Uwaga! To jest temat, w którym swoje opinie na temat tego filmu będą
wyrażać uczestnicy naszej „Zabawy Filmowej 2008”.
Chcesz dowiedzieć się na czym polega zabawa? Patrz tutaj:
http://www.filmweb.pl/blog/entry/455665/ZABAWA+FILMOWA+2008.html
Dyskusje z uczestnikami zabawy i komentarze do ich opinii są mile
widziane.
---
Uwaga, poniższe komentarze mogą zawierać spojlery zdradzające treść
filmu!
Raczej zmarnowany czas
O Larsie Trierze słyszałem masę opinii jak i o tym filmie, który miał być jego "popisowym dziełem". Tak dużo pozytywnych jak i negatywnych. Jest to pierwszy film tego reżysera, który miałem przyjemność zobaczyć. Ale niestety z wielką przykrością stwierdzam, że zawiodłem się na całej linii. Strasznie dziwny i momentami naprawdę wkurzający obraz. Nie przemówił do mnie. Ani trochę.
Postacie raczej nieciekawe, akcja zbyt popędzana. Aktorstwo ujdzie, ale najwyższych lotów to na pewno nie jest. W pewnym momencie miałem wrażenie, że oglądam kilka różnych filmów zlepionych ze sobą. Większość dialogów to po prostu zwykłe bzdety. Scenariusz do filmu powstał niby w cztery dni, więc wszystko jasne.. Jeżeli reszta filmów tego pana ma tak wyglądać to ja dziękuję.
Na razie 5/10.
PS. Przepraszam za chaotyczność wypowiedzi, ale spisana na gorąco została..
IDIOCI
Film, o którym krąży masę opowieści, przez niektórych uwielbiany, przez niektórych wyszydzany...
Już wylałem parę zdań o tym filmie, powiem więc w skrócie.
Niby zwykła zabawa prowokacją, oto grupa ludzi, którzy mają wyjątkowo specyficzne hobby-udają osoby chore umysłowo najczęściej w miejscach publicznych. Co za tym idzie, wyjątkowo ciekawy pomysł, żeby zbudować metaforyczną wielopłaszczyznową opowieść. Mam kilka teorii, pierwsza, ludzie "normalni" to zwykli odbiorcy. Szukają rozwiązań łatwych, lekkich i przyjemnych. Nie istnieje jakieś specjalny wyznacznik, kim są "normalni",bowiem Von Trier posyła swoich ludzi w miejsca wybierane losowo. Oto sztuka, jako forma czysta. Wyzwolona od barier, pojawiająca się znikąd, trzeba sprowokować, zakłócić przebieg "normalnego" trybu wydarzeń, wtedy artysta może dopiero powiedzieć swoją kwestię. Tak więc moja interpretacja filmu jest następująca. Pod płaszczykiem jakiejś tam Dogmy, Von Trier zmusza nas do ukazania pozornie nowego, a w rzeczywistości niemodnego już spojrzenia na sztukę.
Kolejna interpretacja moja jest nieco inna. Oto reżyser przypatrując się swojej społeczność, wyciąga następująca wnioski. Prowincjonalna Dania, śmieszny kraik staje się symbolem uwięzienia przez kajdany konwenansów. Ludzie właściwie w tym filmie nie żyją, są do bólu "zwykli". Rodzajem bastionu jest grupka ludzi, która stara się wywołać chaos. Zmącić porządek, skłonić do reakcji, można tutaj kierować film do siebie, ,że Von Trier napierdala się (za przeproszeniem) z nas samych, a my udając oburzenie, mówimy, że film jest słaby:)Tak to już jednak jest z filmem.Według Larsa ma on przede wszystkim czemuś służyć, a nie tylko łagodzić napięcia przedmiesiączkowe.
Na koniec prośba do pana Redoxa o rozwinięcie swojej wypowiedzi jak znajdzie trochę czasu i chęci.
Proszę o wybaczenie, mojej lapidarności. Liczę na dyskusję, i rzucanie mięchem. Ten film wg mnie jest tego wart.
Pozdrawiam
TREŚCIWE, ale forma pozostawia wiele do życzenia.
Z czterech filmów Von Triera, jakie widziałem - Idioci wyglądają najbardziej amatorsko. Wiem - dogma. Ale pozbawienie kina pazura, najlepszych środków wyrazu - to nic innego jak kastracja sztuki. Von Trier skupia się na treści, choć jak wszyscy wiemy - treść najlepiej smakuje z polewką (forma, która służy wyrażaniu treści, rzadziej - forma sama w sobie) - patrz.: Fellini.
Ja osobiście lubię kino inne, oryginalne, lubię reżyserów odbiegających od schematu, szukających własnego stylu, środka wyrazu - więc sprowadzając tą minirecenzję na właściwy tor - lubię Von Triera i lubię jego filmy. Idioci podobali mi się, dodałem film nawet do swoich ulubionych - ale podobali mi się ze względu na treść, nieco mniej - ze względu na formę.
Skupię się więc na treści samej w sobie - wg mnie Von Trier wyobraża sobie ludzi jako hipokrytów, dających się zaszufladkować, nie wychodzących poza ramy narzucane przez społeczeństwo. Główni bohaterowie filmu to jego zdaniem - osoby, która mówią NIE dla przyjętych norm i reguł, ale jednocześnie jak wszyscy - osoby szukające akceptacji. Na filmie jedno z drugim (chęć bycia innym i jednoczesne szukanie akceptacji) ładnie się ze sobą gryzie. Tytułówi Idioci tworzą takie małe społeczeństwo, a w ich braku reguł i mniej lub bardziej zamierzonej alienacji - też można doszukać się reguły. Film to taki jeden mały paradoks w sumie, typowe - szukanie sensu życia, temat rzeka. Mnóstwo wniosków i interpretacji, ale ostatnie o co posądziłbym reżysera - to naśmiewanie się z ludzi niepełnosprawnych - a już takie brednie czytałem na tym forum.
IDIOCI:
(Nie ukrywam, że obejrzałem już parę lat temu „Idiotów”, ale niezbyt uważnie; nie zachwycili mnie. Oczywiście trochę wtedy poczytałem o przesłaniach tego dzieła, jednak dziś już wiele z tego nie pamiętam. Natomiast obecnie celowo skupiłem się tylko na własnych wrażeniach i nie czytałem nawet recenzji):
1. Fajnie jest być idiotą („idiotą” w znaczeniu „upośledzonym umysłowo”, bo nie ma tu praktycznie mowy, oprócz udawanej scenki z Waterloo, o prawdziwych chorobach psychicznych). Można wtedy robić, co się zechce, odnosić się do obcych ludzi jak nam się podoba, a i tak wszystko zostanie nam wybaczone. Już nie wspominam, że nie trzeba pracować, ani o nic dbać lub martwić się o cokolwiek poza chwilą bieżącą.
2. Oczywiście, fajnie jest być idiotą pod warunkiem, że nie jest się nim naprawdę.
3. Jednak nawet nie będąc nim naprawdę, można poszukać swojego „wewnętrznego idioty” i dotrzeć do swojego prawdziwego Ja. Podobne pojęcia w innych książkach i filmach występują jako „odkrywanie w sobie dziecka”, „ponowne odkrywanie zapomnianej umiejętności dziwienia się światu” itp.
