PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=637408}
6,9 15 017
ocen
6,9 10 1 15017
7,3 32
oceny krytyków
Holy Motors
powrót do forum filmu Holy Motors

Pari, Pari

ocenił(a) film na 6

Surrealistyczna podróż przez gatunki i konwencje, zabawa mocno postmodernistyczna, ale ubrana przy tym w poetycką formę. Epizodyczna struktura ma zarówno swoje zalety, jak i wady. Miejscami, zwłaszcza w pierwszej połowie, przyjemnie jest to zanurzone w tradycji absurdu, potem niestety robi się nieco mdło: kiedy Carax stara się uderzyć w bardziej sentymentalne tony, bywa równie ckliwy jak Jeunet w swych kolejnych dziełach, począwszy od "Amelii". Może rzecz także w tym, że nigdy nie trafiała do mnie ta "francuska wrażliwość", mi osobiście kojarząca się z nadętym upozowaniem - te wszystkie berety, miłosne szepty (je t'aime, je t'aime), zajadanie się bagietkami i artyzm przez duże "A". Tutaj również Paryż musi być "miastem zaczarowanym", jednak mi osobiście jawi się jako kolejna brudna europejska stolica, do której jednak metafory mechanizacji współczesnego świata, i jednoczesnej dehumanizacji, kompletnie nie pasują.
Idąc tą drogą, "Holy Motors" choć plastycznie zachwycające, zakręcone w sposób pozytywny i dostarczający inspiracji, koniec końców, mnie nie porwało. Zdołało wciągnąć w sposób zaledwie wystarczający, bo zabrakło jakiegokolwiek konkretniejszego punktu odniesienia. Warstwa znaczeniowa jest tu, tak po prawdzie, banalna, jedynie forma "ciągnie" ją w górę. Ładne, pomysłowe, ale niestety nieangażujące emocjonalnie.

użytkownik usunięty
Caligula

Et tu, Brute, contra me? Moja kuzynka, kinofilka, z którą zwykle mamy bardzo zbieżne opinie, wyszła w trakcie. Tak samo zresztą jak na "Wojnie polsko-ruskiej" parę lat temu. Argumentacja podobna do Twojej - przerost formy nad treścią. A ja z kolei po raz pierwszy od tych czterech lat (kiedy obejrzałem "Wojnę") ponownie poczułem najpierw dreszcze, buzowanie krwi w żyłach, a potem wyładowania elektryczne w mózgu, totalną reorganizację neuronów, budowanie przez nie całkiem nowych, fantastycznych struktur.

Szkoda, że też tego nie czujesz, bo to naprawdę niezłe uczucie, ale to akurat kwestia indywidualnej wrażliwości. Każdy jest inny, co jest swoją drogą piękne. Z jednym muszę się jednak zdecydowanie nie zgodzić. Że "warstwa znaczeniowa jest tu, tak po prawdzie, banalna, jedynie forma <<ciągnie>> ją w górę". U Caraxa zawsze warstwa znaczeniowa jest na pierwszym miejscu i nigdy nie jest banalna, a forma jest tylko odbiciem uczuć, emocji, myśli, których w przypadku Caraxa nie dałoby się zapisać za pomocą zwykłego języka, za pomocą filmu nie-obcojęzycznego (teraz trochę odpływam - trzeba obejrzeć to -> http://www.youtube.com/watch?v=eIKGCu5bUsI , żeby zrozumieć, o czym ja tu chrzanię).

A więc do rzeczy. Już Shakespear napisał "świat jest teatrem, aktorami ludzie". Czy to jest banalne zdanie? Śmiem wątpić. Nawet po tych wszystkich latach. Bo czy Gombrowicz, który pisał w "Ferdydurke" o maskach, o upupianiu, też był banalny? Mimo, że wcale-nie-tak-bardzo-oryginalny-jak-by-się-z-pozoru-mogło-zdawać. No, a właśnie "Holy Motors" to film o tych wszystkich maskach, które na co dzień zakładamy. Bo tytułowe "holy motors" to oczywiście my sami, ludzie. Homo Sapiens Sapiens. Zresztą niewiele różni od małp (o czym przypomina ostatnia scena filmu). Jesteśmy wszyscy tą samą osobą, która raz potrafi być dyrektorem banku, a zaraz potem żebraczką. Co sprawia, że jesteśmy tym, kim jesteśmy? Czy to nasz wybór? Kto rozdaje nam role? Kto wysyła na kolejne "spotkania"? Czy mamy nad tym jakąś kontrolę? Dlaczego się na to godzimy? Dla "piękna samego aktu"? Czy dla "piękna w oczach widzów"? Czy śmierć jest wyzwoleniem? Czy jest dobrym rozwiązaniem? Kurczę, wszystko można powiedzieć o tym filmie - nuda, przerysowanie, chaos. Ale na pewno nie - banalność warstwy znaczeniowej, czy brak treści.

