Aż przykro o tym pisać, bo film jest dobrze zrealizowany i ma mocną obsadę. Problem pojawia
się kiedy trzeba patrzeć na to CO ta obsada ma zagrać. Poziom wiarygodności jest tak niski, że z
trudem się to ogląda. Film jest pełen uproszczeń i nie broni się ani jako SF ani jako dramat.
Tata znika a jego syn wraz z dziadkiem budują w piwnicy to o czym od ponad wieku marzą
najtęższe umysły fizyki - maszynę czasu. Używają do tego płyty pilśniowej, śrutu, drutu, giętego
parasola oraz słoików po dżemie. Wszystko działa na medal, znajdują tatę już przy pierwszym
podejściu i wszystko się dobrze kończy.
Jeszcze na samym początku miałem nadzieję, że to film o stracie, żałobie, próbie wypełnienia
pustki po najbliższych. Że ten wątek SF to tylko jeden ze sposobów w jaki bohaterowie próbują
odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Nic z tego niestety. Film jest tak płytki, jakiś taki... robiony
na pośpiechu. Moim zdaniem nie warto. Najlepiej wychodzi w tej historii Gillian Andreson, która
postanawia rozstać się z życiem zanim film stanie się nieznośnym gniotem.
Niezle ci wyszlo opisanie nieznosnego gniota,ale to nie ten film niestety.
"Jeszcze na samym początku miałem nadzieję, że to film o stracie, żałobie, próbie wypełnienia
pustki po najbliższych"-polecam "trudne sprawy" chyba Polsat zywi durni takim gownem
Rozumiem, że nie jesteś durniem jak ja i spodobał ci się ten film jako historia SF, o podróży w czasie? Osiem gwiazdek czyli film bardzo dobry... hm... najwyraźniej się nie poznałem.
Ten film to próba robienia widza ''w konia '' , wciskanie ciemnoty, od ponad pół wieku czytam S.F. I oglądam S.F. To badziewie nie ma prawa nazywać się fantastyką naukową , to obraza dla prawdziwych filmów science fiction!
zgadzam się, nie wiadomo co to jest, ale sf jest w nim tyle co krewetek w krewetkowej zupce chińskiej, może ktoś lubi takie krewetki ale ja podziękuję, strata czasu
Racja, przecież wiadomo od dawna, że aby wybudować maszynę czasu należy zrobić to w dedykowanym laboratorium, najlepiej wojskowym, Do tego musi w nim pracować przynajmniej kilkunastu naukowców. Dlaczego jeden nie wystarczy? To chyba jasne! Im więcej tym lepiej. Użyte materiały muszą oczywiście być nowe, prosto od producenta. No i kable muszą być pozłacane, nie jakieś zwykłe miedziaki, bo w tych zwykłych prąd płynie wolniej, tak słyszałem.
I jeszcze ten płytki przekaz, że niby rodzina jest najważniejsza. Ble.
Na dodatek wszystko skończyło się dobrze, co w ogóle jest nierealne.
Taka ironia mi pasuje , Miszczu ;-)... Niektórzy tak się przyzwyczaili do tego , jak musi wyglądać film S-F , że każde odstępstwo od kanonu traktują jako obrazę majestatu ...
Zgadzam się w 100% Ten film to jakaś żałosna pomyłka i nie wiem, co tu robi Rufus i Gillian, moi ulubieńcy.
Zgadzam się z Borys_17. Wszystko w tym filmie jest źle. Zła gra aktorów, złe dialogi, pustka emocjonalna. Z dobrego przepisu kucharz ugotował mdłą potrawę, w ogóle nie doprawioną przyprawami. Tylko Susanna Fournier jest tu cokolwiek warta. W połowie filmu musiałem zrobić sobie przerwę. Zacząłem czytać na Wikipedii o zasadzie nieoznaczoności Heisenberga. Sami teraz rozumiecie, jak nudny jest ten film, skoro czytam w przerwie takie rzeczy.
I ostatnia uwaga – dorosły Osment jest strasznie brzydki. Matko święta, co za gęba! Te jego brwi, które mu zostały z dzieciństwa...
Właściwie to - dla uczciwości - dodam, że Rufus Sewell też "podbił akcje" tego filmu, choć wiele się nie nagrał. Znam go jeszcze z Mrocznego Miasta. Bardzo charyzmatyczny aktor.