Jednak w naszym filmie z tymi wewnętrznymi idiotami mamy za dużo grzybów w jednym barszczu – epizod psychotyczny zalicza Stoffer, następnie Jeppe, jak na parę dni eksperymentu to lekka przesada; potem okazuje się że naprawdę chora była Josephine, a prawdziwe kłopoty miała Karen. Nieżle świrnięta jest też Katrine, np. kiedy robi Alexowi numer u niego w pracy. Zaczynamy być na bakier z wszelkim prawdopodobieństwem, bo to już aż 4-5 na 11 przypadkowych, z pozoru normalnych osób. Tymczasem zasady Dogmy zakładają m. in. życiową prawdę i wysokie prawdopodobieństwo opowiadanej historii.
4. Mieliśmy pominąć kwestię Dogmy 95 (postulował Kulturek), ale całkiem się nie da. Co do zasady Dogmy nie lubię i uważam sam jej pomysł za – nomen omen – idiotyczny. Artyzm nie polega na niepotrzebnych udziwnieniach, a akurat film wymaga immanentnie atrakcyjności dla widza i możliwości zainteresowania jak największej grupy osób; kino jest bowiem od zarania „sztuką jarmarczną” i z natury rzeczy gra przede wszystkim na naszych zmysłach i emocjach. Po prostu musi na nich grać, ponieważ operuje głównie obrazem i dźwiękiem. I zresztą chwała mu za to. Naprawdę poważne sprawy i tak można odpowiednio głęboko poruszyć tylko w tekście pisanym. Film jak najbardziej może sobie być poważny, głęboki i „artystyczny”, ale oprócz tego po prostu musi jeszcze być zwyczajnie atrakcyjny i dobrze nakręcony (samo ukazanie „co tam reżyserowi w duszy grało” nie tworzy jeszcze sztuki filmowej), odmiennie niż literatura, która może być czasem tylko „treściwa” z samego założenia.
5. Jednak akurat przy „Idiotach” formuła Dogmy nieźle się sprawdza i wyjątkowo udzieliłbym tu von Trierowi odpustu. Zresztą oprócz pewnej ilości zbyt rozchwianych (celowo „z ręki”), a niekiedy wręcz zamazanych (to już błąd techniczny) ujęć kamery, nie jest tak źle i film ogląda się płynnie, bez większych negatywnych wrażeń. Na dodatek reżyser zadbał jednak o trochę atrakcji (czyżby przestraszył się ich zupełnego braku?) – w filmie jest parę ładnych dziewczyn i kilka scenek atrakcyjnych wizualnie.
6. I tu wracamy do początku. Film ogląda się nie najgorzej, ponieważ opowiada on jednak o młodych, w znacznej części atrakcyjnych fizycznie, inteligentnych ludziach, którzy tylko udają idiotów. Jak by się nam go oglądało, gdyby bohaterami byli prawdziwi upośledzeni - widoczni w jednej ze scen? I przez dwie godziny musielibyśmy znosić podane w naturalistyczny sposób przygody osób z zespołem Downa? Reżyser więc wcale nie „poszedł na całość”, a „Idioci” wcale nie są kinem ekstremalnym; bez przesady.
I dalej dochodzimy do sensu filmu – nie dowiemy się z niego jak to jest być idiotami naprawdę, tylko że idiotami fajnie jest „pobyć”. Natomiast znacznie gorzej jest idiotów znosić. Pozornie reżyser krytykuje „burżuazyjne” społeczeństwo, wyśmiewa się z okolicznych drobnomieszczan i „faszystów” z gminy chcących pozbyć się za cenę dotacji rzekomego ośrodka, robi sobie jaja z bogatej nabywczyni nieruchomości (świetna mała rólka aktorki o wdzięcznym nazwisku Paprika Steen). Ale tak naprawdę, z którymi z tych ludzi w realnym życiu wolelibyście mieć do czynienia? Z idiotami, czy z duńskimi drobnomieszczanami? Szczerze!
[ Dygresja: To właśnie w Skandynawii aż do II Wojny bardzo popularne były teorie eugeniczne. Dziś „ze zgrozą” odkopuje się stare dane o masowej sterylizacji (kilkadziesiąt tysięcy osób) osób chorych psychicznie i upośledzonych umysłowo, o zamykaniu do zakładów homoseksualistów, zakazach posiadania dzieci dla niektórych kategorii osób i podobnych rzeczach – na których następnie w sporej części wzorowali się naziści, tyle że już bez białych rękawiczek. I na sporo większą skalę. Dziś obowiązuje poprawność polityczna, więc głośno nikt nie zapyta – ale czy kraje skandynawskie naprawdę tak źle wyszły na tej swojej eugenice?
Przy czym pamiętajmy: im dalej na północ, tym większym problemem są kłopoty psychiczne związane z geografią, m. in. z tzw. „śnieżną depresją” i brakiem wystarczającej ilości słońca w ciągu roku. Do dziś blisko przecież spokrewnieni Szwedzi, Norwegowie i Duńczycy wzajemnie zarzucają sobie dziwaczność i nazywają sąsiadów z lekka stukniętymi. Działa to nawet pomiędzy regionami, np. Szwedzi ze Skanii (która długo należała do Danii) uważają za świrów Szwedów właściwych i nawzajem. Przy ówczesnym stanie wiedzy medycznej Skandynawowie byli więc troszkę usprawiedliwieni w walce o psychikę swoich społeczeństw. ].
7. Temat filmu jest jakby podwójny. Stosunek społeczeństwa do niepełnosprawnych umysłowo oraz postawa i psychika samych bohaterów. Kiedy okazuje się, że trzeba by zagrać idiotę także w swoim środowisku, wśród ludzi znajomych, w pracy, w domu, na uczelni – chęć zgrywy nagle przemija. Bowiem korzyści są krótkotrwałe, a napiętnowanie pozostałoby na całe życie („to ten, co miał coś z głową”). Z kolei Stoffer, pozornie twardo stojący na ziemi, a do tego inteligentny zgrywus, w pewnym momencie za bardzo wczuwa się w role i chyba rzeczywiście lekko mu odbija.
Wreszcie historia Karen trochę nie pasuje do całości i także pod względem fabularnym jest to nadmiarowy grzyb w barszczu. Zapewne Karen miała być klamrą spinająca opowieść na początku i końcu oraz okazją do wskazania, że nieszczęśliwa kobieta z naszymi bohaterami na krótko „poczuła się dobrze”, ale na mnie sprawiło to wrażenie wysilone.
Nawiasem mówiąc: Pewnie że krótki pobyt w grupie wyluzowanych ludzi bywa fajny. Ale nie potrzeba do tego aż takiej ideologii, wystarczy wspólny wypad na 2 tygodnie w góry (bohaterowie byli przecież na urlopach, jest to gdzieś wspomniane). To jak gdyby trzeci temat filmu – uwolnienie się od reguł społeczeństwa bywa dla wielu kuszące. Jednak co by nastąpiło, gdyby zrobili tak wszyscy na stałe?
