PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=513964}

Ilu miałaś facetów?

What's Your Number?
2011
6,2 55 tys. ocen
6,2 10 1 55229
3,5 6 krytyków
Ilu miałaś facetów?
powrót do forum filmu Ilu miałaś facetów?
ocenił(a) film na 6
_mosquito_

Niekoniecznie tłumaczenie jest złe. "What's your number" można rozumieć na wiele sposobów. Może to być pytanie o czyjś numer, ale też pytanie o czyjąś "liczbę" czyli właśnie ilu facetów/ile kobiet ta osoba miała.

_mosquito_

w tym wypadku faktycznie można tłumaczyć tak na polski, ale są takie filimy, których tłumaczenie jest wzięte z kosmosu

ocenił(a) film na 6
TikiBar

dirty dancing i wirujący seks :D

ocenił(a) film na 5
diana6echo

Akurat to tłumaczenie jest rewelacyjne i nie widzę innego na to miejsce. Nie każdy tytuł można tłumaczyć dosłownie, i to jest tego doskonały przykład, powiedz ilu polaków wybrało by się do kina na film pod tytułem "brudny/zabrudzony taniec"?

ocenił(a) film na 6
pponiatt

wielu

inne tłumaczenia: u angoli jest "dirty blonde" u nas: "świński blond" - co kto lubi ;)

_mosquito_

"What's your number" to spokojnie można przełożyć na "który to numer?" ze wskazaniem na obecnego faceta więc jeden pies

Enterraz

Tak, ale skoro 'What's your number' można rzeczywiście przetłumaczyć na 'Jaki masz numer' to po co nasi tłumacze silą się na 'Ilu miałaś facetów'? W oryginalnym tytule nie ma nic o facetach tylko o numerze. Takie tłumaczenie nie jest do końca niepoprawne, ale zupełnie nie oddaje sensu oryginału. Do tego oryginalny tytuł to gra słów. Mamy tu 'Jaki jest twój numer' - telefonu? 'Jaki masz numer' - który z kolei jesteś? W oryginalnym tytule nie ma nic o facetach a tym bardziej tytuł nie brzmi tak jak pytanie skierowane do kobiety. Według mnie tłumaczenie w ostateczności do przyjęcia, jednak gdyby jakiś student anglistyki tłumaczył teksty w taki sposób nie otrzymałby za takie tłumaczenie zbyt dobrej oceny.Skoro tytuł brzmi "Jaki jest twój numer" ewentualnie "Jaki masz numer" to powinien być tak przetłumaczony a nie na "Ilu miałaś facetów". Ktoś kto robił to tłumaczenie chce chyba zrobić z Polaków kretynów. Wynika z tego, że Amerykanie są bardziej domyślni o co chodzi w tytule niż Polacy, którym trzeba podać wszystko na tacy nawet zmieniając oryginalny tekst. Nie podoba mi się ten sposób tłumaczenia tytułów. Jak tłumaczyć to zostawiając oryginalny charakter a najlepiej to nie tłumaczyć.

_mosquito_

Nie zapominaj że o ostatecznym tytule decyduje polski dystrybutor , tytuł może zostać zmieniony jesli tak sb zażyczy bo uzna że ten będzie odpowiedniejszy lub przyciągnie większą widownię , może po prostu uważa że kiedy ktoś by usłyszał "który/jaki masz numer?" nie skojarzyłby że to np gatunek filmu , który uwielbia , co mogłoby zaszkodzić dochodowości . Tłumaczy o nic nie wiń bo oni tu nawet niepotrzebni , dzieci z podstawówki potrafią przetłumaczyć ten tytuł , a już na pewno dystrybutor . Po prostu uznali że jest odpowiedniejszy . Tyle

_mosquito_

Tytuł to reklama filmu. Jeśli tytuł oryginału jest mało chwytliwy, tak jak w tym przypadku, to jest wymyślany przez dystrybutora inny.

Wiążą się z tym wpadki, gdy dystrybutor przedobrzy, powstaną sequele kontynuujące tytuły oryginalne, a nie wymyślone przez polskiego dystrybutora. Tak było z "Die Hard", gdzie polski tytuł dystrybutor wymyślił "Szklana pułapka" od wieżowca w którym akcja filmu się działa. W kolejnych częściach żadnych szklanych pułapek (akcji w wieżowcu) nie było. I tytuł w ogóle nie pasował do kolejnych części.

