Obejrzałam dopiero dziś i muszę przyznać, że podobała mi się ta część bardziej niż jedynka. Może dlatego, że same Igrzyska Śmierci były tak naprawdę wprowadzeniem, zapoznaniem widza/czytelnika z panującym ładem politycznym, światem, głodem, problemami w państwie Panem. W dwójce były momenty tak paranoiczne, klaustrofobiczne, że aż miałam ciarki. Podobało mi się ukazanie trójkąta Katniss-Peeta-Gale. Jak podczas tournee główna dwójka bohaterów walczyła o własne życie, próbowali przypodobać się prezydentowi mimo burzy wewnątrz ich i sprzeciwu.
Podobała mi się również gra J. Lawrence. Z każdą minutą filmu Katniss była coraz bardziej zniszczona psychicznie, a moment, gdy Peeta został porażony prądem i ona w końcu uzmysłowiła sobie swoje własne uczucia względem niego, był bardzo przejmujący choć scena gdy dowiedziała się, że rewolucjonistom nie udało się go uratować i ma go Kapitol, jak rzuciła się na Haymitcha i wciąż powtarzała, że obiecał i że jest kłamcą wywołał u mnie łzy. ;)
Bardzo pozytywnym zaskoczeniem był dla mnie Finnick. Bardzo się martwiłam o tą postać, bo aktor, który miał ją zagrać nie zrobił na mnie wcześniej dobrego wrażenia, ale tutaj był rewelacyjny. Tak sobie wyobrażałam Finnicka. I Megs. W ogóle Trybuci byli dobrze dobrani a Joanna w windzie, gdy zaczęła się rozbierać mnie poraziła ;))
Tak więc podsumowując warto iść do kina i obejrzeć IŚ - W Pierścieniu Ognia, bo są świetnie zrealizowane a historia jest genialna. ;)