8. Całość filmu byłaby na 6/10 (w tym liczę stary minus dla von Triera za wymyślenie Dogmy bez głębszego sensu, dla zwrócenia na siebie uwagi). Również nadmierne epatowanie bez potrzeby męskimi organami płciowymi odstręcza, no ale jak ktoś lubi ... bądźmy tolerancyjni ;) Tym bardziej, że mamy w puli konkursowej film znacznie bardziej ohydny :(
Ostatecznie za pewne nowatorstwo i tematy do przemyśleń – dam słabe 7/10.
p.s.
9. Odstępstwo od zasad Dogmy – dwa razy, nie licząc samego początku gdzie by to jeszcze uszło, słychać w filmie podkład muzyczny. Teoretycznie jest to zabronione.
10. Chyba błąd w filmie – w scenie seksu grupowego nie bierze udziału Karen, siedząca w ubraniu przy oknie, ani Josephine która uciekła na górę. Zostają nam więc trzy bohaterki. Jednak pod koniec przez 2-3 sekundy (moja wersja filmu 1:12:49-51) wyraźnie widać cztery kobiety, a dokładniej 3 rozpoznawalne i jakiś używany akurat żeński tyłek (kamera jedzie w lewo, od prawej miga Nana, potem siedząca bokiem Suzanne, pupa i na końcu wyraźnie Katrine). Nasuwa się pytanie - do kogo należał dodatkowy tyłek? :D
To akurat nie jest odstępstwo. Za kamerą stał facet, i grał melodię, chyba na harmonijce. Błędów w filmie jest mnóstwo i kilka z nich pokazała sam Von Trier. W jednym wywiadzie napomnknął o kwestiach, w których aktorzy całkowicie mylili swoje kwestie, oraz sytuacje, w których, mówili kwestie kogoś innego.
Scenariusz nie został napisany ani w jeden, ani w dwa, ani cztery dni. Podobno klika dni zajęło Larsowi napisanie konspektu. Na planie był notorycznie modyfikowany, i zmieniany. Czemu to zarzut(pytanie do Redoxa).
Zgadzam się, że Dogma jest właściwie niepotrzebna. Obnoszenie sie z tym manifestem, tylko po to, żeby uwagę zwrócić na siebie, no ale to Lars, zawsze był trochę pozerem:)
9/10
Czyli jednak jest to odstepstwo :)
Dogma pkt. 2 - http://pl.wikipedia.org/wiki/Dogma_95
Czas tworzenia scenariusza nie jest aż tak istotny, teoretycznie jak ktoś ma akurat wenę, to może napisać arcydzieło nawet w 1-2 dni, a potem tylko poprawki.
Zobaczycie przy filmie "Fucking Amal" ile było wersji scenariusza i zmian oraz wersji tytułu ;)
niezły felieton dałeś :) pisząc o w filmie jest paru ładnych dziewczynach i kilku scenkach atrakcyjnych wizualnie masz na myśli np. dowcipne fragmenty z restauracji czy raczej sceny porno? z tego ci widzę nomen omen podobnie odebrałem film jak Ty - a konkretniej mówiąc - niemal tak samo.
spoko, przy większości filmów nie będzie mi się chciało tyle pisać ;P
atrakcyjne wizualnie i nie tylko są różne scenki ;)
np. podobała mi się nie wiedzieć czemu scena zniechęcania kupujących
oraz załatwienie urzędnika z gminy, ze szczególnym uwzględnieniem nasikania mu na samochód,
ale nie ukrywajmy, von Trier na pewno dodał scenę orgii celem zaszokowania i zwiększenia popularności filmu, w przeciwnym razie pokazałby ją oszczędniej - bez żadnej różnicy dla fabuły
"[...] celem zaszokowania i zwiększenia popularności filmu"
ano tak właśnie jest, co chyba filmowi ujmuje a nie dodaje...
Dla pewności obejrzałam dwa razy, ale nadal do końca nie jestem przekonana do tego filmu. Niepokojący, niespójny, lekko drgający własnymi regułami hipokryzji, momentami zabawny, agresywny i pozostawiający wrażenie usilnej manipulacji widzem. Ponieważ nie widziałam tych aktorów w innych filmach, nie wiem czy zagrali tak dobrze czy też zagrali tutaj „siebie” – ale właśnie aktorstwo największym plusem jest dla mnie w „Idiotach”, bo ciężko by było, aby były to zdjęcia, mużyka czy montaż :)
Taki sposób filmowania ma swoje umotywowanie, które w zarysie rozumiem, ale lubię jednak w filmach elegancję i dopracowanie szczegółów. Pozostaje do oceny fabuła, czy też tzw. drugie dno – ewentualnie trzecie itd. Ale nie wydaje mi się, aby von Trier był aż tak inteligentny, choć mogę się mylić :)
Końcówka filmu mnie „zabiła” – myślałam, że Karen nie pójdzie po najmniejszej linii oporu, ale gdy to zrobiła, okazało się, że to co wydawało się najprostsze – stało się najboleśniejsze i najprawdziwsze!
Idiotyczne uczucie nie wiedzieć jak ocenić film. :)
Kwestia podejścia., czy to odstępstwo czy nie:)Zawsze można było stwierdzić, że koleś po prosu zagrał tak ot i po prostu. Taśma utrwaliła dźwięk, jako odgłos naturalny, ale to takie śmierdy pierdy:)
Napisałeś, że nie przekonuje ciebie forma. Mnie właśnie ta niejednolitość przekonuje, poza tym nie jest to aż takie awangardowe. Trochę dokumentalizacji, trochę obyczajówki... w sumie nic odkrywczego. Rzeczywiście, może wkurzyć to kręcenie filmu na pół gwizdka, ale jak napisałem parę postów wyżej, dzięki temu widz ma mnogą możliwość interpretacji. Podobnie jak w "To nie jest kraj dla starych ludzi".
NIE MA LUDZI NIEBEZPIECZNYCH DLA OTOCZENIA
"Nie ma ludzi niebezpiecznych dla otoczenia, to otoczenie jest dla nich niebezpieczne, oni się tylko bronią" - pisała Barbara Rosiek w "Pamiętniku narkomanki". W tej quasi autobiografii autorka opisywała m. in. swój pobyt w wariatkowie, i choć nie to ma być przedmiotem tego komentarza, to akurat to po obejrzeniu "Idiotów" mi się pierwsze na myśl nasunęło.
Nie do końca miała rację, taki Szwejk, zwolniony z wojska z powodu "notorycznego idiotyzmu" w okolicznościach wojny światowej został do cesarskiej armii przywrócony, powodując niebezpieczeństwo nie tylko dla siebie, ale i dla wszystkich wokół.
Jednak "Idioci" Von Triera komedią nie są, więc paradoksalnie zagrożenia jak Szwejk nie powodują a ich historia dużo bliższa jest wstrząsającym opisom Rosiek. Film Von Triera raz miażdży, raz wkurza i odpycha, z rzadka śmieszy, ale chyba nie zachwyca?
Jego atrybutem jest to, że nie da się przejść obok tego filmu obojętnie. Albo można się zachwycać, albo wyładować frustracje, albo przynajmniej oddać chwilce refleksji.