Tutaj motywem przewodnim jest liczba (facetów), ale gdyby powstał sequel odnośnie innej liczby np. dzieci, psów, kochanków, zmarszczek, fałdek tłuszczu, lat itd., to byłby zgrzyt.

krzysyek

To znaczy, ze ten sam tytuł może być bardzo chwytliwy w USA a równocześnie mało chwytliwy w Polsce? Czegoś tu nie rozumiem.
Sądzisz, że tytuł 'Szklana Pułapka' jest bardziej chwytliwa od 'Twardziel' czy tak jak to dosłownie, bo potocznie brzmi po angielsku tzn. 'Uparciuch'. Skoro ten tytuł sprawdził się w USA i tam przyniósł miliony dlaczego nie miałby zrobić tego u nas. Czy polscy dystrybutorzy uważają, że Polacy są głupsi od Amerykanów? To nie logiczne, że 'Uparciuch' sprzedaje się w USA a w Polsce miałby się niby nie sprzedać. Według mnie sprzedałby się zdecydowanie lepiej niż 'Szklana Pułapka' szczególnie, że nie byłoby kłopotu z tytułami kolejnych części, które po polsku brzmią po prostu śmiesznie, myląco, no i mogły się przyczynić rzeczywiście do spadku widowni tych części.

_mosquito_

dziewczynko, lepiej sama powiedz gdzie się kształciłaś. Nie ma nic gorszego od ,,kalki językowej" - czyli tłumaczenia łopatologicznego, bez związku. Mnie Jaki jest twój numer najbardziej kojarzy się z Oswiecimiem - tak, to tam ludzie mieli numery (po polsku spytamy raczej [ o numer telefonu, oczywiscie] : jaki masz numer - powtózy sobie to kilka razy w mózgu i zauważysz różnicę.

A z tym tlumaczeniem wiadomo o co chodzi - o dziewczynę, której wydaje się, że spałą ze zbyt dużą liczbą facetów.
Sorry, ale jeśli ty studiujesz filologię jakąś i masz ambicje tłumaczyć filmy - zastanów się jszcze raz. A potem znowu :>>

ewwwa

Tylko, że nie chodziło mi o kalkę językową a o prawidłowe tłumaczenia tytułów. Tytułów nie powinno się tłumaczyć za pomocą kalki językowej tzn. die hard ---> ginąć twardo, ale nie powinno się też przekręcać die hard ---> szklana pułapka, tytuły powinno się tłumaczyć tak by znaczyły dokładnie to samo co oryginał czyli die hard ---> uparciuch. To jest najlepsza metoda.
Polskie tłumaczenia są często śmieszne i błędne np.
Die Hard czyli Uparciuch na Szklana Pułapka
Terminator czyli Terminator na Elektroniczny Morderca
Dirty Dancing czyli Nieprzyzwoity Taniec na Wirujący Seks
podobnie What's your number czyli Jaki masz numer na Ilu miałaś facetów

Zresztą według mnie najlepiej byłoby w ogóle nie tłumaczyć tytułów, bo robi to więcej złego niż dobrego. Tak uważam. Pozdrawiam.

ocenił(a) film na 3
_mosquito_

Nie tłumaczyć w ogóle tytułów? Czyli zostawiać angielskie tytuły na plakatach, reklamach, itp? Czy tytułów książek też to się tyczy? I film, i książka to przecież teksty kultury. W jakim kraju żyjemy? Przepraszam za sarkastyczny ton, ale nie przasadzajmy tak z uwielbieniem oryginału - sama nie wierzę, że to mówię, bo jestem tłumaczką właśnie. Czy wszystkie tytuły mamy zostawiać w wersji oryginalnej? Włoskie, niemieckie, japońskie, arabskie? Dlaczego j. angielski ma być uprzywilejowany? W Polsce nie jest językiem urzędowym. Ludzie mają prawo nie znać angielskiego.