Dlaczego tak mocno mnie trafił ten film? Dlaczego poza "Wojną" nic nigdy nie poruszyło mnie aż tak? Po części chyba też dlatego, że swój pierwszy wiersz napisałem dokładnie o tym, o czym jest cały ten film. I może jest to trochę dziecięco-naiwne, nawet infantylne. Ale na pewno nie banalne.


"Dzielność"

Nie patrzę pod nogi, nie pragnę gwiazd
w szalonym tańcu wiruję.

Nie słysząc muzyki, nie widząc ciebie,
tańczę dla siebie.

Szczęścia nie da mi ten świat,
da mi je...
namalowany kwiat.


PS Nie wiem, czy już to odkryłeś, ale na wszelki wypadek, w nawiązaniu do naszych wcześniejszych muzycznych dyskusji, polecam Twojej uwadze kawałek z antraktu "Holy Motors" w oryginalnym wykonaniu RL Burnside'a (który był duchowo-muzycznym guru Johna Spencera, o którym wspominałem na Twoim Filmweb-blogu):

http://www.youtube.com/watch?v=7lzpDwaxGk4

ocenił(a) film na 6

Trochę szkoda, że odbierasz to tak osobiście. Oczywiście, mogłem przytaknąć Ci we wszystkim, co napisałeś i dać od niechcenia temu filmowi 10/10. Tylko po co? Obejrzałem i wyraziłem swoją opinię - każdy ma do tego prawo i każdego odczucia będą inne.
Zgadzam się z Twoją interpretacją, żeby nie było, ale, tak jak sam napisałeś - pisał już o tym Szekspir, pisał Gombrowicz, pisało wielu innych. Powstało również wiele filmów poruszających ów wątek, w mniej lub bardziej zawoalowany sposób, by wymienić chociażby "Zawód: reporter" Antonioniego. Sposób ujęcia tematu przez Caraxa jednak mnie nie przekonał. Tak jak już napisałem wcześniej - zabrakło w "Holy Motors" tego czegoś, co sprawiłoby, że obudziłyby się we mnie jakiekolwiek emocje. Może po prostu nie byłem w stanie odnieść tego filmu do samego siebie, a to w przypadku subiektywnego odbioru dzieła jest warunkiem wręcz koniecznym. Podobnie nie odnalazłem się we wspomnianej przez Ciebie "Wojnie polsko-ruskiej" i nie boleję jakoś nad tym. Widzisz, jestem raczej osobnikiem "starej daty", że się tak wyrażę i na pewne odmiany myśli postmodernistycznej reaguję równie alergicznie jak na projekty Michaela Baya czy "wizjonerstwo" Camerona.
Tym samym, pozwolę sobie obstawać przy moich odczuciach na temat HM. Nie twierdzę przy tym, że jest to film zły, po prostu nie dostrzegłem w nim znamion "dzieła wybitnego", choc jestem w stanie zrozumieć Twoje stanowisko. Rozumiem również "uczucie", które dość obrazowo opisałeś - niestety, nie było moim udziałem w tym szczególnym przypadku. Ale jakoś nie czuję się przez to uboższy wewnętrznie. Odbiję sobie przy następnej okazji,)
A kawałek rzeczywiście jest fajny.

użytkownik usunięty
Caligula

Może trochę zbyt emocjonalnie napisałem ten komentarz powyżej (zresztą ten na temat "Tylko Bóg wybacza" też - z góry ostrzegam), ale to po części świadomie, bo chciałem pokazać swoje emocje, jakoś uzasadnić moją ocenę i to, że Cię namawiałem na ten film.

Twojej oceny nie odbieram bynajmniej osobiście. "Et tu Brute?" pisałem raczej z przymrużeniem oka. Zresztą później też wspomniałem, że to dobrze, że ilu ludzi, tyle rodzajów wrażliwości. To bardzo specyficzny film, więc jest w pełni zrozumiałe, że nie musisz tego kupować "po całości". Ja pewnie z kolei nie poczuję nigdy tego, co Ty czujesz przy różnych innych okazjach, jak dla przykładu przy "Artyście", który według Filmwebu "najbardziej nas dzieli".