Co mówią "Idioci"? "Mówią" w cudzysłowiu, bo przecież film nie "mówi", a też nie idzie o to co Von Trier mówi. Bo on chyba sam nie wie konkretnie co chce powiedzieć, zrobił nieschemtyczny film, który niech sam mówi za siebie. "Idioci" mówią po pierwsze o naszym świecie w którym żyjemy, naszym, tj. "cywilizowanym", gdzie są ustalone pewne wzorce zachowań i powinności. Powinno się pomagać niepełnosprawnym, być tolerancyjnym etc. - to wszyscy wiedzą i są o tym uczeni (czy w szkole czy w mediach).
Tak być powinno, a jak jest? Jak jest można się przekonać kiedy bezpośrednio z debilami przyjdzie nam się zetknąć. W filmie wszyscy mają dobre chęci, ale szybko pękają i spieprzają jak najdalej. Wszyscy prócz Karen.
Po drugie mówią o ludziach. Ludzie, których mamy są chyba zagubieni. Chcą sprzeciwić się temu "cywilizowanemu" światu, ale jak przychodzi co do czego okazuje się tak naprawdę... sami nie wiedzą czego chcą.
Dziś w Gdańsku Dalajlama mówił, że dyktaturę wojskowa zastąpiła dyktatura gospodarcza. Nie wiele to ma do filmu, ale i takie skojarzenie mnie naszło. Film jest teoretycznie "niekomercyjny", undergroundowy, ale jednak kasa od eksponowanych w filmie "Carlsberga" i "Coca-Coli" się przydała...
Zacznę może od tego, że film jest dla mnie przede wszystkim oderwaniem od rzeczywistości. I tak, jak ktoś już tu pisał, poza kwestiami ściśle artystycznymi, ważne jest również by obraz filmowy był zwyczajnie „atrakcyjny i dobrze nakręcony” (co jednocześnie nie wiąże się wg mnie ze „sztuką jarmarczą”, którym to określeniem pan Żakowski mnie w swoim felietonie w „Filmie” nieco rozgoryczył, ale nieważne, nie o tym). Z rzeczywistością stykam się na co dzień, wystarcza mi więc aż nadto. I absolutnie nie mam w tym wypadku na myśli, że z miejsca odpycham wszystkie filmy, w których to właśnie rzeczywistość staje się pretekstem do wypowiedzi autorskiej danego twórcy. Nie, bo i przecież powstało wiele wybitnych dzieł, które i ja zresztą uwielbiam. Trudno jednak, by mnie taki film zaskoczył, poruszył i odpowiednio oczarował.
No i dostaję takich „Idiotów”. Von Triera znam, niby cenię, choć jednocześnie budzi u mnie ten pan spore wątpliwości. „Idiotów” widziałem po raz pierwszy. I co ciekawie, film porusza. I to jak. Ba, w swej formie jest na tyle bliski rzeczywistości, że momentami miałem wrażenie faktycznego obcowania z nią. Jednak, myślę, to nie von Trierowi największe brawa się należą, lecz jego aktorom. Idealni, prawdziwi do granic możliwości. Cała ta Dogma byłaby zbędna, a film nie straciłby wcale na swej wiarygodności, właśnie dzięki aktorom.
A von Trier…. lubi szokować formą, lubi szokować tematem, tutaj dostajemy to w liczbie pomnożonej z dodatkiem faktu, że to sztandarowy obraz całej tej Dogmy (choć czy taki w 100% sztandarowy to również można lekko polemizować). Odbicie rzeczywistości to założenie odautorskie, w którym Trier sprawdził się bardzo dobrze. Uważam więc, że należy to zaakceptować. Jeśli natomiast o jakość artystyczną idzie, to jest dobrze, i nic ponadto. „Idioci” to dla mnie jeden z tych filmów, które obnażają człowieka. I bynajmniej nie chodzi mi tutaj o sceny na basenie, czy też sex zbiorowy. „Idioci” obnażają ludzkie słabości, i mam tu na myśli przede wszystkim momenty skonfrontowania Idiotów kreowanych z idiotami faktycznymi. Ich zachowanie, postawienie się w sytuacji innych (plus opcja skonfrontowania swych kreacji z reakcjami bliskich). Bo idiotą, jak widać, jest być całkiem miło. A jeszcze milej, kiedy można w każdej chwili z bycia idiotą zrezygnować.
Obok wspomnianych słabości widzimy również w filmie von Triera ludzką siłę, którą jest tutaj wspólnota. To, co daje ludziom te kilkanaście wspólnie spędzonych dni, obserwujemy chociażby przez pryzmat zachowania Karen. Wątek, faktycznie, może i w takiej ilości niepotrzebny, ale ważny, dobudowujący kolejne interpretacje dotyczące celu fabuły tego obrazu.
„Idioci” są ponadto filmem nierównym, momentami i przesadzonym, i nie mam w tym wypadku na myśli dogmatycznej formy. Jednak akceptuję to, co zobaczyłem. Bo spory ładunek emocji we mnie to wyzwoliło (i powtórzę się: ale to również nie przez Dogmę).
Dla mnie ważnym momentem w filmie obok konfrontacji z prawdziwymi "idiotami", było zajście w barze, gdy paru wytatuowanych facetów naprawdę nie bało się podejść do idioty, bez przesadnej, sztucznej słodkości, delikatności czy zgrywy i ukrywanej niechęci, ale szczerze i prawdziwie. Na miejscu Jeppe powinien być wg mnie Stoffer (twórca bodajże tej koncepcji idiocenia), aby zobaczyć, co tak naprawdę chce osiągnąć. Czy sam wiedział czego chce, nie wiem - już nawet nie zajmując się kwestią czego chciał von Trier. :)
Jak uważasz, Muciu, dzięki czemu w tym filmie von Trier osiągnął
opisywaną przez ciebie "bliskość rzeczywistości", odbicie świata i
szeroki realizm?
Tylko dzięki temu?
Na pewno Dogma nie przyczyniła się do tego? ... Skoro nie Dogma to może
półdokumentalne podejście i niesamowita zdolność obserwacji?
Mi nie chce się wierzyć w taką moc aktorstwa ty tym filmie.
Napisałem GŁÓWNIE. Nie tylko, ale przede wszystkim. Największym odbiciem rzeczywistości byli dla mnie w tym filmie aktorzy.
A dogma swoją drogą. COś tam wniosła. Ale obyło by się i bez niej.
DUŃSKIE FERDYDURKE
(kilka luźnych myśli – mało o filmie, dużo o wszystkim innym)
Kulturek napisał:
// „Film [...] przez niektórych uwielbiany, przez niektórych
wyszydzany... „ //
Tym słowom nadałbym szerszego znaczenia opisując nimi całą twórczość von
Triera.
Może to wydawać się niektórym dziwne, ale u mnie sympatia do Larsa
wygląda tak:
- Doceniam i lubię go jako artystę, reżysera. Uważam, że tacy
ludzie jak on są niezbędni, by światowa kinematografia mogła się wciąż
rozwijać. Popieram jego większość działań i dziwacznych projektów.
- Nie lubię być widzem jego filmów. Strasznie mnie one irytują.
