Film dostał ode mnie wysoką ocenę, ale chyba tylko z powodu jakiegoś sentymentu ze względu na to , że od początku do końca reżyseruje to P.Jackson. Ta część ma
swoje wady i zalety, ale w ogólnym rozrachunku jestem troszeczkę zawiedziony - może ze względu na to iż czytałem książkę (jednak do pierwszego filmu nie miałem
większych uwag). Na plus na pewno sam początek filmu.Retrospekcja, w której Gandalf spotyka się w Bree z Thorinem Dębową Tarczą podsyciła moje oczekiwania,
niestety później było trochę gorzej.Najbardziej jestem rozczarowany spotkaniem Krasnoludów z Beornem, w literackiej wersji był to jeden z moich ulubionych
momentów zaś w filmie jest on okrojony i mało ciekawy. Dodany wątek napięcia, które powstaje między Tauriel i jednym z krasnoludów jest w mojej opinii słaby i
niepotrzebny a wręcz skandaliczny.Również sceny walk zwłaszcza gdy pojawiają się elfy są dużo bardziej przesadzone niż te z filmowej Trylogii (owszem tam też
zdarzały się nierealne momenty, ale było ich mniej jak na mój gust), sceny starć są zbyt efekciarskie.Obawiam się, że te wszystkie uwagi wynikają z faktu iż Hobbit jako
książka jest bardziej baśniowa niż Trylogia (ta wydała mi się ciut bardziej poważniejsza). Filmy próbują być utrzymane w tej samej konwencji (jako kino dynamiczne,
nastawione na efekty) co sprawia, że w przygodach Bilbach była potrzebna większa ilość zmian.To takie wstępne uwagi, które mi przyszły na myśl tuż po obejrzeniu
Pustkowia Smauga.
Przepraszam jeżeli trochę chaotycznie.Jeżeli ktoś chcę podyskutować lub chce się podzielić swoim zdaniem (zwłaszcza jeżeli jest inne) to chętnie nawiążę kulturalny
dialog.