Z ładnym rzeczy, podobały mi się kostiumy, lokalizacje oraz, że był robiony po francusku.
Niestety było mnóstwo zmian, które kłóciły się z duchem książki. Niepotrzebny wątek miłości Alberta/Haydee, zupełnie zmieniono wątek syna prokuratora. Końcówka z pojedynkiem z Fernandem to żenada. Odkładać zemstę tyle lat, a nie upokorzyć go publicznie, gdzie tu sens?
Były inne zmiany, równie durne - Bonapartystą jest siostra prokuratora.
Twórcy poszli w stronę efekciarstwa, przesadnie dramatyzując różne rzeczy. Już zabranie Edmunda musiało się odbyć w dzień ślubu, sekundy dzieliły go od złapania na ucieczce... Mi to osobiście strasznie przeszkadzało.
Poprawność polityczna, niestety się tu wkradła, ale mogło być dużo gorzej.
Widzę, że film się podoba, ale jeśli ktoś oczekuje więcej realizmu, historii i wierności książce, to sądzę, że się zawiedzie.
Zależy, co się ma na myśli mówiąc o wierności książce. Bo jeśli chodzi o oddanie emocji,nastroju i wrażeń książki, to w mojej ocenie ten film robi to najlepiej. Za dużo naoglądałam się adaptacji tej książki oddających suche wydarzenia bez ich wydźwięku, zamieniających tę historię w nudną telenowelę, czy też zmieniających wydarzenia, żeby zwracać uwagę na sam fakt zmian. Tu twórcy biorą motywy z książki i żonglują nimi:
-Angèle to pan Noirtier połączony z Bertucciem
-motyw Alberta i Hayde to przesunięty motyw Maksymiliana i Walentyny, odgrywa tę samą rolę
Tak przy okazji: zemsta na Fernandzie nie skończyła się tak jak miała się skończyć, z powodu tego co się stało z Hayde. A mówiąc o poprawności politycznej, zakładam, że mowa o Eugenii, tylko że to motyw z powieści :)