Z „Idiotami” nie jest inaczej. Momentami obrazy, którymi byłem raczony,
były niesmaczne, stricte prowokatorskie, szpanerskie, wręcz wulgarne.
Nie jest to wcale dziwne, bowiem Lars stąpa po bardzo cienkim ludzie.
Chwieje się na graniczy dobrego smaku przechylając czasem w jedną,
czasem w drugą stronę. Sporo tu grubego przeginania, jak się wydaje,
tylko po to, by o filmie było głośno, by film szokował. Jak dla mnie to
tanie chwyty.
Całością rządzi chaos, a scenariusz przypomina te z późniejszych
Jackassów. I to porównanie wydaje mi się w tym momencie najbardziej
trafne. Bo jak nazwać ten zbiór scenek rodzajowych, inscenizacji,
wygłupów kręconych półdokumentalnie?
Jednak w Jackassach chodziło o wygłupy. Tu na szczęście wygłupy są
pretekstem do dyskusji i słowami, którymi wyrażana została treść.... a
raczej eksperyment socjologiczny.
A Dogma 95’? To przecież taki żart. Przecież nikt nie oczekuje, że ktoś
będzie w zgodzie z nią kręcił filmy... To szalony manifest zwracający
uwagę na kierunek, w którym zmierza kino.
A „Idioci” mimo wszystkie chyba najbardziej się jej trzymają. Ona nawet
pasuje do takiej formy obserwacji.
Eksperyment - bardzo udany.
Kompletne dzieło sztuki? - chyba żartujecie.
6 /10
- Doceniam ... go jako artystę ...tacy ludzie jak on są niezbędni, by światowa kinematografia mogła się rozwijać
- Nie lubię być widzem jego filmów. Strasznie mnie one irytują.
w sumie mam tak samo ;P
Dogma 95’? To przecież taki żart. Przecież nikt nie oczekuje, że ktoś
będzie w zgodzie z nią kręcił filmy...
a "Francuska Dogma" /Kochankowie/?
oni tu nawet mają listę filmów oficjalnie posiadających certyfikat Dogmy - http://www.dogme95.dk/dogme-films/filmlist.asp - w sumie sporo im wyszło :)
„Idioci” mimo wszystko chyba najbardziej się jej trzymają. Ona nawet
pasuje do takiej formy obserwacji.
dokładnie, akurat do "Idiotów" świetnie pasuje
Eksperyment - bardzo udany.
Kompletne dzieło sztuki? - chyba żartujecie.
pod tym podpisuję się w całej rozciągłości
I jeszcze takie pytanie: jak widać niektórzy już ocenili film w tym temacie, inni ocen nie wpisali. Czy w tematach założonych pod filmami należy podawać swoje oceny?
zgodnie z instrukcjami nie trzeba, ale można. należy też pisać tytuł recenzji WIELKIMI LITERAMI i nie należy w dyskusji zamieszczać komentarzy innych niż recenzje bezpośrednio pod tematem, a pod konkretną opinią do której się odnoszą.
:)
nic nie trzeba
recenzje można pisać nawet od tyłu
można podawać oceny - według uznania
tak samo z tytułami z wielkich liter itd.
"GOWNO PRAWDA" czyli reakcja na
„DUŃSKIE FERDYDURKE”:)
Zgadzam się z tym stwierdzeniem, tak jak Gombrowicz, który tępił wszelką formalizację sztuki, tak Von Trier robi wszystko, żeby nie wpisać się w żaden schemat. Robi to już od lat, z różnym efektem. Po latach flirtu z kinem eksperymentalnym, po próbki w telewizji, tworzy trzy filmy, o których będzie głośno przez kilka lat. Wiemy jakie to, niestety, jak widzę, Trylogia Złotego Serca zestarzała się, bowiem dziś już nikt nie reaguje w sposób emocjonalnie przesadny. W konkluzji recenzji, które tu widzę, brak euforii, dużo sceptycyzmu, Von Triera czeka to samo co Pasoliniego – zapomnienie. Scena porno, scenki, chociażby na basenie, to detale, liczy się metafora. Dla mnie Idioci są filmem, po który wielu z nas, zapragnęło kręcić małe amatorskie produkcje, używając tej cholernej trzęsącej się kamery. A dziś? Von Trier który już nie szokuje, co najwyżej zwróci kilka razy na siebie uwagę, popełnia Dogville, i różne takie.
Jeśli studiowalibyśmy filmografię tego pana, można by wyróżnić kilka filmów manifestów, albo inaczej performanców. Są to wg mnie: Epidemia, Idioci, Szef Wszystkich Szefów i Pieć Nieczystych Zagrań. Jedno co łączy te pozycje, to używanie filmu jako medium, tzn. odbieranie ich dosłownie jest delikatnie mówiąc niedorzeczne. Idioci, skoro o nich mowa nie są filmem o ludziach, udających niepełnosprawnych. Może to film o samym Von Trierze, który też pragnie okaleczać widza, albo o odszczepieńcach w sztuce. Albo o śmierci sztuki wyzwolonej, na rzecz kina obyczajowego. Sam fakt, że trylogia złotego serca mówi głównie o poświeceniu, też ma coś na rzeczy.
No nic. Na początku filmu jest taki fajny, krótki motywik z loterią. W scenie wywiadu, Von Trier zadaje pytanie, które właściwie jest pozbawione sensu, „kiedy Karen pojawiłą się w grupie.?A oni mówią, że nie wiedzą dokładnie. Dla mnie to klucz, bo Karem jest jakby kluczem, łącznikiem, pomiędzy światem zewnętrznym, a wewnętrznym. Może Karen to my?
- Doceniam i lubię go jako artystę, reżysera. Uważam, że tacy
ludzie jak on są niezbędni, by światowa kinematografia mogła się wciąż
rozwijać. Popieram jego większość działań i dziwacznych projektów.
- Nie lubię być widzem jego filmów. Strasznie mnie one irytują.
Nic dziwnego, ale takie pojęcie niestety stawia na bardzo wygodną pozycję. Lubię, szanuję, ale nie przepadam. Doceniam, ale nie jestem największym fanem. Itede. To jak z wiarą, wierzę, ale nie praktykuję, niestety Von Triera lubi się tylko tak, na pół gwizdka. Nie jest to oczywiście moją sprawą, bo istnieje wiele filmów znacznie lepszych, niżli ten. Jednak przez fakt, że gros krytyków, zaczęło nagle zastanawiać się, czy należy kręcić filmy wg jakieś wyssanego z palca manifestu, tylko za to jestem wdzięczny Von Trierowi. Parę razy kopnął po dupie tą prześwietną europejską kinematografię, i dobrze jej kurwa tak. Niech się trochę po droczą, odrobina emocji w kinie nikomu jeszcze nie zaszkodziła.
Skończyłem
P.S. "Eksperyment - bardzo udany.
Kompletne dzieło sztuki? - chyba żartujecie."
A gdybym powiedział, że dzieło sztuki, to nieudany eksperyment?
Może zostawmy Bogu tworzenie rzeczy doskonałych, kolego Kyrtaps, może przyhamujmy trochę z pozą, "to jest dobre, to jest złe", może jednak to prawda, że nie wiemy wszystkiego:)
Piszesz o "Idiotach" jako o metaforze twórczości Larsa.
