W epilogu jest pokazana przyszłość Kat i Peety razem.
Nie uważacie, że jest to raczej smutne zakończenie ? Wszystko jest opisane ponuro, smutno,
nudno. A do tego oboje są schizofremikami. A ostatnie zdanie mnie dobiło... I jeszcze Collins
mówiła w jednym wywiadzie, że ich dzieci nazywają się Willow i Rye. Willow dosłownie oznacza
wierzbę. Z czym kojarzy się wierzba ? No właśnie - z płaczem.
A już nie wspomnę, w jaki sposób autorka pozbyła się Gale'a.
Podoba wam się zakończenie ?
Owszem, smutne, ale... Jak miało się skończyć? Oboje przeszli już tyle, te wszystkie wydarzenia bardzo odbiły się na ich psychice. Gdyby zostali sami może nie wytrzymaliby? Bo tak, będąc razem, wspierają się nawzajem. Wiedzą przez co przechodzi druga osoba, dzielą część z powodów owej "schizofremii". Jak to mówią - razem lepiej przechodzić się przez problemy. Ponoć.
Akurat imieniem Willow bym się nie przejmował, bo jest względnie popularne i nie musi oznaczać nic poza kultywacją tradycji nazywania dzieci po roślinach (rye to rodzaj zboża).
A co do zakończenia, to wydaje się zrobione na siłę i to od dużo wcześniejszego momentu, jakby autorce brakło pomysłów i pisała byle skończyć.
A happy end z dwójką dzieci biorąc pod uwagę stan bohaterów wydaje się bardzo nieprawdopodobny.
Zgadzam się, że nie mogło być pięknie i różowo, bo rzeczywiście przeszli tyle, że byłoby to nie realne, gdyby mogli po tym wszystkim być bardzo szczęśliwi. Dwukrotne Igrzyska, osaczanie Peety i wojna z Kapitolem pozostawiła piętno w ich duszach, sercach i umysłach. Pomimo to zakończenie nadal nie jest prawdziwe, bo Katniss nigdy nie kochała i nie pokocha Peety tak bardzo, jak on ją. I chociaż cieszę się, że są razem, bo od początku byłam "Team Peeta" a nie "Team Gale", to Haymitch miał rację, że Kotna mogłaby żyć sto razy i dalej nie zasługiwać na Peetę. Pozdrawiam xx.
taa, zgadzam się, ta miłość Katniss do Peety nie była zbyt wielka. Śmiem twierdzić, że prawdopodobne jest że ona mimo wszystko nigdy nie potrafiła go pokochać i może nawet nie pokochała. Szczerze to nie wiem co o tym myśleć. ;)
Zakończenie smutne. Owszem. Pani Collins bardzo dobrze zakończyła tą książkę. Nie dało się zakończyć inaczej czyli żyli długo i szczęśliwie. Czy ktokolwiek kto przeszedł tyle co Katniss byłby w stanie to zapomnieć.
Zakończenie jest takie, jakby czegoś zapomniano dopisać, wydaje mi się, że pani Collins chciała pozostawić taki niedosyt i w sumie wyszło to książce na dobre, bo po co pisać długi rozdział o losach bohaterów, jak możemy sami skłonić się do refleksji i na dłużej zapamiętać książkę? :)
Przecież książka ma zakończenie. Po pierwsze większość ginie
(Prim, Finick ...) główna dwójka zostaje parą, a Gile zostaje w Dystrykcie 2.
Może nieszczęśliwe, ale jest. Dlatego trylogia się wyróżnia, no bo na przykład
w rzeczywistości II wojna światowa nie skończyła się happy end (w sensie że strasznie
dużo ludzi zginęło, a i tak ,,dobro'' wygrało).
Nie napisałam, że nie ma zakończenia. Po prostu nie wyjaśnia zbyt wiele, a ja chętnie dowiedziałabym się, co stało się z innymi bohaterami książki. No, ale masz rację, że dzięki temu książka się wyróżnia. Nie chcę też natomiast jeszcze jednej części jak niektóre osoby, bo to byłoby już pewnie niezbyt udane... :(
Tak, też się zgadzam co do wyjaśnień ich przyszłości i dotego żeby była następna lektura,
bo poco dpisywać coś do czegoś co się skończyło.