Mam nadzieję, że żartujesz z tym "Uparciuchem". Żaden fachowy tłumacz czy dystrybutor nie zgodziłby się na taki tytuł dla filmu sensacyjnego. Widząc taki tytuł w pierwszej kolejności przyszłoby mi do głowy, że to komedia dla dzieci. "Twardziel" też nie brzmi zbyt fortunnie. I nie możemy powiedzieć, że "ten sam" tytuł powinien wywoływać "taką samą reakcję" w przykładowej Polsce i Stanach Zjednoczonych. Nawet jeśli przekalkujemy tytuł lub podamy jak najbardziej bliski znaczeniowo odpowiednik, to nie jest on "taki sam" jak oryginał, a jako, że należymy do innej grupy językowej, a co za tym idzie również kulturowej, dane pojęcie i jego polski ekwiwalent może przywoływać diametralnie różne konotacje u nas a za oceanem (!!!). Tłumaczą tekst tak naprawdę tłumaczymy kulturę. I to jest jedna z najważniejszych zasad tłumaczenia.

Tak zwane "wierne" tłumaczenie nie zawsze jest właściwe. Mówi sie, że tłumaczenie jest jak kobieta - albo piękne, albo wierne. Nie jest to na pewno bezwględna reguła, ale coś w tym porzekadle jest. Często o tłumaczeniu tytułów mówi się jako interpretacji bardziej niż tłumaczeniu sensu stricto, gdyż tytuł ma przede wszystkim przyciągnąć uwagę widza/czytelnika i zadaniem tłumacza jest takie jego przełożenie na język docelowy, by było jak najbardziej atrakcyjne, nie wywoływało efektu śmieszności, nie brzmiało "dziwnie" dla użytkowników języka docelowego. Jasne, wspaniale jest jeśli mozliwe takie przełożenie, by było jak najbliższe oryginałowi, ale "wierność" schodzi na dalszy plan.
Nie chcę nikogo urazic tym postem, ale pisałam go będąc lekko wzburzona, więc mam nadzieję, że żartujesz w swoich komentarzach lub jest to zręczna prowokacja.

milkaway

Nie zgodzę się. Wierność tłumaczenia jest pierwszoplanowym wymogiem dla tytułów. Brak wierności tłumaczenia tytułu powoduje wręcz ośmieszenie filmu. Teraz dzieci angielskiego uczą się już w przedszkolach. Ludzi takie "tłumaczenia" rażą.

Tytuły filmów rządzą się swoimi prawami. Pomijasz bardzo istotny problem z tematem przewodnim. Tytuł jest tym tematem przewodnim filmu. Gdy zmienimy tytuł na inny - zmienimy temat przewodni. Jest to bardzo ważne w przypadku kontynuacji danego filmu.

Gdyby dawniej tak tłumaczono tytuły książek jak obecnie "tłumaczy się" (czytaj: wymyśla) tytuły filmów. To mielibyśmy zamiast trywialnego tytułu np. "Dżuma" coś w stylu "Kataklizm" ;-).

Niektórzy tłumacze, a zwłaszcza poloniści (ale jeśli obie grupy nie znają tematu) krytykują kalkę językową Terminatora, bo w języku polskim to słowo ma zupełnie inne znaczenie niż w angielskim. U nas terminator to uczeń. Proponują więc tytuł "Eksterminator" jako najlepiej oddający sens oryginału.

Mimo to jednak w przypadku wielu tytułów filmów lepszym rozwiązaniem jest pozostawienie oryginalnego tytułu - nawet jeśli przypadkowo i niezamierzenie robimy okropną kalkę językową. Zasada jest prosta: jeśli nie mamy jak przetłumaczyć wiernie tytułu - nie tłumaczmy go! Nie wymyślajmy na siłę czegoś innego dla zasady, bo musi być przetłumaczone. Nie musi!

Żyjemy w globalnym świecie. Dobrze gdy wszyscy używają tych samych nazw oryginalnych. Wówczas nie ma niejasności. Tytuł Terminator jest dobrze rozpoznawalny na całym świecie. Prawidłowy językowo tytuł polski "Eksterminator" w tym kontekście byłby śmieszny. Bo przecież znamy znaczenie przedrostka "eks-"... Co więcej, mało kto zna polskie słowo terminator - uczeń. Tytuł Eks-Terminator bawiłby nawet Polaków, nie wspominając o obcokrajowcach.

