W końcu postanowiłem obejrzeć sobie "Infernal Affairs". Zachwycony "Departed" zobaczyłem osławiony oryginał. Teraz jestem już w 100% przekonany o tym, że "Infiltracja" pokonuje "Piekielną grę" w całej niemal rozciągłości. Powiem krótko: aktorzy, scenariusz, klimat, reżyseria, poszczególne sceny. Wszystko jest znacznie lepsze w filmie Scorsese. Pamiętam, że ktoś mówił, iż w "Infernal Affairs" są lepiej nakreślone postaci. Większej bzdury nie słyszałem. To w "Departed" mamy niezwykle wiarygodnego DiCaprio jako szczura w gangu, Nicholsona jako starego mafijnego bossa, Damona, który choć zagrał co najwyżej przeciętnie, to ze swoją "cipowatością" idealnie pasował do tej roli. Ponadto mamy jeszcze Wahlberga ze specyficznym humorem, Sheena jako dobrego glinę i bardzo barwną postać Baldwina. To wszystko plus świetne dialogi, bardzo fajna muzyka i znacznie dłuższy czas filmu, który pozwolił na dokładniejsze opowiedzenie historii i spojrzenie chociażby na Billa od bardziej psychologicznej strony daje nam jeden z najlepszych filmów z gatunku sensacja/kryminał w ogóle. CAŁKOWICIE zasłużone Oscary. Infernal Affairs to film, w którym tkwił ogromny potencjał. W pełni wykorzystał go Scorsese z całą swoją ekipą.
Ja także widziałam oba filmy i również jestem zdania, że "Infiltracja" to lepsza wersja tej historii. Ale żeby nie było za słodko mam pewne ale... Moim skromnym zdaniem zmiana końcówki nie była najlepszym pomysłem Scorsese. W "Infernal Affairs", kiedy "zły" zbiera wszystkie laury naprawdę czuje się grozę tej sytuacji. Kolejna sprawa to niezbyt udolnie (czyli mało przekonywująco) prowadzony wątek romansowy.
A teraz plusy - to co zrobił w tym filmie di Caprio naprawdę mnie zdumiało. Nigdy go za bardzo nie lubiłam, ale szczerze - zmieniłam zdanie po tym filmie i następnym razem dobrze sie zastanowię, zanim na niego napsioczę. To jego miotanie się i lęk przed zatratą w nowej roli i utratą własnej tożamości było tak wiarygodnie pokazane, że człowiek normalnie męczył się razem z nim, jak na to patrzył.
Natomiast Nicholson na minus. Jak się na niego patrzyło, to zdawało się, że mu się po prostu nie chciało tego dobrze zagrać. To moje subiektywne odczucie, więc proszę nie miotać na mnie swoim świetym oburzeniem.
Wiem, że wyszło więcej minusow niż plusów, ale o innych rzeczach powiedział kolega wyżej, więc ja nie będę wyważać już otwartych drzwi.
Mi właśnie końcówka znacznie bardziej się podobała. Już myślałem, że postać Damona, której nie lubiłem od samego początku wyjdzie ze wszystkiego zwycięską ręką. Całe szczęście jednak ktoś wymierzył mu sprawiedliwość. No i ten szczur biegnący po balkonie w ostatnim ujęciu:). Co do Nicholsona to wydaje mi się, że bardzo dobrze pokazał Costello jako psychopatę, który wszystko już w życiu widział i któremu nikt nie podskoczy stąd ta jego maniera. Co do DiCaprio - po tym filmie oraz po "Blood Diamond" nie mogę się doczekać jego kolejnych filmów. Przede wszystkim "Body Of Lies" i film Mendesa. pzdr
Ja jednak będę się upierała przy pierwotnej końcówce. Jesteśmy przywiązani do zakończeń, gdzie zło zostaje ukarane, bo to karmi nasze poczucie sprawiedliwości. A przecież w zwykłym życiu rzadko się tak dzieje.
Jakiś czas temu postanowiłam oglądać wszystke tzw. seriale policyjne i czekałam na jeden jedyny chociaż przypadek, kiedy "złego" nie złapią albo nie rozwiążą zagadki, ale się niestety nie doczekałam. Na jedno to smutne, bo to świadczy o tym, że scenarzyści nie potrafią wyjść poza schematy. W "Infernal Affairs" schemat został przełamany i dlatego mi się podobało.