W 100% SIĘ ZGADZAM
Smutne? hm...Dla mnie zakończenie jest strasznie nudne i naciągane. Po co łączyć ludzi którzy się nie kochają? ok, dużo przeszli i tylko Kotna potrafi zrozumieć Peete i na odwrót, ale po co ich od razu sfatać i robić dzieci? od początku byłam fanką związku Katniss i Gale, ale cóż wojna z Kapitolem i Igrzyska ich strasznie zmieniły, każdy z nich poszedł swoją drogą (po długim czasie zrozumiałam, że ten związek by nie przetrwał). Miałam wrażenie, że Katniss jest z Peetą hm.. z litości (może to za mocne słowo, ale tak to odczułam). Może Kotna nie miała zbyt duzego wyboru po zabiciu Coin, ale co w zakończeniu robią dzieci???
nie znosze Gale'a i innych "pięknych" chłopców którzy zawsze dostają dziewczyny bez wysilania się ..
Katniss + Gale to byłaby porażka, wyrzuciłbym książkę przez okno!
Oni musieli być ze sobą, bo nikt inny tak ich nie zrozumie jak oni siebie nawzajem. Można to porównać do więźniów obozów koncentracyjnych: tylko, ci, którzy przeżyli Holocaust naprawdę do końca się rozumieją, w pół słowa. A takie zrozumienie często wiąże mocniej niż miłość. Łatwiej iść przez życie. Dodajmy do tego ich choroby psychoczne i mamy pełny obraz.
A dzieci? Być może chcieli do życia wprowadzić choć odrobinę "normalności", dlatego zdecydowali się na dzieci. Poza tym nie jest tak, że na dzieci decydują się tylko ci szaleńczo zakochani. Każdy ogień kiedyś gaśnie, a nić porozumienia o której napisałam wyżej jest niezniszczalna i ponadczasowa. Lepiej być z kimś i zbudować rodzinę, niż w samotności pogrążać się w swoich upiorach.
Dla mnie w zakończeniu jest tez nadzieja: ich dzieci będą żyły w lepszym świecie. Mam nadzieję, że napisałam jasno, trzeba trochę pożyć i przeżyć, żeby takie smaczki wyłapać :)
Masz rację, tylko ja się tak zastanawiam - czy to powieść miłosna czy może powieść o czymś innym? Autorka chyba chciała na przykładzie Panem i grupy dzieciaków pokazać okrucieństwo systemu autorytarnego, wojnę, poświęcenie i cenę jaką każdy musi zapłacić za odzyskaną wolność. I o tym jest książka - o podłości jednych ludzi względem drugich. A tytułowe igrzyska to znana w świecie od setek lat zasada - dziel i rządż bo poróżnieni ludzie, pełni nienawiści do siebie, nigdy nie będą na tyle silni by obalić system.
To już był nawet system totalitarny. Nie zgadzam się z opiniami, że zakończenie jest denne i napisane na siłę. Myślę, że autorka idealnie to przemyślała. Nikt nigdy nie powiedział, że Katniss nie mogła pokochać Peetę. Oboje wiele przeszli, potrzebowali się nawzajem, być może jej miłość dopiero po dłuższym czasie narodziła się. Jeśli chodzi o dzieci, ok, Kotna zawsze mówiła, że nie chce mieć potomstwa, ale pamiętajmy, że była tylko nastolatką żyjącą w trudnych warunkach. Po wojnie Panem się zmieniło, nastały lepsze czasy, jako dojrzała kobieta prawdopodobnie zapragnęła zostać matką. Można "gdybać", ale prawdą jest to, że dla większości osób zakończenie jest wyciskaczem łez. Idealnie pokazuje sytuację dwojga ludzi, którzy po trudach własnego losy zdecydowali się żyć normalnie.
A wierzysz w to, że on ją kochał na końcu? bo mi się wydaje, że (tak ja to zrozumiałam) on nigdy sobie jej nie przypomniał, tzn tego co do niej kiedyś czuł. to było potem bardziej wmówione mu przez otoczenie niż wynikające z jego wnętrza.