Całe szczęście nie tłumaczono (czytaj: nie wymyślano) też tytułu dla "Mission Impossible". Tym bardziej, że były sequele i wpadka w przypadku wymyślania tytułu byłaby murowana. Dystrybutor miał jednak świadomość, że żyjemy w świecie globalnym. Jego tytuł jest silną światową marką, więc wymyślając inny tytuł popsułby sobie rynek.

ocenił(a) film na 5
krzysyek

"Teraz dzieci angielskiego uczą się już w przedszkolach."
i jaki to ma związek z pełnoletnimi, aktualnymi konsumentami kinowej rozrywki?
"Ludzi takie "tłumaczenia" rażą."
a nie rażą ludzi (nie znających angielskiego) anglojęzyczne tytuły?

piszesz względem siebie

dzebedisa

A taki ma związek, że jeśli nawet pełnoletni nie zna angielskiego (co jest coraz rzadsze), to młodszy od niego uczeń podstawówki czy gimnazjum sprawę mu naświetli ;-). A zrobi to z pewnością, bo naukę angielskiego coraz częściej pobiera już w przedszkolu, więc język ten co nieco zna i głupka z siebie nie da robić ;-).

"a nie rażą ludzi (nie znających angielskiego) anglojęzyczne tytuły? "
A w jakim świecie Ty żyjesz? W średniowiecznej odizolowanej Polsce? Czy w globalnym świecie, gdzie angielski spotykasz na każdym kroku? Nawet Twój operator komórkowy zapewne ma nazwę angielską: T-Mobile (czyt: ti - mołbail) czy Orange (czyt: orendż).

Angielski jest wszędzie. W nazwach sklepów, produktów, w reklamach, nawet w pracy używa się terminologii angielskiej. A nawet na życiorys już nie mówi się życiorys, tylko "si-wi" od angielskiej wymowy CV. Na V (fał) już nawet nie mówi się "fal", tylko po angielsku "wi" jak np. di-wi-di (DVD), si-di (CD), ti-wi (TV) itd. Ten portal nazywa się z angielska Filmweb (web czyt.: "łeb", to po angielsku "strona", czyli strona o filmach). Przykłady można mnożyć.

ocenił(a) film na 5
krzysyek

tylko pierwszy akapit jest z przymrużeniem oka, a powinien być cały wpis.
a w jakim świecie Ty żyjesz? otaczają Cie wyłącznie ludzie przed 30ka? wykształceni? którzy część swego życia spędzili poza granicami Polski?
jak radzą sobie Twoi dziadkowie gdy wymieniają nazwy tych operatorów telefonii komórkowych, czy zwykłych sklepów (Lidl, Auchan)? ja widzę po swojej bliższej i dalszej rodzinie, że nie wiedzą nawet jak jest "kocham Cię" in english.
ludzie po 50tce rzadko znają angielski - juz raczej niemiecki, rosyjski, a przecież widujesz ich w kinie, czyz nie?

ja nie twierdzę, ze to źle, że obce nazewnictwo jest coraz bardziej popularne - to naturalne. piszę tylko, że między starszymi a młodszymi pokoleniami są zbyt duże róznice i to, że Ty nie znasz osób, które nie wiedzą jak się wymawia di-vi-di, nie znaczy, że ze świeca trzeba szukać osób, które nie mają pojęcia co to jest to DVD.

ocenił(a) film na 3
krzysyek

To, że angielski jest stereotypowo "wszędzie" nie znaczy, że każdy go zna. Żyjemy w Polsce, gdzie jak powtarzam język angielski nie jest językiem urzędowym. "Polacy nie gęsi, swój język mają." Nie rozumiem, jak mozna zakładać że całe społeczeństwo zrozumie tytuł po angielsku, bo angielski jest teraz "wszędzie", lub ktoś ich uświadomi. Moi rodzice ni w z ząb angielskiego nie umieją, poza może zwrotami jak "dzień dobry", "dziękuję", itp. Jestem jedynaczką, czyli mają dzwonić do mnie ilekroć chcą się wybrać na film? A może chodzić ze słownikiem pod ręką. (A poza tym tytuł tytułowi nierówny, czy wspomniany przez ciebie przeciętny uczeń podstawówki czy gimnzajum będzie wiedzieć, co znaczy np. "atonement"? Odpowiedź jest prosta, nie.)
Moi rodzice to nie odosobnione przypadki. Możemy tu mówic nawet o całych pokoleniach. Kiedyś dominowała nauka języka rosyjskiego czy niemieckiego, a ta "wszędobylskość" angielskiego to stosunkowo nowe zjawisko. Jeśli spojrzymy szerzej na problem i zastanowimy się również nad dystrybucją filmów z oryginalnymi tytułami do telewizji, to dojdą jeszcze starsze roczniki, które nawet nie chodzą do kina, ale ogladają telewizję.

