiczne jest że się tam pojawił. Ale kolega wyżej ma rację. Nie powinno go być. To że jego występ jest logiczny nie oznacza, że MIAŁ on być. Dodali go żeby ludzie mieli więcej znajomych bohateró przed oczami. Zresztą jego rola w tym filmie jest bezsensowna. Nic a nic nie wnosi do fabuły. Więc dziwię się, że ludzie mogą w ogóle pisać że POWINIEN tam być.
A moim zdaniem, Legolas powinien być w filmie, skoro zarówno " Hobbit " jak i " Władca Pierścieni " mają stanowić jedną, spójną całość\zrozumcie to wreszcie, że filmowy " Hobbit " jest w 100% podporządkowany wcześniejszej ekranizacji / adaptacji " Władcy Pierścieni " i że nie można było zaadaptować tej książki bez tego piętna.
Jaka spójną całość. Czy gdyby nie było Legolasa to nie byłoby tej całości? Postać elfa nie wnosi absolutnie niczego do tego filmu i jest zupełnie zbędna.
Ano taka że poznamy różnicę charakteru pomiędzy Legolasem i jego tatusiem i zrozumiemy, dlaczego Legoś jest bardziej otwarty niż inne Elfy Leśne.
No mam nadzieję, że będzie jak piszesz bo inaczej sens tej postaci byłby zerowy.
Czemu powinna, bo był synem króla? Po tym co zobaczyłem to wlałbym żeby była sama Tauriel.
Niby tak, ale jednak w Hobbicie nie jest nawet słowem wspomniane o Legolasie. Mógł się co prawda pojawić w bitwie 5 armii, ale Tolkien nic o tym de facto nie wspomina. Według mnie powinno go nie być, albo, ewentualnie żeby pojawił się do momentu ucieczki krasnoludów z twierdzy. Przebiegnięcie za nimi i za zakochaną w Kilim Tauriel aż do samego Dale i samotnej góry jest co najmniej przesadzone. Chociaż zabawny był moment kiedy Legolas przeszukał Gloina i znalazł ten wisiorek nie wiedząc, że właśnie widzi na zdjęciu dzieciaka, który za kilkadziesiąt lat będzie jego przyjacielem :)
Ta scena też mi się podobała. Brak Legolasa w książce Hobbit wynika po prostu z tego, że Tolkien jeszcze nie planował tej postaci w LOTR.
A nawet jeżeli planował cokolwiek to i tak nie wniósł zupełnie nic do fabuły książki
Również sądzę, że Legolasa nie powinno być w takiej formie.
Gdyby to była rola na 1 max 2 sceny to tak, super, jest nawiązanie do LOTRa, jest logiczne i fajne.
Ale wpychanie go na siłę do większej roli nie miało sensu.
:D
Moim zdaniem umieszczenie Orlando Blooma w pierwszej scenie w której się pojawił - było mistrzostwem. Kiedy elfowie zatrzymują krasnoludów i ktoś podaje dowódcy [Legolasowi] medalion z podobiznami najbliższych Gloina - jego mina = bezcenna! Gdyby na tym skończono jego występ - byłby to właśnie uśmiech, perskie oczko do widzów Władcy. A tak?
Gdyby był tylko w tej scenie to byłby narzekania, że dali go za mało. Jak jest więcej - to, że za dużo. Wszystkim się nie dogodzi. Fakt jest jednak taki, że Legolas jest w tym filmie i nikt tego nie zmieni.
Ci, którzy znają "Hobbita" by nie narzekali - a ci co nie czytają... No cóż, ci chwalą rozwleczenie do u...śmiechniętej śmierci wątku spiczastouchego książątka.
Poza tym nawet nie chodzi o to ILE tego Legolasa umieszczono - a JAK to zrobiono: po prostu słabo, bez pomysłu na postać i bez sensu związanego z treścią.
