Po "Mieście żywej śmierci" mamy ten film, i muszę przyznać że był on dla mnie co najmniej
rozczarowujący. Początek filmu nawiązuje trochę do "Miasta..." i niedługo po nim widzimy
pierwszy problem tego filmu. Jest niesamowicie nielogiczny. Jest mnóstwo scen które dzieją się
od tak po prostu, albo bohaterowie zachowują się w niedorzeczny sposób. Na przykład, jakaś
pani wchodzi do kostnicy, nie wiemy kim ona jest, aby ubrać swojego męża, czy kimkolwiek on
dla niej jest, w garnitur. Albo inna osoba, wcześniej, znajduje ciało w piwnicy i nie reaguje na to
w jakikolwiek sposób. Albo pod koniec jeden z bohaterów strzela w głowy zombiakom, co je
zabija, a zaraz potem zamiast zrobić to samo, marmuje amunicję strzelajac w tułów tego
jednego który stoi mu na drodze. Jest wiele takich scen, nawet efekty gore wydają się
niedorzeczne. Ciężko mi uwierzyć że można wyrwać komuś oko razem z powieką... albo że pająki
są w stanie rozrywać kawałek po kawałku czyjąś twarz. Nie wspomne o zakończeniu które
pozostawia pytanie "Co sie tu ku*wa stało?".
Film jednak ma swój klimat. Mroczny, i w pewnym stopniu interesujący, bo sprawia że chcemy
wiedzieć o co w tym wszystkim chodzi. Szkoda że to wszystko nie ma sensu i nie dostajey
wyjaśnień. Można powiedzieć że w "Inferno" Argentego jest podobnie, a jednak tamten film mi
się podobał. Dlaczego? Otóż tamten film stylizowany był na senny koszmar, więc wszelkie
nielogiczności są poniekąd uzasadnione i nie drażnią. Oglądając "Inferno" czułem sięjakbym
ogladał czyjś koszmar senny przeniesiony na taśmę. "Hotel..." nie ma takiej atmosfery, wobec
czego każdy absurd drażni.
Efekty gore, jak już wspomniałęm niedorzecznie wyglądające ale zrobione dobrze. Jak
niemożliwe te sceny by nie były, są obrzydliwe i naprawde długie. Reżyser każe nam patrzeć na
coraz większą ilość krwi i flaków, co akurat ejst dobrym pomysłem.
"Hotel siedmiu bram" to film conajwyżej niezły.Bardzo klimatyczny i krwawy, ale zbyt głupi by móc
czerpać z niego przyjemność... jeśli to słowo w ogóle tu pasuje.