W najnowszym wydaniu Hobbita wydawnictwa Bukowy Las nazwa "desoltion of Smaug" została
dokładnie przetłumaczona. Nazwa angielska pojawiła się pierwszy raz na wykonanej ręcznie przez
samego Tolkiena mapce Samotnej Góry i okolic. Polski odpowiednik to "Pustkowie Smauga" . Więc nie
rozumiem skąd "radosna i kolorowa" twórczość naszych polskich tłumaczy i tytuł Samotna Góra.
Jak zwykle pewnie chodzi o to, żeby tytuł był jak najkrótszy i prosto brzmiał dla przypadkowych widzów-popcorniarzy... Podobnie z pierwszą częścią - skoro tytuł można było przetłumaczyć jako "niezwykła podróż", cóż szkodziło zahaczyć o bardziej sensowną i wierną oryginałowi, a przecież nie trudniejszą wcale "niespodziewaną podróż"? Czy jesteśmy aż takimi kalekami językowymi?