Poza tym, powszechna i o obowiązkowa nauka języka nie gwarantuje rzeczywistej umiejetności posługiwania się językiem. Wiekszość moich rówieśników ledwo co wyniosła z lekcji języka obcego. Oczywiście mój rocznik naukę rozpoczął dopiero w 5 klasie podstawówki, ale zapewniam, że nawet ucząc sie od najwcześniejszych lat część tej młodziezy i tak pozostanie językowymi analfabetami. Ba, nawet sprawnego posługiwania się językiem polskim szkoła niekoniecznie nauczy.
Kolejna kwestia, rozumiem, że chciałbyś, żeby tylko tytuły angielskie były zostawiane w wersji oryginalnej? Jest to jak najbardziej dyskryminacja. ;) Tylko dlatego, że j. ang. to język globalizacji?
Być może nie widać tego po moich komentarzach, ale bynajmniej nie jestem anglofobem. :) Wręcz przeciwnie, j. angielski to od lat obiekt mojej nieprzerwanej fascynacji. Pomimo tego faktu, wg mnie postępująca anglicyzacja nie jest dobrym zjawiskiem. Pod tym wzgledem jestem trochę po stronie purystów. Aż skóra mi cierpnie, kiedy widzę takie kuriozum jak zwrot "skoczyć przez rekina" (ang. "to jump the shark"). Za taką powszechność angielskiego to ja dziękuję.

Zgadzam się absolutnie, tłumaczenie tytułów rządzi się swoimi prawami. Ale niekoniecznie takimi, jakie ty uznajesz. Oczywiście, chyba jasne jest, że tytuł nie pojawia się znikąd, bo takie mam akurat widzimisię. Naturalnym krokiem jest w pierwszej kolejności poszukiwanie ekwiwalentu leksykalnego. Z różnych powodów jego użycie może być niewskazane. I jak najbardziej uznaję wtedy nawet znaczne odejście od oryginału. Nie, nie pomijam "tematu przewodniego". Myślałam, że to się rozumie samo przez się, że tytuł nie może być od tzw. czapy, tylko nawiązywać do istoty interpretacyjnej utworu. A może do niej nawiązywać nawet bedąc leksykalnie odległy od pierwowzoru.

ocenił(a) film na 7
_mosquito_

"die hard" lepiej sprzedaje się w USA, bo wśród odbiorców anglojęzycznych przywołuje zupełnie inne konotacje, niż przywoływałoby marne "uparciuch" wśród odbiorców z Polski.
tak samo "what's your number?" - osobie znającej język angielski i kulturę amerykańską od razu rodzi się w głowie pewne wyobrażenie, czego nie byłoby przy "jaki jest twój numer?" u Polaków.

twoim zdaniem tytułów nie powinno się tłumaczyć, bo przy tłumaczeniu może umknąć ta niepowtarzalna iskierka... w takim razie dlaczego myślisz tylko o filmach angielskich? tytułów filmów brazylijskich, indyjskich, niemieckich, portugalskich też nie tłumaczmy. idąc za ciosem - po co dubbing, lektor i napisy? przecież z oglądania koreańskiego "Shi gan" z napisami nie możemy w pełni czerpać przyjemności, bo napisy częstokroć są tłumaczone niezbyt wiernie. twoja logika mnie dziwi.

ola_pil

"Number" to w tym przypadku nie numer, tylko liczba. Liczba facetów, liczba dzieci itd. Czy tytuł "A jaka jest Twoja liczba?" byłby zły? Jest niedopowiedzenie jak w oryginale. I o to chodzi. Po co podawać jak na tacy motyw tego filmu. Twórca filmu zostawił sobie pole do manewru i jeśli zrobi kontynuację z inną liczbą, to co wtedy z polskim, dosadnym tytułem?