Dla mnie "Idioci" zawierają najmniej tego, czego w nim nie lubię. Nie ma
tu psucia efektu końcowego na siłę, nie ma ucieczki od doskonałości - a
to w nim irytuje mnie najbardziej.
Twoje porównanie podejścia do sztuki von Tiera oraz wiary nie bardzo
rozumiem. Rozwiń albo popraw, bo...
Nie jest tak, że lubię filmy von Triera na pół gwizdka. Ja jego filmów
nie lubię. Wkurzają mnie one.
Za to von Triera lubię jako osobowość artystyczną...
Niech Lars kopie po dupach "prześwietną europejską kinematografię"!
Popieram. Ale nie chcę oglądać samego kopania, lecz nowe kompletne
filmy, które by nie powstały, gdyby nie znalazł się Lars i paru gości
nie skopał.
Nie chcę oglądać kopiących filmów von Triera, lecz dzieła innych
twórców, na które inaczej by wyglądały, gdyby nie pewien Duńczyk.
Załóżmy, że opieramy nasz światopogląd na jakimś konkretnym fundamencie. Oprócz wiary w pewną ideę musimy mieć jeszcze jakiś punkt zahaczenia. Coś co pozwoliłoby nam oprzeć się nie tylko na własnym "widzimisie".To trochę tak jak z wiarą w Boga, gdzie w teorii wierzymy albo nie, a w rzeczywistości pewne rzeczy nam pasują, inne już mniej. Ja wiem, że ten film nie jest arcydziełem, wierzę jednak w sztukę, która jest niezależnym językiem artysty. Możemy zadawać sobie pytanie: co on chciał przez to powiedzieć, albo co JA w tym widzę. To jak wiemy, nie jest to samo. Sztuka Larsa jest trochę irytująca, mam na myśli tą jego irytującą niszowość, która trąca wręcz MTV. To taka Britney Spears w filmowych niszowym półświatku. Problem w tym, że nasze podejście jest czystko subiektywne. Nie interesuje nas człowiek tylko jego dzieło i w przypadku Larsa to się niestety nie sprawdza. Sam stara się wg mnie wydobyć z kina co się da, tworzyć nurty, wzbudzać niepokój, sam napisałeś, że tacy ludzie są potrzebni. Więc to chyba jego największa cecha, a dla ciebie takie odnoszę wrażenie, jest to najmniej ważne. Uwierz mi, czasem ważny jest nie tylko seans, ale także to co się dzieje poza nim.Jeśli szanujesz Larsa, to właściwie sprecyzuj za co.Łatwiej jest wskazać jest negatywną stronę artysty, bo to fajne, kiedy niszczymy całość. Nam to się należy, w końcu jesteśmy krytykami, ale nie należy się Larsowi, który wpiernicza scenę porno i głosi wszem i wobec, że wszystkie filmy są złe, bo kamery mają statywy. A gdzie prawo człowieka do buntu, a gdzie siła jednostki do powiedzenia NIE.
A może ja chcę oglądać kopanie po dupach, może wbrew pozorom film wcale nie umarł, tylko mamy coraz większe oczekiwania i z góry odrzucamy większość produkcji. Takich filmów jak Idioci jest z pewnością dużo, co nie zmienia faktu, że swoje robią.
Moja ocena (od tej chwili czysto subiektywna)
4/10
Mam wrażenie, że tu chodzi o jedno pytanie - co oceniamy? Sam film czy
to, co w niósł do kina? Jakość dzieła, czy dyskusji o nim? Jakość dzieła
czy to, co z niego zaczerpnęła cała gałąź sztuki?
Bo może ja szukam harmonii i ideału, a Lars woli być buntownikiem, który
nawet jak coś wywalczy to szuka sobie nowych powodów, by się buntować.
Tu masz rację, ja szukam nowych dróg.
Szkoda mi tylko tego, że przyrównałeś kilka akcji do Jackassa kolego. Nawet Jackass to też rodzaj sztuki, poza tym powstał chyba później, no nie? Niewiem i jakie to ma znaczenie do filmu.Kilka fiutów, cycki nie muszą dyskwalifikować dzieła:)
Może mógłby, może nie. Jakby tak każdy chciał wycinać z filmu fragment, który by mu się nie podobał, jako efekt końcowy ostałyby się tylko kadry nieba.
Bez przesady. :) Tutaj nagość była potrzebna, podobnie ten seks zbiorowy - dla mnie pokazywał fałsz intencji - instrumentalne pogrywanie tożsamością idioty przez udawaczy - prawdziwy idiota w swojej "niewinności" i ogólnie nieznajomości świata nie wpadłby na taki pomysł - łamiąc hipokryzję otoczenia sami byli hipokrytami i zabrnęli w ślepą uliczkę.
ps dla mnie film nie był obleśny :)
A jeszcze co do tej kwestii, jak należy oceniać film. Ja staram się patrzeć oczami kogoś innego, czyli odsunąć swoje widzimisie, jako coś co mi przeszkadza. Np. Stalker zasłużył na pół miliona gwiazdek, czy wniósł on jednak do europejskiej kinematografii tyle co Idioci? Raczej nie. Wygodniej jest bowiem po prostu nakręcić film, ukończyć go i pokazać kilku osobom. Trudniej jednak jest odrzucić koncepcję dzieła jako utworu skończonego i wyjść naprzeciw obecnej kinematografii. Von Trier myślę, nauczył się łączyć te cechy. Bawi go kręcenie filmów i zarazem swoją otwartością inspiruje młodych twórców. Chociażby wytwórnia Zentropa, której jest współtwórcą oferuje kilka pozycji, które mogą się poszczycić pewną świeżością i nowatorstwem.
Zentropa jest cholernie nudna, natomiast według mnie lepiej nie wchodzić w to jak należy oceniać filmy. może lepiej skupmy się na tym co uważamy o samym filmie, bez specjalnego rozszerzania dalszej otoczki oraz innych filmów jako porównania...
Popieram, zwracam jedynie uwagę, że każda krytyka zwana "konstruktywną" powinna opierać się na metodzie.Film można oceniać np. pod kątem jego wykonania i formy, walorów estetycznych i wizualnych, scenariusz i aktorzy, itepe. Również jako zjawisko niszowe, krajowe, wydarzenie roku, ciekawy eksperyment, dlatego własne podejście, czysto subiektywne winno pojawić się jedynie w ilościach atomowych.
A Zentropa nie jest wcale taka nudna, np. Red Road jest wyjątkowo nudne, ale mnie spasowało:)Wiem też , że nakręcili film porno, ale jeszcze go nie oglądałem:).
A wracając do recenzji, kiedy np. w repertuarze danego festiwalu znalazłaby się Ziemia Obiecana Wajdy obok dajmy na to Smierci W Wenecji, wtedy nasz obiektywizm przeszedłby poważną próbę.
„Idioci”, druga część „trylogii złotego serca” Larsa von Triera znacząco różni się od pozostałych. Przede wszystkim, jako jedyna nie udaje zgodności z zasadami manifestu Dogma’95, lecz jest nim niemal całkowicie wierna. Opowiada o rzeczach, których „Przełamując fale” i „Tańcząc z ciemnościach” ledwie dotykają.
