Rola filmowego twórcy jest dokonanie takich zmian aby opowiedziana historia wpasowała się w format szklanego ekranu. W tym konkretnym przypadku absolutnie wszystkie modyfikacje są na plus. Przede wszystkim cieszy położenie akcentu na motyw zemsty, przez co historia staje się bardziej skrystalizowana. Film to nie książka, aby zamieszczać w nim jak najwięcej wątków. Tutaj liczy się narzucenie odpowiedniego tępa i to się w 100% udało.
Dobrym pomysłem było też wyodrębnienie z całej tej masy postaci konkretnego adwersarza. Przyznam, że w książce trochę mi tego brakowało. Czułem pewien niedosyt, bo cała ta determinacja i rzadza odwetu Dantesa nie została ukierunkowana w żaden konkretny punkt. Trafiała w próżnie, że tak powiem.
No i jeszcze epickie zakończenie, kiedy następuje rozładowanie napięcia.
Film skrojony według najlepszych zasad pisania historii filmowych, bez bezmyślnego kopiowania powieści.
Ja się nie zgodzę. Po pierwsze, motyw zemsty w filmie jest z tej zemsty kompletnie odarty. Ot, jednego wtrącił do lochu, drugiemu narobił długów. Ciężko mi się również zgodzić z opinią, że w książce jego gniew trafia w próżnię, wręcz przeciwnie. W filmie nacisk nie został położony na motyw zemsty, większość filmu to wątek romantyczny i pobyt w więzieniu. Zemsty są może ze dwa kwadranse, pewnie mniej. Najbardziej zirytował mnie ten mdły happy end i wg. Ciebie 'epickie' zakończenie. Moim zdaniem było spodziewane i oklepane.
Tak czy owak, to adaptacja, i to dość udana, kilka zmian mi się podobało, inne w ogóle. Niestety, historia potraktowana strasznie po hollywoodzku.
"Zemsty są może ze dwa kwadranse, pewnie mniej."
Tutaj absolutnie się nie zgodzę. Nad całym filmem wisi widmo zemsty. Całe 10 lat przygotowań w lochu i cała intryga potem sa podporządkowane tylko temu jednemu celowi jakim jest zemsta na oprawcach za wszystkie te lata niedoli.
Skoro tak ci się podobał ten film (czego nie neguje, może co najwyżej nie rozumiem). To wytłumacz mi jaki cel miała zmiana zakończenia historii o 180%. I nie mam tu na myśli pominięcia zbędnych twoim zdaniem wątków, usunięcia nieciekawych drugoplanowych postaci, skrojenia tej historii tak by zjadacz hamburgera nie za bardzo krzywił głowę (tak, tu miało powiać ironią). Ten happy end na końcu to wcale nie najlepsza zasada pisania historii filmowych. Ba, sądzę że okrojenie całej historii i dostrojenie jej do wymogów filmowych tak ją spłyciło, że z arcydzieła stworzono po prostu film jak każdy inny którego głównym celem jest zarobienie kasy i przyciągnięcie jak największej rzeszy widzów nawet kosztem jakości. Ja wiem, że adaptacja wymaga edycji i zmian, ale to, że coś wypadło dobrze (bo uważam ten film za dobry właśnie, może trochę w opozycji do tego co pisałem wcześniej) nie znaczy, że nie mogło wyjść lepiej. Konkluzja z tego taka, że określenie: "Adaptacja idealna" jest mocno przesadzone.
Akurat książkowe zakończenie było według mnie arcysłabe. Wszystko jakoś się tak rozmydliło, że napięcie narastające przez te wszystkie stronice nie znalazło u mnie ujścia innego niż westchnienie rozczarowania.
Zakończenie filmowe trzyma się pewnego schematu, ale jest to schemat sprawdzony i kombinowanie tutaj nie miałoby sensu. Przynajmniej ja nie jestem z tych, co to muszą mieć serwowany pod koniec jakiś totalny odjazd; coś w stylu kotleta polanego sosem czekoladowym, byle tylko maksymalnie odejść od utartych ścieżek, bez względu na dobry smak takowego rozwiązania.
dla mnie ta adaptacja, właśnie ze względu na zakończenie to dno. Każdy, kto czytał książkę i STUDIOWAŁ Architekturę na PW (niezapomniane wykłady u Waldemara Łysiaka), wie, kogo tak naprawdę kochał Hrabia Monte Christo...:-)
Mercedes ?!!! "Kobieto, słabość Twoje IMIĘ"
Hrabia kochał Hayde. Marsz do lektury!
Akurat tutaj trudno powiedzieć kogo kochał. Mercedes kochał na pewno do końca swojego życia choć nie tak jak na początku książki kiedy obydwoje byli młodzi. Po tylu latach i tylu wydarzeniach ich związek by już nie przetrwał. A Hrabia mimo, że jeszcze nie staruszek to przecież młody też już nie był. Jego cel został osiągnięty. Chciał wreszcie wieść spokojne, normalne życie. Myślę, że miłość jaką czuł do Hayde nie była "romantyczną miłością jak z bajki", a już na pewno nie była to taka miłość jaką czuł do Mercedes przed laty. Jednak był związany z Hayde, była jego przyjaciółką, kochanką, podopieczną, no i ona kochała jego i nie chciała bez niego żyć. Dlatego się z nią związał. Bardziej z rozsądku niż z miłości.
Przepraszam, ale Twój komentarz świadczy jedynie o niezrozumieniu intencji Duma. Polecam kontemplacje nad obrazem "Wielka Odaliska" Ingres'a
A więc jakie były intencje Dumasa? Nie jestem złośliwa, po prostu interesuje mnie Twoje zdanie :)
Moim zdaniem (i po przeczytaniu twojego komantarza myślę, że też tak uważasz) film jest dobry a nawet można by powiedzieć bardzo dobry, ale pod warunkiem, że się nie przeczytało książki.