Gdyby dystrybutor filmu "Die Hard" wiedział jakich problemów sobie w przyszłości narobi wymyślając swój tytuł dla niego, to by nigdy tego nie zrobił. Na podstawie filmu powstała gra (jak zwykle), ale dystrybutor gry jakoś wolał nie nawiązywać do dziwnego polskiego tytułu "Szklana pułapka", bo nijak by się to miało do fabuły gry. Zostawił więc tytuł oryginalny. Chociaż przecież gra była oparta na filmie znanym w Polsce jako "Szklana pułapka".

Moim zdaniem tytuły, o ile można je sensownie przetłumaczyć, powinno się tłumaczyć. Najczęściej można, ale niestety dystrybutor lubi wymyślić swój.

Powtórzę: tytuły powinno się tłumaczyć jeśli można je przetłumaczyć. Nie powinno się natomiast WYMYŚLAĆ innego tytułu.

Przykładem filmu nieanglojęzycznego z nieprzetłumaczalnym tytułem jest "Ong Bak" (nazwa własna posągu Buddy). Nie wymyślono polskiego tytułu dla niego i chwała dystrybutorowi za to. Nie chciałbym znać tego filmu pod jakąś wymyśloną polską nazwą typu "Tajska rozpierducha" (bo się dobrze taki tytuł sprzeda), gdy cały świat zna go jako "Ong Bak".

_mosquito_

Na przykład "Jaki operator obsługuje twój numer"-elegancki tytuł , a co ;)

Artfulnick

"Numerek z nieznajomym" - to byłby chwytliwy tytuł. O ile znam zdolności polskich tłumaczy ekhm, właściwie to nie tłumaczy, bo nasi tłumacze mają z tłumaczami mało wspólnego. W Polsce przecież nie ma tłumaczy. Są tylko specjaliści od marketingu. Oni są zdolni do wymyślania takich głupot tylko po to by sprzedać każdy film. Wielu zapewne chciałoby zobaczyć tytułowy numerek ;)

_mosquito_

Zarzucasz komuś braki w wykształceniu, a tymczasem sam wierzysz, że jacyś mityczni tłumacze tytułów decydują o tym, jak brzmieć ma polska wersja tytułu?? ;)

Już pomijając fakt, że tytułów się nie tłumaczy, tylko wymyśla się lokalną wersję, która może, a nie musi być tłumaczeniem tytułu oryginalnego.

Kazioo

Nie zarzuciłem nikomu braków w wykształceniu tylko nieprofesjonalizm. Właśnie, na świecie się tłumaczy, u nas się nie tłumaczy, u nas wymyśla się lokalną wersję. Niektórym to odpowiada, ale mi nie. Wolałbym, aby tytuł był tytułem a nie chwytem marketingowym.

_mosquito_

dodam tylko, że też nie lubię wymyślanych tytułów i wolałabym przetłumaczony, a nie "kombinowany" marketingowo:)

ocenił(a) film na 10
_mosquito_

Wbrew pozorom to bardzo trudny do przetłumaczenia tytuł ! "Jaki jest twój numer" lub"Jaki masz numer" nie oddało by tego podtekstu który kryję sie w słowach " what's your number". Ewentualnie mozna by spróbować " Który to numer ? " lub "Jaka jest twoja liczba ?" "Ilu miałaś facetów" to oczywiście pójście na łatwiznę , tłumaczenie na kolanie...

smokull

"Ilu dostało numerek"-albo coś w ten deseń, myślę że słowo numer zamienione na numerek w tłumaczeniu mogłoby pomóc, jest wystarczająco dwuznaczne.

użytkownik usunięty
_mosquito_

Chodzi o pieniadze. Dokladne oddanie tytulu kosztuje dodatkowe pienidze dystrybutora dlatego mamy takie durne tlumaczenia oryginalow.

_mosquito_

Nie macie większych problemów? :D Ludzie nigdy nie przestaną mnie zadziwiać, co film, to płacz nad tłumaczeniem tytułu. Czy to naprawdę ma takie wielkie znaczenie?

ocenił(a) film na 6
Veridell

a ja sie bardziej pytam, i po co sie czepiacie? co to za różnica...