Moim zdaniem książka o wiele ciekawsza niż film,mimo że jest krótka i szkoda że nie oddali w
100% tego co jest w niej zawarte jednak nie zmienia to faktu że film i tak jest godny polecenia;)
Masz rację, tylko ja np też bym w swojej wizji trochę inaczej nakręcił film.. tyle że bez Tauriel, Azoga, i Bolga..Legolasa bym zostawił. w końcu mogło tak być że poznał ojca Gimliego ;) no i bym pokazał bitwę i inne rzeczy o których Tolkien wspomniał , albo napisał parę zdań ;D
A mnie brakowało takich szczegółów jak ta całkowita ciemność w lesie o której była mowa w książce która wg mnie nadała klimatu czytając to lepiej sobie wyobrażałem tą ich przeprawę niż widząc to w filmie,ja w ogóle się zastanawiam skąd ta Tauriel się wzięła nie pamiętam by w książce było cokolwiek o takiej postaci :D
Nie było wcale, Peter Jackson sam powiedzial ze wymyslili pare postaci, Thranduril tez chyba byl wymyslony, albo dodany z innego okresu czasu.. Nie wiem na kija im byla ta Tauriel i po co robic love scene z krasnoludem ;/
Mi się strasznie podobał sam początek, w Hobbitonie, mega klimat ;D a najgorzej i w sumie mogli skrocic, te bieganie u goblinow. zamiast tego dac ksiazkową wersje Bilba, pierscienia i Golluma
Thranduril musiał byćz tego co pamiętam, bo jakby nie patrzeć to w jego pałacu były uwięzione krasnoludy. Tauriel mi nie przeszkadza kompletnie. Jej sceny z Kilim są tak rozkosznie delikatne, że nie zakłócają mi odbioru filmu w jakikolwiek sposób. Swoją drogą polecam wersję reżyserską z lektorem - mega.
Właśnie przedwczoraj oglądałem po przeczytaniu wersję reżyserską z lektorem,jakoś dubbing mi nie podchodzi chodź w ostateczności da się przeżyć :)
Oglądalność też, ale sądzę że tu chodzi o coś innego. Jak wiadomo wątki miłosne to typowe gry uczuciowe, a każde uczucia na ekranie poruszają nasze własne. Agresja budzi agresję, współczucie i smutek - tu odpowiednio do nich, a wątki miłosne zbliżają nas do bohaterów. W ogóle "ciepłe" uczucia sprawiają, że bardziej lubimy zwykle dane postaci i chętniej się z nimi utożsamiamy. Po co jest więc ten wątek? SPOILER DLA TYCH CO JAKIMŚ CUDEM NIE CZYTALI KSIĄŻKI. Aby smutek po śmierci Kiliego był jeszcze większy, tak jakby śmierć "za" Thorina to było mało ;). Bo miłość do rodziny to jedno, a do drugiej osoby to drugie. Tu będziemy mieli stratę obydwu. Mi się ten pomysł bardzo podoba, bo miłości/pożądania jest niewiele w uniwersum Śródziemia, a tej tragicznej to jak igły w stogu siana szukać ;).