Albo nie czytałeś książki albo jej nie zrozumiałeś.
Ten film praktycznie nie ma nic wspólnego z książką. Jedyne co ma wspólne to tytuł, kilku bohaterów i mniej więcej ogólny zarys.
Jeżeli chodzi o to co powiedziałaś, że w adaptacji nie można zawrzeć wszystkiego co zostało napisane w książce to oczywiście się z tym zgodzę jednak skoro książka jest tak obszerna i zawiera tyle ważnych informacji (tak tak, ważnych) to należało by adaptację podzielić na 3 filmy i w tedy dopiero wyłowić co ważniejsze rzeczy.
Zakończenie było tragiczne - Edmund został z Mercedes - gdyby Dumas się o tym dowiedział to przewrócił by się w grobie.
A co do "cała ta determinacja i rzadza odwetu Dantesa nie została ukierunkowana w żaden konkretny punkt. Trafiała w próżnie, że tak powiem" - no cóż książkę należy czytać ze zrozumieniem i wczuciem się w to co przeżywa bohater. Dla niego nie było to wszystko proste. Jacyś idioci rządni władzy i bogactw odebrali mu szczęście, narzeczoną i wolność. Przez nich nie widział ojca przez wiele lat, nie mógł go wspomagać finansowo ani nawet się z nim pożegnać przed jego śmiercią. Edmund chciał aby złość i zemsta wypełniły go całego i prowadziły, ale ból, tęsknota i wspomnienia na to nie pozwalały.
Prawie każdy film jest adaptacja jakiejś książki. Rozumiem, że przed wystawieniem opinii filmowi zawsze się z książkowym pierwowzorem zapoznajesz coby nie zawyżyć oceny w przypadku jeśli są zbyt duże różnice w treści? Widzę, że dałeś 10/10 Władcy Umysłów; jest to film na podstawie opowiadania K. Dicka ( The Adjustment Bureau) i ma w sumie niewiele wspólnego z jego treścią. Tutaj masz do poczytania:
http://www.krytykapolityczna.pl/JakubMajmurek/Dickpokonany/menuid-34.html
Patrz człowieku jak niskie standardy intelektualne spełniasz. Nawet racjonalnych argumentów nie potrafisz wysunąć, przez co straciłem kilka minut na odpisywanie na te twoje banialuki.
Po pierwsze tępa istoto ( ty mnie obrażasz to ja ciebie również - to działa w 2 strony) nie czytałam książki Dicka ale oglądałam Władcy Umysłów, więc oceniam sam film. Jeżeli kiedyś przeczytam książkę i uznam, że film jest zbyt bardzo z nią ( z książką) sprzeczny to w tedy zmienię filmowi ocenę.
Po drugie książkę Hrabia Monte Christo przeczytałam nie dlatego, że dawno temu obejrzałam film, ale dlatego, że jak byłam mała to dziadek mi opowiadał( tak opowiadał, bo z racji na czasy w jakich się wychował i z racji tego, że uwielbiał Hrabiego znał go praktycznie na pamięć) "Hrabiego (...)" i go (Hrabiego) uwielbiałam. Także oceniam film n biorąc pod uwagę książkę TYLKO I WYŁĄCZNIE w przypadku, gdy książkę przeczytałam PRZED obejrzeniem filmu.
A po trzecie w twojej wypowiedzi nie znalazłam żadnych racjonalnych argumentów, więc nie czepiaj się moich wypowiedzi.
Zresztą nie ważne. Właśnie zobaczyłam, że Jackass oceniłeś na 10/10. Z kimś o IQ = 2 nie zamierzam dyskutować.
"Także oceniam film n biorąc pod uwagę książkę TYLKO I WYŁĄCZNIE w przypadku, gdy książkę przeczytałam PRZED obejrzeniem filmu. "
" Jeżeli kiedyś przeczytam książkę i uznam, że film jest zbyt bardzo z nią ( z książką) sprzeczny to w tedy zmienię filmowi ocenę. "
Dwa zdania sprzeczne ze sobą. Na dodatek nie "w tedy", tylko "wtedy".
Czytając czyjąś wypowiedź powinno się odrobinkę ruszyć głową. Postaram się wyjaśnić Tobie to co pisałam wcześniej jak najprościej:
Jeżeli oglądam film na podstawie książki, jednak tej książki nie przeczytałam, to oceniam film tak jakby żadnej książki nie było.
Jeżeli oglądam film na podstawie książki, którą już przeczytałam to oceniam film porównując go z książką. Wiem, że kiedy kręci się film na podstawie już napisanej książki to trzeba wiele rzeczy zmienić, jednak wszystko powinno mieć jakieś swoje granice. Jeżeli jest zbyt dużo rzeczy zmienionych, jeżeli twórca filmu zbyt dużo rzeczy "wyciął" z książki i dodał mnóstwo rzeczy od siebie (czego najbardziej nienawidzę) to w tedy film dostaje bardzo niską ocenę.
Jeżeli oglądam film na podstawie książki, jednak jeszcze tej książki nie przeczytałam, to oceniam film tak jakby żadnej książki nie było. JEDNAK jeżeli później przeczytam książkę i wtedy uznam, że film (porównując go z książką) zbyt bardzo się od tej książki różni to zmieniam filmowi ocenę na niższą. Są jednak sytuacje, w których film może różnić się od książki a ja mimo to nie zmienię filmowi oceny. Sytuacja taka ma miejsce kiedy różnice są niewielkie LUB/I wychodzą filmowi na dobre (przykładami mogą być HP wszystkie części, Władca Pierścieni oraz Hobbit).
Mam nadzieję, że teraz zrozumiałeś co miałam na myśli.