Najważniejszym pytaniem, na jakie reżyser stara się znaleźć tu odpowiedź jest pytanie o granice wolności człowieka. Przy czym nie chodzi tu oczywiście o wolność fizyczną, ani nawet czysto psychiczną (uzależnienie emocjonalne), ale o wolność przed samym sobą.
Główni bohaterowie, uciekając przed konserwatyzmem współczesnego świata osiadają w komunie, gdzie we własnym gronie mogą czuć się możliwie jak najswobodniej. Nie ma tu nakazów obyczajowych ani reguł współżycia społecznego. Dozwolone jest wszystko to, co pozostaje w zgodzie z własna naturą. Kwintesencją tych zachowań jest „spastykowanie”, czyli bezrefleksyjne podążanie za najbardziej prymitywnymi myślami pojawiającymi się w naszej głowie. Zachowanie osoby spastykującej przypomina z zewnątrz zachowanie kogoś upośledzonego. Jest jednak pewna zasadnicza różnica. Spastykowanie odbywa się z wyboru. Pozwala ono poczuć niezwykły rodzaj wolności, wolności od samego siebie.
Lars von Trier pokazuje w tym filmie gdzie leży granica własnej wolności dla każdego z uczestników. Większość z nich spastykuje nie tylko we własnym gronie, ale także na zewnątrz, wśród tzw. normalnych ludzi na ulicy. Jednak, kiedy dochodzi do ostatecznej konfrontacji z własną wolnością, czyli próbą spastykowania wśród rodziny i znajomych, tylko główna bohaterka – Karen, wychodzi z tej próby zwycięsko. Obserwując jej zmagania zadajemy sobie pytanie o naszą własną wolności. To dużo komfort, znać jej granice.
W żadnym innym filmie spod znaku Dogmy’95 zastosowanie jej technicznych zasad nie jest tak bardzo uzasadnione jak w „Idiotach”. Bo jakże inaczej pokazać wiarygodną próbę wyzbycia się więzów społecznych i kulturowych naleciałości jeśli nie poprzez odrzucenie utartych reguł pracy nad filmem?
Dla mnie „Idioci”, jako najdoskonalszy przedstawiciel spod znaku Dogmy jest jednym z najważniejszych filmów lat 90-tych. Lars von Trier pokazał nim, (i nie tylko nim) że nie zamierza ograniczać się do technicznych sztuczek – jak w trylogii europejskiej – ale ma widzowi do powiedzenia coś więcej. Coś, o co nie podejrzewał go nawet jego wykładowca – Krzysztof Zanussi.
Był to, jak dotychczas jedyny film, który zdarzyło mi się obejrzeć trzykrotnie jednego dnia.
9/10
„Bycie idiotą, to przywilej”
Bardzo ciekawa wypowiedź.
Pozwól, że zapytam o coś mało ważnego...
Na prawdę obejrzałeś trzy razy jednego dnia ten film?
Czy po seansach nie czułeś się wymęczony intelektualnie. Nie czułeś, że
ktoś na Tobie przeprowadził gwałt? I to trzy razy!
Albo inaczej? Czy Twoim zdaniem "Idioci" są filmem estetycznym? Takim,
który może się po prostu, zwyczajnie podobać?
"Na prawdę obejrzałeś trzy razy jednego dnia ten film?"
Oczywiście, że tak. To wydarzenie miało miejsce 30.05.2000r, a między seansem pierwszym i drugim obejrzałem jeszcze dokument "Upokorzeni".
"Czy po seansach nie czułeś się wymęczony intelektualnie. Nie czułeś, że ktoś na Tobie przeprowadził gwałt? I to trzy razy! "
[To wyżej wkleiło się bez mego świadomego pozwolenia]
"""Na prawdę obejrzałeś trzy razy jednego dnia ten film?"""
Oczywiście, że tak. To wydarzenie miało miejsce 30.05.2000r, a między seansem pierwszym i drugim obejrzałem jeszcze dokument "Upokorzeni".
"""Czy po seansach nie czułeś się wymęczony intelektualnie. Nie czułeś, że ktoś na Tobie przeprowadził gwałt? I to trzy razy!"""
Najwidoczniej mam pociąg do masochizmu, bo lubię tego rodzaju wymęczenie. A co do gwałtu, to jeżeli jest dokonywany za moją zgodą, to chyba wypada ze swojej definicji, nieprawdaż?
"""Czy Twoim zdaniem "Idioci" są filmem estetycznym?"""
"Idioci" są jednym z najbardziej odpychających estetycznie filmów. To antypody twórczości np. Tarkowskiego. Ale ta cecha tego filmu jeszcze go nie dyskwalifikuje pod warunkiem, że ma on coś do powiedzenia. "Idioci" mają według mnie najwyższy współczynnik brzydota/treść spośród WSZYSTKICH filmów jakie widziałem. Bardziej męczyłem się tylko przy "Epidemii".
Co do gwałtu.
Ja podczas seansu, nie tylko tego, ale również innych filmów von Triera,
broniłem się ze wszystkich sił... jednak nie zawsze skutecznie.
Dałem się nabrać jego sztuczkom w "Przełamując fale". Na końcu czułem
się, brzydko mówiąc, wyruchany.
Myślę, że nie tylko ja dałem się mu wykiwać. Ten manipulator pod tym
względem jest lepszy od Copperfielda. Potrafi zamotać, namieszać, zagrać
na uczuciach i oszukać.
Bardzo często pod koniec seansu miałem kaca... czułem się oszukany,
podirytowany... chciałem krzyczeć "zwróćcie pieniądze za bilet".
Mam nadzieję, że wiesz, co mam na myśli... :)
Z takimi doświadczeniami po seansach von trierowskich, poczuciem
obrzydzenia tym, co serwuje się mi w "Idiotach", wcale nie wyobrażam
sobie tego, że ktoś o zdrowych zmysłach mógłby obejrzeć "Idiotów" kilka
razy z rządu... a jednak...
masochista z ciebie
/// a ja czekałem cały czas, kiedy padną te słowa - ten film jest
strasznie odpychający! to bardzo istotna, charakterystyczna cecha... już
myślałem, że tylko ja ją mu przypisuje
chyba większość się zgodzi, ze film jest (albo raczej bywa) odpychający, ja nawet napisałem o tym w swojej minirecenzji ;)
Tak na dobrą sprawę, czyż nie chodzimy do kina po to, by być oszukiwanymi? Cała przyjemność z filmu, to pozwolić się pięknie oszukać. W "Przełamując fale" oraz szczególnie w "Tańcząc w ciemnościach" szarlatańskich sztuczek von Triera jest bez liku. W "Idiotach" ich nie dostrzegam. Dla mnie ten film jest szczery. A przynajmniej próbuje takim być. A że jest odpychający estetycznie? Jest, ale kapitalnie kontrastuje to z przyciąganiem ideowym.