W sumie można by odnieść to do wszystkiego w każdym dziele jak i w tym wypadku Hobbicie gdzie jest ukazane wiele uczuć i sytuacji z którymi sami możemy się utożsamiać,dzięki temu zawsze dany film ogląda się wg mnie lepiej gdzie możemy poczuć się jak jeden z bohaterów czyli jednym słowem zgadzam się w 100% ;)
Ja nie mogę zrozumieć tego porównywania jakości książek i filmów. Film to film, książka to książka. To trochę tak jakby porównywać rzeczywiste płetwonurkowanie z programem o nurkach w TV. Rozumiem, że gdyby mowa była o ekranizacji, czyli kropka w kropkę przepisanie treści książki na scenariusz filmu, to można by sobie porównywać każdy szczegół. W przypadku adaptacji mamy do czynienia z autorską wizją reżysera, OPARTĄ na motywach książki i innych źródłach (tutaj przeróżnych zapiskach Tolkiena i jego opowiadaniach), plus własnych pomysłach reżysera. Książkę każdy odbiera po swojemu, ma własną wizję każdego przeczytanego opisu czy sceny. Dla jednej osoby taki Bilbo choćby może być pomniejszoną wersją człowieka, dla innej może być jakimś fantastycznym stworkiem. Dla jednej osoby Smaug będzie zieloną jaszczurką a la Godzilla, dla innej ogromnym gadem o długiej szyi. Mówiąc wprost, ilu czytelników tyle wizji świata przedstawionego. W przypadku takiego filmu możemy ocenić co najwyżej czyjąś wizję, jej wykonanie i wpływ jaki ma na widza, a nie użalać się, że to powinno być inaczej, tego nie powinno być wcale bo ja zrobiłbym/zrobiłabym to inaczej... etc. To zróbcie to inaczej, po swojemu skoro tak to niektórym przeszkadza... W ogóle coś zróbcie. Dla mnie ta adaptacja "Hobbita" i taka a nie inna jej interpretacja, jest strzałem w dziesiątkę. Mam więcej niż mogłabym sobie wyobrazić. Zamiast biernie śledzić wydarzenia z książki, wciąż jestem zaskakiwana czymś nowym. Mogę śledzić nie tylko wyprawę trzynastu krasnoludów, czarodzieja i hobbita, ale też wiele wątków pobocznych. Mam podane na tacy "połączenia" tych wątków z wątkami znanymi mi z Władcy Pierścieni. Mam wspaniałą muzykę, charakteryzację, scenografię i grafikę... na co tu narzekać? Oglądam film i sprawia mi to frajdę. Czytam książkę i interpretuję ją po swojemu. Oddzielam te dwa światy i cieszę się, że mogę "zobaczyć tę samą historię" z dwóch różnych perspektyw. Dwie wizje tej samej opowieści. Która jest lepsza? Żadna. Bo każda jest inna, każda jest na swój sposób wspaniała i każda jest odrębnym "dziełem sztuki" czy to filmowej czy literackiej.
Proszę pierw czytać ze zrozumieniem,napisałem ciekawsza a nie lepsza poza tym jak pisałem że brakowało mi pewnych elementów z książki to tylko moja subiektywna opinia bo i tak uważam że film jest bardzo dobry więc nie wiem o co kaman tak w ogóle ? ;)
Zapomniałam dodać notki , że to nie odnosi się do wyżej wymienionych wpisów :). Przepraszam.
Napisałam ogólnie do tematu. Czyli Porównywanie jakości książki do jakości filmu. I odnośnie wszystkich tych wiecznie narzekających na wszystko osób.
Ja nie potrafię porównać tego czy książka bardziej mi się podobała, czy też ciekawszy był film (chyba, że jak to napisałam... byłaby to typowa ekranizacja). Mogę porównać książkę do innej książki. Powiedzmy Władca Pierścieni a Hobbit. Albo film do filmu. Ale nie literaturę do filmu.
Ja tylko wyraziłem swoją opinię że była ciekawsza,mam świadomość tego że film to nie ekranizacja tylko adaptacja więc tym bardziej byłoby nie na miejscu porównywanie,jak dla mnie nie ma nic złego w taki porównaniu ciekawsza bądź nie bo to nie oznacza że jedno dzieło jest lepsze jakościowo od drugiego,jak wspomniałem książka jak i film godna polecenia po prostu bardziej przypadła mi do gustu książka :)
Mi się książka szalenie podobała :) Przyznam, że nawet bardziej niż trylogia Władcy Pierścieni, bo była lżejsza w odbiorze i nie tak poważna. Natomiast film uwielbiam. Dla mnie obie te historie są równie ciekawe. Przy czym rozumiem, że sama historia... Pomijając sposób postrzegania ( obraz wyświetlany na ekranie czy też wyczytany z tekstu) różni się na tyle, że niektórym któraś może się podobać bardziej.
W pierwszym poście pisałam o jakości, dwóch odmiennych dzieł (książka a film). Nie o subiektywnej ocenie historii jako ciekawszym, czy mniej ciekawym ciągu wydarzeń :). Mam nadzieję, że wyjaśniłam w czym rzecz.