Ale bez fajerwerków, bez emocji, bez jaj. Mercedes drewniana, Dantes alias Monte Christo istna Królowa Lodu, za to dobre role drugoplanowe kapitana, prokuratora i ich wspólnej kobiety. Film trwa prawie trzy godziny i przyznać trzeba, że się nie dłuży, ale po seansie trudno jest dojść na czym ten czas zszedł, bo scenariusz nie jest nadmiernie rozbudowany, a wątków traktowanych po łebkach jest pewnie tyle samo, co scen nic nie wnoszących do akcji. Prawdopodobnie umyka on na cieszących oko kadrach krajobrazów oraz pełnych blichtru wnętrz. Film kończy scena, w której samotny hrabia Monte Christo odpływa samotnie w siną dal na trójmasztowym okręcie, co - o ile jest świadome - można interpretować jako mrugnięcie okiem przez reżysera w stronę widza, że oto właśnie kończy się bajka dla dorosłych o klajencie, który 200 lat temu opanował technikę kamuflażu za pomocą silikonowych masek rodem z "Mission mpossible".