Fakt jest taki, że film "dzięki" takim bzdetom jest najwyżej średni. I, owszem, nikt tego nie zmieni. Bo panreżyser ma w odwłoku prozę Tolkiena i umie już chyba tylko liczyć dolary. Chwała Bogu, że Ch. Tolkien ODMÓWIŁ mu sprzedaży praw do filmowania innych historii ze Śródziemia...
A ja czytałem książkę i mi nie przeszkadza, że film jest długi. Wręcz przeciwnie. Tolkien po prostu nie umieścił Legolasa w książce bo podczas jej pisania jeszcze nie było planów stworzenia tej postaci w LOTR. Jackson jak Jackson, ale nie wiem czy ktoś lepiej by zrobił te filmy. Zwłaszcza LOTR.
Ano nie wiemy, czy ktoś inny nie zrobiłby tego lepiej... I zapewne się nie dowiemy.
Widzisz, ja uważam, że WIĘKSZOŚĆ [większość - nie znaczy wszystkie] zmian, które PJ wprowadził we Władcy jest mniej lub bardziej uzasadniona. Wycięcie wątku Toma Bombadila - w gruncie rzeczy Tom jest postacią epizodyczną i nie ma większego znaczenia dla całości wyprawy. Dodanie scenek romantycznych Obieżyświata i Undomiel - jakoś czytając książkę nie miałam najmniejszych wątpliwości, że oni się kochają - acz wynika to raczej z ich myśli, niż scen "wprost". W filmie komentarzy odautorskich czy przemyśleń bohaterów umieścić się nie da, więc dodanie scen w Rivendell było rozsądne, by to uczucie widzom POKAZAĆ, tak by w Powrocie Króla nikt nie był zaskoczony, że wyskakuje jakiś babon Bóg wie skąd i dla wszystkich nagle ma być jasne, że to od dawna ukochana króla. W Hobbicie takiego uzasadnienia brak. Bo NIE JEST uzasadnieniem w akcji "że to uatrakcyjnia". A dosmarowanie wątków rudej laluni, Legolasa, pływu kajakowego na taczce [Thorin], wszystkie akcje Azoga - służą tylko przedłużeniu filmu. A nie czepiam się np. rozmowy Gandalfa z Thorinem w Bree - jest "fajnie" wpleciona w treść, pasuje klimatem i [teoretyzując] mogłaby się odbyć.
Nie chodzi o to, że każdy, kto czytał książkę musi ten film krytykować! Chodziło mi raczej o to, że miłośnicy prozy Tolkiena zaakceptowali by z przyjemnością Hobbita bez tych "udziwacznień" i "unowocześnień".
Z Tauriel to się mogę zgodzić bo jej faktycznie nie było w książce, z Azogiem ewentualnie też, ale mi nie przeszkadzał. Jednak wątki Saurona i Legolasa są uzasadnione. O Czarnoksiężniku w książce było wspomniane więc czemu go nie pokazać. Legolas, jak wiadomo, był synem Thranduila to czemu go nie pokazać (mimo, że w książce nie było o nim wspomniane).
Tauriel i właściwie wszystko co jej dotyczy jest idiotyczne, chociaż aktorka zdecydowanie atrakcyjna. Azog zginął ponad sto lat wcześniej i Bóg raczy wiedzieć po co PJ go odkopał - poza rozwlekaniem czasu. Zauważ też, że zmieniając te wydarzenie [śmierć Azoga] kompletnie zmienia historię Daina Żelaznej Stopy, czyli [de facto] opowiada kompletnie inną historię, która w Śródziemiu po prostu nie miała miejsca - bo dla mnie, jeśli idzie o Śródziemie wszechwiedzący był - J.R.R.
