PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=10045279}

Hrabia Monte Christo

Le Comte de Monte-Cristo
2024
7,7 21 tys. ocen
7,7 10 1 20666
7,5 21 krytyków
Hrabia Monte Christo
powrót do forum filmu Hrabia Monte Christo

Uwielbiam film z 2002. Do bólu. Zajarałem się kiedy zobaczyłem że Francuzi stworzyli nowe, widowiskowe, 3-godzinne widowisko, przecież to się musi udać. I niestety, pomimo dość entuzjastycznych opinii które czytałem pozostanę przy poprzedniej wersji. Z paru powodów. Które są oczywiście moim prywatnym zdaniem.
Film jest za długi, a jednocześnie trochę chaotyczny. Poprzednik miał plus minus 2 godziny i było to akurat żeby upakować w nim to co potrzebne bez niepotrzebnych wątków. Obydwa tną książkę jak leci, chociaż na ile mnie pamięć nie myli nowa wersja leci już dość mocno ze zmianami, na czym cholernie traci wątek znajomości Mondego i Villeforta.
Aktorstwo? Poprawne, ale jednak duet Caviezel i Pearce, a w tle Wincott, Harris albo Frain ciężko przebić. Nowe wersje są niestety cholernie nijakie. Zwłaszcza Pierre Niney. Dla mnie kolosalna zaleta filmu Reynoldsa - przemiana Dantesa w Monte Christo. Odkrywanie dlaczego trafił do więzienia, scena w posiadłości kiedy hrabia wysiada z balonu. W tym jednym momencie znika młody zakochany żeglarz a pojawia się uosobiony majestat i charyzma. Niney natomiast wygląda bardziej jak jeden z muszkieterów, nie ma za grosz dworskości ani władczości. Jacopo który w poprzednim filmie mógł mieć własny spinoff tutaj w zasadzie nie istnieje. Piraci? Nie ma.
Mondego? Spłycony do bólu, a przez większość filmu nie istnieje. Villefort? W poprzedniku postać oraz motywacje są cholernie ważne dla fabuły i wszystkiego co się stało na równi z Mondego, tutaj w zasadzie jego wątek ciężko uznać za ważny. Można tak wymieniać i wymieniać.
Rozumiem że film jest technicznie zrobiony lepiej ale w warstwie zawartości poległ. No i głupoty. Katakumby z Uncharted na wyspie Monte Christo. Przepłynął morze, poszedł od razu do domu, koło domu akurat stoi sobie statek, nikogo nie ma, płynie sobie sam. Zero jakiejkolwiek chemii z postacią Mercedes, poza sceną rozmowy z pokoju z roślinkami brak głębszych emocji. Nawet sceny fechtunku są gorsze.

PS. Żeby nie było nieścisłości. To film a nie kopia książki, więc nie biorę argumentu "a w książce było tak". To nie opinia o książce tylko filmie.