Co do Katniss, to ona go kochała. W Pierścieniu Ognia chciała żeby to Peeta przeżył (byla gotowa umrzec dla niego), czuła coś do niego gdy byli razem na plaży, martwiła się o niego, w Kosogłosie obsesyjnie o nim myślała, z namaszczeniem wrecz dotykała perły od niego. A przeciez mogła zając się Galem.
Ja do autorki mam żal tylko o jedno - strasznie liczyłam na jakąś wielką scenę zejścia się Katniss i Peety. Najpierw myślałam, że po tym co obydwoje przeżyli w szpitalu rzucą się stęsknieni sobie nawzajem w ramiona, tak jak wtedy gdy Peeta omal nie umarl w lesie. Ale tak się nie stało.
Potem myślałam, że może on dozna jakiegoś nagłego olśnienia pod wplywem tej perly czy innego zdarzenia i sobie ja przypomni ...ale to się tez nigdy nie stało :/.
To byłoby piękne zakończenie, ale na mój gust zbyt słodkie do tej książki.
Pozdrawiam :*
no niby tak, ale 2 cześć tez nie trzymała się pierwowzoru. W książce to Beetee chciał rozwalić pole siłowe (mieli jakieś tajne kody w dostawach żywności), w filmie byl to nagły pomysł Katniss.
Nie chodziło mi o film tylko książkę. Wiem, że wiele faktów i osób pominęli lub dodali swoje. Tylko takie zakończenie, w którym Katniss nagle wyciąga perłę a Peeta dostaje olśnienia, że kocha ją ponad życie pasuje do zakochanych z jakiegoś melodramatu, a nie do ludzi po przejściach. I nie potępiam łzawych zakończeń w filmach, tylko myślę, że nie wszędzie takie pasują.
Pozdrawiam :*
W filmie też był to pomysł Beeteego, tylko nie było to tak wyraźnie zaznaczone. Kiedy K przybiegła pod drzewo Beetee próbował dźgnąć pole włócznią owiniętą drutem, ale go poraziło.
poczekamy rok na ten "epilog", pewnie w filmie będzie równie podniosły, ale mam chociaż nadzieję, że nie ominą Drzewa Wisielców, o dziwo najbardziej zapamiętałem ten fragment z całej książki :) może to głównie dlatego, że trzecią część zacząłem czytać tego samego dnia, kiedy skończyłem drugą.. film też zrobił swoje, zwłaszcza te kluczowe zmiany.. Trzeba jednak przeczytać ostatni tom znowu, jeszcze jest czas ;)
Jak wiemy nie trzeba poświęcić tej książce zbyt dużo czasu, bo wciąga i po 3-5 dniach masz ją przeczytaną.
to już minął prawie rok od kiedy skończyłem tę trylogię, a ponad 2 od kiedy ją odkryłem - zbyt szybko ten czas leci, gdy się znajdzie coś ciekawego.. całe szczęście znalazłem inną ciekawą serię - Więzień labiryntu J. Dashner, której premiera filmowa jest jeszcze wcześniej niż Kosogłos ;)
http://igrzyskasmierci.wikia.com/wiki/Drzewo_Wisielc%C3%B3w nie jest powiedziane o jakie drzewo konkretnie chodzi, ale z Wierzbą mi się to nawet nie kojarzy... :P
Jak na mój gust, to nie kierowała się wtedy miłością, a po prostu nie wyobrażała sobie wrócić do domu bez Peety. I jak sądzę, to bardziej w wyniku poczucia winy, aniżeli miłości. Będąc na tournee była niesamowicie zła, bo musiała się zareczyc z Peeta, a to uniemożliwiało jej bycie z Gale'em. W dystrykcie myślała tylko o nim, a Peety unikala. Kiedy znowu była zmuszona wrócić na arenę, z powrotem zaczęła dostrzegać Peete i czerpać z jego obecności "przyjemności ", bo jak sama stwierdziła, do domu raczej nie wróci, na arenie ich bliskie stosunki będą miały usprawiedliwienia, a Gale jest daleko. To co sobie odmawiać będzie. Dla mnie to nie jest miłość a wyrachowanie.