Czarnoksiężnika się nie czepiam, niechby - Tolkien nie napisał wyraźnie co Gandalf robił po odłączeniu od kompani, więc powiedzmy, że MÓGŁ spotkać się z Sauronem w Dol Guldur. Tylko to by świadczyło o jego kompletnym debilizmie, ewentualnie sklerozie galopującej [albo też o po prostu gigantycznym niechlujstwie PJ-a], bo we Władcy, który odbywa się [w przeciwieństwie do książkowej wersji] dużo szybciej po wydarzeniach z Hobbita jest zdumiony i zaskoczony, że "zło podnosi łeb w Mordorze", musi szperać po starych księgach by wydedukować co to może być za zło... Tak szybko zapomniał "gościnność" Saurona?
Co do Legolasa to już mówiłam - nie tyle chodzi mi o sam fakt jego obecności, co o to JAK był obecny - miny jak z "Niewolnicy Isaury" [bo ruda niunia wolała flirtować z krasnoludem niż z nim podziwiać gwiazdy], kicanie po krasnoludzkich głowach, kosząc przy tym orków na kopy, snowboard na ciele ubitego orka... Skoro PJ do tego stopnia nie miał pomysłu na wplecenie tej postaci w fabułę, trzeba było dać jej spokój, poprosić Orlando o dosłownie kilka scen - i przesunąć go dwoma - trzema epizodami - i na tym skończyć.
"zdumiony i zaskoczony"? Nie sądzę. Raczej był "zdumiony i zaskoczony", że pierścień, który miał Bilbo, a potem Frodo to ten Jedyny. Przecież nawet w książce (w Drużynie Pierścienia) było powiedziane, że Sauron został wypędzony z Dol Guldur, a potem próbowano go bodajże śledzić, ale się to nie udało głównie za sprawką Sarumana, który już wtedy był po złej stronie.
Obecność bezproduktywnego Legolasa, to jeszcze pryszcz, ale żałosne było dopiero wciśnięcie Gimliego w dialog elfa z Gloinem.
A w mojej ocenie to próba na siłę wciśnięcia znanych nam postaci z LotR do Hobbita, bo przecież "lubimy najbardziej te piosenki, które już wcześniej słyszeliśmy".
No ale jakby nie patrzeć to ma sens, Gloin jest ojcem Gimliego, więc to nic nadzwyczajnego, że nosi medalion z jego podobizną, w końcu ma długi szmat czasu go nie widzieć.
A ja uważam, że bardzo dobrze, że pokazali Legolasa w Hobbicie. Niektórzy piszą, że został wciśnięty na siłę i temu się dziwię. Na siłę została wprowadzona Tauriel. To właśnie niedorzecznością byłoby brak obecności Legolasa. Niezależnie co zagrał i niezależnie od książki w filmie powinien się pojawić i dobrze, że się pojawił.
A być może całkiem inaczej? To jest "gdybanie" - co by Tolkien zrobił... Nadmienię, iż "Hobbit" to rok 1937, Władca zaś - 1954 - 1955. Tolkien zmarł w 1973 roku. Gdyby uznał za stosowne zmienić Hobbita - miał wystarczająco dużo czasu, a wszystkie książki o Śródziemiu wskazują, że nie miał też ograniczenia wyobraźnią.
Zaś w filmie naciągane jest niemal wszystko: Mroczna Puszcza wyglądająca jak skwerek miejski [mały!], cała postać Legolasa, jego balety - piruety na krasnoludzkich łbach podczas spływu, te stada orków pojawiające się chyba tylko po to, żeby spiczastouche książątko miało do kogo strzelać, cały wątek elfiej markietanki, kompletnie irracjonalne gonitwy krasnoludów ze smokiem [choć Smaug zrobiony genialnie - chapeau bas, Benedict!]... Można by długo wypisywać bzdury, nielogiczności i inne.
Też nic nie mam do fabuły w tym filmie. Z prostego powodu, ten film nie ma fabuły, jest zlepkiem różnych scen, efektów, widoków i luźnych wątków pobocznych. Jak dla mnie to był film o Legolasie, Tauriel i Azogu, reszta była tłem tła.