Ja naprawdę lubię oglądać ten film. Czyż nie jest miło poczuć się przez chwilę idiotą, uwalniając swój mózg od wszelkich konieczności? W niektórych religiach taki stan nazywa się nawet oświeceniem! Spastykując nabiera się dystansu do swego dotychczasowego życia. Mój znajomy po wyjściu z seansu "Idiotów" poszedł spastykować do centrum handlowego. Ja nie miałem tyle odwagi, ale po każdym obejrzeniu tego filmu odczuwam pewien "komfort". Poza tym lubię też skandynawski humor.
GDYBY NIE DOGMA
Gdyby nie Dogma - ten film byłby zupełnie przeciętny, a może nawet kiczowaty. KULTUREK ( choć nie jestem pewna, czy właśnie on) prosił, by nie pisać o Dogmie. Ale to właśnie oglądając ten film, po raz pierwszy spotkałam się z Dogmą. I wtedy miałam ochotę przerwać oglądanie. Jednak wytrzymałam do końca.
Fabułę można streścić w dwóch zdaniach i moim zdaniem - nie do końca o fabułę chodzi tutaj.
Film jest obrzydliwy! Bohaterowie są obleśni. Ich działania są kontrowersyjne i trudno jest ich polubić. Jedynie Karen stwarza wrażenie osoby innej od reszty, ważącej swoje wybory moralne. A jednak coś skłania ją w końcu do zaakceptowania działań grupy. Czy rzeczywiście tym motywem mogło być pełne zaakceptowanie poglądów reszty? Jak dla mnie, nic na to nie wskazuje. Karen raczej podporządkowuje się, zupełnie jakby była niespełna rozumu, jakby pozwoliła na kierowanie sobą, bo sama czuje się zagubiona, jakby uwierzyła w to, że tak powinna postąpić, bo ktoś mądrzejszy jej radzi... Choć końcowa scena mogłaby być tego dowodem, nie wierzę, że w końcu przyjęła "filozofię" spastykowania za własną. Dalej nie widać w niej pewności.
Jak dla mnie, film absolutnie nie jest komedią. Nazwać bym go mogła ewentualnie wstrząsającą tragifarsą. Satyrą na normalność. Przedstawia nam buntowników manifestujących swój sprzeciw wobec obecnego kształtu społeczeństwa, jednokierunkowego myślenia i działania. Przez ukazanie sylwetek bohaterów wyśmiewa sztuczność i powierzchowność "zwykłych" ludzi.
Ten film musiał powstać w Dogmie, musiał być realistycznie obrzydliwy i obleśny.
Widz siedząc przed ekranem, nieraz ma ochotę odwrócić wzrok. Czy w końcu pomyśli: "Czy ja jestem inny? Co to znaczy normalny? Czy muszę się ograniczać?" Ja je zadałam...
Na szczęście von Trier daje nam możliwość wyboru. (8/10)
No popatrzcie, prawie wszyscy stwierdzają, że film był męczący, obleśny, odpychający, chcieli wyjść z kina itp. (Kulturek, Kyrtaps, guido, Kasyana).
Ja osobiście jestem zwolennikiem estetyki i elegancji w filmach, tzw. realizm i "ukazywanie prawdy o życiu" akurat zwykle mnie specjalnie w kinie nie nęci (tylko nie patrzcie w moje Ulubione, please, bo są tam różne śmiecie, jeśli już to na blog i temat "Filmy"). Tymczasem wcale nie odebrałem "Idiotów" jako szczególnie trudnych, czy odpychających. Jak pisałem w głównym poście, Dogma (której nie lubię) nawet nieźle się sprawdza w tym temacie, a film daje się ogladać bez większych negatywnych wrażeń. Nawet więcej, reżyser zadbał o parę atrakcji dla widza. No ludzie, przecież kilka scenek jest naprawdę świetnych i w wielu filmach byłoby ozdobą.
Kasyana - czy na pewno tylko Karen daje się polubić? A para Jeppe i Josephine? A Suzanne, która "kiedy się uśmiecha, to jakby zaświeciło słońce" (czy jakoś tak)?
Suzanne i parka są bardzo sympatyczni, podobnie Nana czy Katrine. właściwie to wkurzający z nich wszystkich jest tylko Stoffer.
Ale bez Stoffera nie byłoby zabawy. Poza tym genialny jest sposob w jaki kilka razy załatwia niechcianych gości ;)
Tak naprawdę w filmie najbardziej kontrowersyjne jest i daje najwięcej do myślenia zachowanie Axela. Ta cała Katrine wydawała się OK, ale raz bardzo przegięła (właśnie u Axela w pracy).
Z braku czasu (a może i weny?) ograniczę się tylko do pewnych ogólników.
Pana Triera lubię, nawet pomimo tego, że jego światopogląd jest skrajnie lewicowy. Zresztą gdybym tylko po tym oceniał artystów, wśród mych mistrzów byłyby tylko pojedyncze osobowości. Na szczęście pan Lars nie rzuca polityką na prawo i lewo (najbliżej mu chyba do tego w ostatniej, niedokończonej jeszcze trylogii), choć w "Idiotach" można poczuć pewnego rodzaju tęsknotę do "pierwotności", co w samej istocie pewnych doktryn jest charakterystyczne. Oczywiście reżyser nie jest idiotą (choć w tym przypadku należałoby to określenie odwrócić) i zdaję sobie sprawę, że i taka społeczność nie jest idealna. Nie idzie tu oczywiście jednak o żadne politykowanie i czy przemycanie jakiś idei.
Błękit kiedyś napisał, że wg pana Miike (przy okazji filmu "Visitor Q":P) świat jest na tyle popieprzony, że aby jako tako w nim egzystować, trzeba stać się nienormalnym. I o ile w dziele Azjaty (posuniętego do granic absurdu i dobrego smaku) ludzie są już sami w sobie nienormalni i zdemoralizowanie. U Triera ta mini społeczność ma świadomość gry, dla nich jest to pewnego rodzaju performance - prowokacja. Po "przedstawieniu" wracają do "normalnego" życia. Być może w tym tkwi ich nieprzystosowanie i zawieszenie "pomiędzy". Można by rzecz, że wszystkie te postacie podświadomie tęsknią do absolutnej wolności. Tu tkwi paradoks, ponieważ mimo, że Tego pragniemy, jednocześnie boimy się Tego (i tym samym nie potrafimy być konsekwentni) Tak jak jest powiedziane na początku: "stworzenie pozorów" - już takie stwierdzenie świadczy o sztuczności, zabawie. Ale zabawie mającej sens - bo tak czy siak, jest też walką z konwencjami i zaszufladkowaniem. I chyba tak samo jest z von Trierem - artystą.
Nie czytałem całej toczącej się dyskusji, ale rzuciło mi się w oczy stwierdzenie paru osób, że "Idioci" nie pretendują do ram dzieła sztuki. Tak naprawdę nie wiemy jednak co na takie miano obiektywnie zasługuje. Dziś nawet wsadzenie flagi w kupę nazywane jest sztuką. Dzieło von Triera jest bezdyskusyjnie wartościowsze (nawet jak to niektórzy uważają, przy całej swej obrzydliwości). A czy sam film mnie zniesmaczył? Raczej nie:) Rzeczywistość jest jeszcze bardziej "nienormalna".