Trio Wright - Pegg - Frost po raz drugi doprowadziło mnie do płaczu ze śmiechu i nieustannych skurczów brzucha. Po wariacji (jak to obrze pasuje;) na temat horrorów gore z zombiakami w "Wysypie żywych trupów" tym razem mamy film uwypuklający wszelkie shematy i głupoty amerykańskiego kina sensacyjnego. Wystarczy rzut oka na plakaty by już zacząć się śmiać, a co dopiero na samym filmie.
"Hot Fuzz" rozkręca się dosyć długo. Szczerze z początku byłem daleki od zachwytów, bo chociaż "Wysyp..." też miał podobną sytuację, to tam było jednak lepiej. Po czasie jednak, kiedy już się wyraźnie scenarzyści rozkręcili poziom absurdalności i genialności tego filmu wzrasta jak na drożdżach, swój szyt osiągając w ostatnich 30 minutach, które oglądałem przez łzy z nieustannym bananem na twarzy. Praktycznie jest to mieszanka całej masy gatunków filmowych: krymianału, sensacji, horroru, westernu...wszystko to w polane sosem angielskiego humoru, który można albo kochać albo nienawidzić. Oczywiście jestem w tej pierwszej grupie;)
Prześmiewczych sytuacji i wyśmienitych, głupich do bólu dialogów tu nie brakuje. Te drugie przy swojej głupocie powalają całą masą ckliwości i patosu, którego szczytem jest chyba kwestia o powrocie na błękitnych obłokach;) Dostaje się też "Kodowi Da Vinci", skojarzenie chyba jak najbardziej prawidłowe. Są zwroty akcji - do bólu naciągane i niezaskakujące;) Oczywiście wszystko to wybaczamy i w żadnej mierze nie przypisujemy do minusów, bo przecież czaimy konwencję.
Również w brzebajerowanej i wylansowanej formie kryje się kpina z tendencji kina akcji zza oceanu. Montaż i zdjęcia robią ogromne wrażenie, są po prostu takie, no...ekstra czaderskie:) Chociaż ten chaos nimi powodowany miejscami mnie lekko męczył, to muszę przyznać.
W ogólnym rozrachunku "Hot Fuzz" podobał mi się nieco mniej niż "Wysyp żywych trupów". Jest to jednak tak mała różnica, że z całą pewnością już teraz czekam na kolejny film Brytyjczyków pełen dobrej myśli. Jeśli kolejne filmy będą trzymać taki poziom to...na potęgę Posępnego Czerepu, już się nie moge doczekać!!!
9/10
Ahaa, zapomniałem o genialnej ścieżce dźwiękowej! Muzyka ilustracyjna potęguje efekt komizmu swoją przesadną podniosłością, a piosenki są świetnie dobrane (trzeba zwrócić uwagę na te towarzyszące Skinnerowi, notabene świetna rola Daltona;)
no, nareszcie jakaś normalna opinia! ja sądzę, że HF jest równie dobry, jeśli nie o oczko lepszy od SotD, ale tak naprawdę to zdecyduje o tym próba wielokrotnego oglądania (Shauna widziałem mnóstwo razy, HF - tylko 2). W Shaunie mam swoje ukochane momenty, cytaty, które znam na pamięć nie gorzej od tych z Misia i zanosi się na to, że z tym filmem będzie podobnie. Jedyne co uważam za wyraźnie słabsze niż poprzednio to właśnie muzyka - nie zostaje w pamięci tak jak ta z Shauna. (chociaż właściwie co jakiś czas nucę sobie "we are the village green preservation society...")
w każdym razie nikt nie robi teraz lepszych komedii niż trio Wright-Pegg-Frost. oba ich filmy (nie widziałem serialu spaced) to moim zdaniem arcydzieła miary monty pythona i świętego graala.
No tak po jedym razie opinii tak do końca wyrobić się nie da przy takich filmach, gdzie trzeba się rozsmakować, wyłapać smaczki i mrugnięcia okiem, wyłowić żarty, które umknęły za pierwszym razem. A "HF" jest właśnie takim filmem, zresztą jak wszystkie filmy prezentujące ten typ humoru. "SotD" widziałem już ze 3 razy, może po czasie "HF" zyskają w moich oczach. Pamiętam, że na "Wysypie" śmiałem się bardziej za każdym kolejnym razem;] W ogólnym rozrachunku masz rację, muzyka była w poprzednim filmie lepsza, ale tutaj też jest genialna;)
I TAK! Nikt nie robi teraz lepszych komedii niż to wspaniałe trio:D Czekam na następny odjazd!
true true:D
podpisuje się pod tematem obiema ręcami i nogami. na potęge posępnego czerepu;D
Mi się HF podobało, choć to już nie to samo co Shaun. Są też osoby, które zachwycają się shaunem a HF im nie podchodzi... może to przez ten trupiasty klimat ;)
Na pewno kilka motywów (łabędź, "anioł śmierci" wkraczający do akcji itp.) było świetne to jednak wydaje mi się, że Shaun był znacznie lepszy (wtedy śmiałem się bez przerwy - teraz od czasu do czasu).
Pozdrawiam.