Czasem mogę zabrzmieć, jakbym miał pretensje, czy oskarżał, ale to już taka moja specyfika. Ja jestem urodzonym buntownikiem i w rozmowach zwykle neguję stanowisko dyskutanta. A z Tobą i tak jestem zwykle wyjątkowo zgodny w różnych opiniach, gustach i upodobaniach, co mnie już nie raz bardzo zaskakiwało. To tutaj to tylko pewien interesujący wyjątek od tej reguły.

ocenił(a) film na 6

Doskonale to rozumiem (-mam dosyć tego przeziębienia, -świetnie to rozumiem, -wątpię, -a jednak), bo niestety też do wielu kwestii związanych (zwłaszcza) z kinem podchodzę nazbyt emocjonalnie. Zrozumiałem też, że z Brutusem nie było na serio, wolałem jednak, żeby było jasne, że nie ma tu miejsca żadna negacja - czytaj: moje zdanie o HM nie jest jednoznaczne z tym, że uważam każdego kto się nim zachwycił za pretensjonalnego, upozowanego czy cokolwiek w tym stylu. Po prostu film nie "wcelował" w mój typ wrażliwości, który zresztą jest dosyć spaczony (wielu nawet nie nazwałoby wrażliwością tego, co ja pod tym terminem umieszczam). Co do "Artysty" - hmm, będę musiał sprawdzić, jaka ocenę wystawiłeś, bo nawet nie widziałem, że FW twierdzi, ze to "kość niezgody". Ale to chyba wina tego, ze pewne "nowelizacje" na tym portalu jakby przeszły gdzieś obok mnie,)

użytkownik usunięty
Caligula

> Co do "Artysty" - hmm, będę musiał sprawdzić, jaka ocenę wystawiłeś

Sam przed chwilą to sprawdziłem i aż się przeraziłem. Tyle oscarów, a ja wystawiłem 4? Z tego, co pamiętam, chodziło mi o to, że uznałem ten film za taką laurkę wystawioną Hollywood, za takie celebrowanie hollywoodzkości, czyli napompowanej do granic możliwości formy, za którą nie stoi żadna treść (jak mi to dziwnie przypomina Twoje uzasadnienie oceny "Holy Motors"). Ta ocena miała być więc protestem przeciw Hollywood, a odwaga do jej wystawienia wynikła z tego, że poczułem wsparcie ze strony Agnieszki Holland, która - podobnie do mnie, tylko, że oficjalnie w telewizorze - nazwała ten film "idiotyczną wydmuszką":

http://www.tvn24.pl/kultura-styl,8/holland-o-artyscie-idiotyczna-wydmuszka,20198 9.html

Sam już nie wiem, może jednak przesadziłem w tym przypadku, może to po prostu taki trochę przerysowany wyraz moich poglądów politycznych na temat Hollywoodu. Coś jak motywacja a la Złote Maliny, do których nominację dostał swego czasu Kubrick za "Lśnienie". Czyli że ta ocena może i nie jest do końca sprawiedliwa, ale coś istotnego wyraża.

ocenił(a) film na 6

Po części z pewnością laurka dla Hollywood. Tyle, że tego dawnego, który jednocześnie można uznać za synonim "magii ekranu". Mój stosunek do Fabryki Snów jest dwojaki i nie będę się teraz nad nim rozpisywał, bo musiałby wyjść cały elaborat. Powiem jednak tak: nie sposób całkowicie przekreślać zasług amerykańskiego kina, bo bez niego nieporównanie uboższa byłaby cała kinematografia światowa. Cała francuska Nowa Fala to młokosy zapatrzone w obrazy zza Atlantyku, to samo można zresztą napisać o praktycznie każdej innej europejskiej kinematografii, wliczając w to polską (oczywiście nie mam w tym momencie na myśli współcześnie produkowanych gniotów, które "amerykańskość" starają się nieudolnie naśladować). "Artysta" z kolei "kupił" mnie właśnie za sprawą sentymentalnej natury spojrzenia na Złoty Wiek Srebrnego Ekranu - cała wyjątkowość kina polega na tym, że potrafi przemawiać za sprawą samych obrazów, co idealnie mu wychodziło, zanim narodził się dźwięk.
Wypowiedź Holland ciężko mi komentować, bo, po pierwsze, uważam że podyktowana była zawiścią (ona, wspaniała "artystka", stworzyła dzieło "wybitne", przy którym obraz Dujardina to pozbawiony treści "bzdet" - przeciez tam nawet słowa o Żydach nie ma!), po drugie - delikatnie mówiąc, nie cenię jej jako reżyserki. Jak dla mnie, to taka bardziej zakompleksiona wersja "mistrza" Wajdy.
I na koniec, powtórzę jeszcze raz: nie twierdzę, że HM nie niesie ze sobą żadnej treści. Prawda jest po prostu taka, że ta treść nie skłoniła mnie do głębszych rozmyślań, refleksji, etc.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones