Peeta czy Gale? Kogo ona w sumie kocha? Żadnego, czy obu? Czytałam książkę, więc mniej
więcej wiem co jej siedziało w głowie, ale ciekawi mnie, jak to wygląda z perspektywy widza,
który nie miał wglądu w myśli, a jedynie w czyny i słowa dość zamkniętej w sobie dziewczyny.
Co sądzicie? Jak to zostało ukazane w filmie? Czy jej pomoc Peecie to wyraz przywiązania, czy
obowiązku względem osoby, która kiedyś uratowała jej życie, a którą później wplątała w swój
konflikt ze Snowem? A Gale to dobry przyjaciel, czy ktoś więcej?
W filmie jest to pokazane tak idiotycznie, że bohaterka wychodzi na emocjonalnie rozchwianą kretynkę o mentalności dwuletniego dziecka , kto zwróci na nia wieksza uwage to leci od razu do niego. Ten wątek jest przedstawiony chyba najgorszy możliwy sposób spłycając jeszcze bardziej główną bohaterkę, szczerze mówiąc miała wiecej charakteru w jedynce a teraz wyszła na jakąś rozemłaną dziewczynkę, której bunt wychodzi raczej z zasady jak ktoś mi cos karze to zrobie na odwrót. Ogolnie jenifer Lawrence jest niezła aktorką ale w tym filmie sprawiała wrazenie jakby zapomniała jak się gra ale miedzy Bogiem a prawdą to też w duzej mierze wina fatalnego scenariusza
Nie wiem jak to jest ukazane w książce (ale niedługo się dowiem) - jednak wnioskując tylko z filmu wynika, że Gale tak naprawdę jej nie kocha. Skąd ten wniosek? Peeta na pewno uciekłby z nią, czego odmówił jej Gale. Takie moje odczucie (a coś nieco już wiem o miłości).
Nie wiem jak to jest ukazane w książce (ale niedługo się dowiem) - jednak wnioskując tylko z filmu wynika, że Gale tak naprawdę jej nie kocha. Skąd ten wniosek? Peeta na pewno uciekłby z nią, czego odmówił jej Gale. Takie moje odczucie (a coś nieco już wiem o miłości).
No łomatko.
To że jesteś "singielką" topiąca smutki na 'dzikich imprezach" co weekend, bo to takie "kul", nie znaczy że wszyscy tacy są.
Nie. Ło matko, bo rozwala mnie jak dziewczynki uważają się za taaaaakie dorosłe, bo mają chłopaka. "Coś nieco już wiem o miłości", bo wczoraj całowałam się za Bartkiem na dużej przerwie...
Nie pogrążaj się dziewczynko. Jestem mężatką, żoną faceta z którym jestem od 7 lat. A wnioskując po Twoim loginie jestem tym samym rocznikiem co Ty - '90. Więc proszę, zamilcz i nie rób już z siebie pośmiewiska.
"Coś nieco już wiem o miłości" naprawdę brzmi jak wyznanie trzynastolatki, która właśnie przeżywa pierwszą miłostkę. (Wiem, co mówię, bo pracuję z dziećmi i one naprawdę tak śmiertelnie poważnie i "dojrzale" traktują swoje "związki". Podobny tekst nawet kilkukrotnie słyszałam.)
Mimo wszystko nie chciałam Cię urazić, może trochę źle Cię zrozumiałam (naprawdę wzięłam Cie za dziecko), może byłam trochę złośliwa, tak czy inaczej, przepraszam, bez sensu wykłócać się o takie pierdoły.
Nie unoś się, bo tak to zabrzmiało. W pierwszym momencie też uznałam, że jesteś jakąś nastolatką, która pocałowała się z chłopakiem, jeden ją rzucił, a ktoś inny się w tobie podkochuje i twoje życie wygląda jak "Moda na sukces". Poza tym nawet siedmioletnie małżeństwo nie oznacza, że coś wiesz o miłości. Każdy z nas ma inne doświadczenia i dla każdego ta miłość wygląda inaczej, więc ty ewentualnie "coś nieco" wiesz, ale swojej miłości, a nie o miłości szeroko pojętej.
Tak samo jak każdy z nas ma co innego w głowie i ja nie odpowiadam za to, co wy macie. Chcecie sobie dalej ten temat wałkować, to proszę bardzo, ja już nie mam nic do dodania.
Myślę, że największy dylemat ma teraz autorka. Stworzyła dosyć ambitną książkę, pokazującą młodzieży okrucieństwo wojny, sens walki o wolność, poświęcenia itp., a młodzi jedyne nad czym się zastanawiają, to kogo kocha główna bohaterka.
Moi drodzy, ileż można zakładać jednakowych watków?
Ja wiem kogo ona kocha. Ten temat dotyczy odbioru tego wątku w filmie i tego jak jest ukazany, bo również mam wrażenie, że scenarzyści to sknocili, ale trudno jest mi wychwycić co, bo dopowiadam sobie z książki.
