Jak w tytule. Zaskakująco jednak mile spędzone 2,5 godziny w kinie, bo tyle z reklamami przed seansem trwał on cały. Dużo zmian w stosunku do oryginału i podkreślając, że film mi się podobał, warto na niego pójść, to niektóre rzeczy mogły być tutaj lepsze. Mało przekonująco, bo wcale, pokazana metamorfoza Edmunda w więzieniu dzięki naukom księdza, z prostego marynarza z więzienia uciekł przecież już erudyta, władający wieloma językami "arystokrata". Niepotrzebne maski a la "Mission Impossible" w XIX wieku, zdawkowo pokazane bogactwo hrabiego (zero lokajów, służby), mógłbym wymieniać, ale z drugiej strony książka Dumasa to idealny materiał na długi, porządny serial, film na swoje wymagania, stąd pewnie taka a nie inna fabuła. Dobre aktorstwo. Pewne rozczarowanie końcówką...
2,5 godziny? Film trwa 3 godziny. Z reklamami 3,5. I w trzech godzinach nie dało się zwyczajnie wszystkiego upchnąć. Stąd mamy właściwie tylko deklarację ojca Farii, że go wszystkiego nauczy co sam wie. Brak lokajów? A Abde Maziane kogo grał?
Nie znasz jednak powieści odpowiadając mi w ten sposób na to co podniosłem, i chyba nie sądzisz, że ktoś, ktokolwiek oczekuje pełnej ekranizacji jakiejkolwiek książki, nawet komiksu 15 stronicowego. Przeczytaj książkę, dostrzeż tam potęgę osoby, dworu, całej nagle obecności w Paryżu kogoś takiego jak "Monte Christo"-zrozumiesz co miałem na myśli, a nie serwujesz mi tu Maziane. Poza tym, film mi się podobał.
Czytałem Hrabiego Monte Christo lata temu i nie uważam by w filmie jakoś pominięto jego bogactwo. Rezydencję ma jak się patrzy. Być może spodziewałeś się bankietów, zastępu lokajów murzynów i hindusów oraz słonia pląsającego w ogrodzie, ogni sztucznych i balonów ale po co? Czy to jest istota filmu?