"Igrzyska..." stanowią dla mnie taki pomost między "Zmierzchem", filmami Baya i innymi gówienkami, a dobrym kinem. Druga część jak najbardziej mnie utwierdza w tym przekonaniu. Niestety ciągle czuć, że jest to ekranizacji młodzieżowej sagi, gdzie wszystko jest naiwne i głupiutkie. To co im się udało w pierwszych "Igrzyskach..." to ukazanie brutalności tego świata, widok mordujących się nawzajem, bądź co bądź dzieci na pewno robił wrażenie. Tutaj twórcy postawili na politykę, a raczej ukazanie jej mechanizmów i zjawiska manipulacji. Nie wątpię, że target 10-16 coś na pewno z seansu wyniesie, ale starszy odbiorca raczej będzie znudzony, ew. strzeli od czasu do czasu facepalma.
Aktorsko raczej nie ma o czym pisać, Lawrence grała to co dostała, Woody na poziomie, on zawsze dobrze wypada w rolach 2planowych. Hoffman bezbarwny, stawiam, że taki charakter miała jego postać, ale to już raczej osoby, które przeczytały książkę powinny się wypowiedzieć.
Efekty ok, ale jeśli ma się taki budżet to musi być w porządku, dupy w każdym razie nie urwało.
Wiem, że na pewno na dalsze części nie wybiorę się do kina, szkoda kasy. Bardziej zastanawia mnie książka. Jeśli jest dużo lepsza od filmów (co wielkim wyczynem by nie było) to może warto po nią sięgnąć w wolnej chwili?