Katniss na tym etapie nie kochała żadnego, nawet nie chciało jej się o tym myśleć, skupiała się na ratowaniu życia najbliższych, a w filmie wygląda to tak, jakby leciała na jednego i na drugiego.
Jeżeli ten wątek ci nie odpowiada, to się w nim nie udzielaj, proste.
Owszem wątek mi się nie podoba, jak wszystkie jemu podobne, ale nie udzielanie się w nim nie spowoduje, że znikinie.
Jak już pisałam, szkoda, że z tak dobrej i poważnej książki, niektórzy robią młodzieżowego harlequina. Tylko nie dziwcie się później tematom typu "chłam dla gimbusów".
Ale z czym ty masz taki problem?
Miłość jest jedną z najważniejszych wartości w życiu człowieka. A im człowiek starszy, tym wyraźnej się o tym przekonuje. Każdemu zależy na tym, aby odnaleźć swoją drugą połówkę. To nadaje sens życiu, bo co ci po wolność, skoro nie masz się nią z kim cieszyć, ani dla kogo o nią walczyć? Dlaczego wojna może być poważnym i wzniosłym tematem do rozważania, ale miłość już nie?
To właśnie dobrze, że nawet najmłodsi odbiorcy widzą sens w tym, kogo wybierze bohaterka. W ten sposób uczą się jakie cechy w partnerze są ważniejsze od innych. Przekonują się, że to naturalne, że w młodości nie myśli się o założeniu rodziny, tak jak Katniss, która dopiero pod koniec rozumie, że do szczęścia jest to niezbędne.
Umniejszanie wartości wątków miłosnych w filmach, czy książkach wcale nie świadczy o dojrzałości, wręcz przeciwnie. Trzeba mieć odwagę, aby się przyznać do tego, że pragnie się być kochanym i kochać kogoś. Młodzi rozumieją to na opak, myślą, że jest to oznaką słabości i to wyśmiewają.
Trzeba nabrać pewnej mądrości życiowej, aby nie bagatelizować rzeczy ważnych i tą wartość dostrzegać. Jak widać, ten etap jeszcze przed tobą.
Rzeczywiście, wszyscy rozwodzący się nad tym, który z chłopaków był przystojniejszy, na pewno bardzo dojrzale do tego podchodzą.
Nie umniejszam wartości wątku miłosnego w tej książce, wręcz przeciwnie. W innym temacie pisałam jak widzę tę miłość. Jest ona jednak tylko dodatkiem do tej książki, staje się istotna dopiero na ostatnich stronach Kosogłosa.
Piszesz, że to ja nie nabrałam jeszcze "mądrości życiowej" i dlatego bagatelizuję wątek miłosny, a według mnie to właśnie Ty jesteś na etapie wielkich (być może nastoletnich) miłostek.
Piszesz, że miłość jest jedną z najważniejszych wartości w życiu. Ale miłość to nie tylko wzdychanie do ukochanego. Miłość do rodziny, przyjaciół, czy po prostu do rodaków jest wartością nie mniejszą. Niestety nad tą miłością (choćby siostrzaną, doskonale ukazaną w książce) jakoś nikt nie ma ochoty się rozwodzić. Większość widzi tylko to, że aktor grający Gale'a jest przystojniejszy niż ten, który gra Peetę. Nie biorę tego z kosmosu, takich wątków jest wysyp.
Ja nie odnoszę się do wypowiedzi innych, a ty ten wątek sprowadzasz do tego co naczytałaś się gdzieś indziej. Po co? Nie pisałam nic o wyglądzie, ani o wzdychaniu do kogokolwiek, a wrzucasz mnie do jednego worka z takimi osobami.
Ja chciałam się jedynie dowiedzieć jak wątek miłosny został przedstawiony w filmie, bo sama nie jestem w stanie tego wychwycić.
Jeżeli brakuje ci wątku dotyczącego miłości do rodziny, czy do rodaków, to go załóż. Ten traktuje o czymś innym i jeżeli nie masz nic do powiedzenia w tej kwestii to po co się udzielasz? Nie wnosisz nic do tego tematu.
P.S. Zapewniam, że nie jestem na etapie nastoletnich miłostek, bo mam męża i dziecko. A ty wysnuwasz wnioski z kosmosu, w ogóle ich nie argumentując. Każdy tak może. Zabawy typu "jesteś głupi", "wcale że nie, bo ty" rzeczywiście, są bardzo dojrzałe.
do @snowiczek:
daj spokój, "zuzanna_90 ma jakiś problem z pojęciem miłości, próbuje chyba na innych przelać swoje frustracje. nie warto sobie strzępić języka na takich ludzi.
I chyba jest mocno przewrażliwiona ;P Wystarczy poruszyć temat wątku miłosnego i od razu jest się nic nierozumiejącym gimbusem. A przecież nigdzie nie napisałam jak odbieram ten film i czym dla mnie jest. Pytałam tylko o jeden z jego aspektów. Niektórzy sami się nakręcają i w wypowiedziach innych widzą tylko to, co chcą. Zupełnie niepotrzebnie.