Połowa użytkowników filmwebu jest głupia jak but, i to jest fakt, a nie żadna opinia. Oceniają filmy według jednego schematu - podobał się 10/10, nie podobał się - 1/10 i koniec, nic pośrodku. Rodzi to potem śmiesznie żenującą sytuację, gdzie większość filmów na portalu ma ocenę około ośmiu - albo nieco ponad, albo nieco mniej. A co do komentarzy, również mamy dwa główne typy - albo "Arcydzieło, geniusz itp" albo "Totalno dno, badziewie, srata czasu". Najśmieszniejsze jest to, że jeśli film jakis ogólnie uznawany jest za dobry, to nikt nie doczepi się tyc komentarzy "arcydzieło", które są tak pozbawione sensu i obnażają tylko intelektualną zapaść danego użytkownika, że bardziej już nie można, o tyle komentarzy negatywnych w przypadku takich filmów czepia się każdy, co również nie dziwi, bo zazwyczaj pozbawione są wszelkiej argumentacji i oparte są tylko na czysto empirycznym odczuciu, że komuś się film nie podobał i koniec.
W przypadku omawianego filmu, "Infiltracji" Scorsese śmieszą mnie bardzo wypowiedzi na forum, i te pozywyne i negatywne. Nikt nie stara się spojrzeć troszkę głębiej. Albo "oscar zasłużony" albo "pomyłka oscarowa". I co możemy się dowiedzieć na temat prawdziwych odczuc po seansie? Ano nic, bo wiekszość rzeczy tutaj jest bezrefleksyjna.
A przecież Infiltracja to taki piękny film opływający w dziesiątki maleńkich niuansów, o których możnaby sobie porozprawiać, ale nikomu się nie chce. Dlaczego ten film zdobył aż cztery Oscary? Abstrahując od nagrody dla najlepszego filmu, która jest już całkowicie niewymierna i subiektywna raczej, o tyle pozostałe trzy można bez problemu sobie omówić, ale komu się by tam chciało nie?
Otóż pierwszy oscar, za montaż trafił w ręcę Thelmy Shoonmaker dlatego, że film jest pod tym względem genialny wręcz. Nie przypominam sobie w ostatnim czasie tak ciekawie i inteligentnie zmontowanego filmu, w którym nurt setek wydarzeń jest tak świetnie poskładany w jedną logiczną całość. Cieszą zwłaszcza elementy formalnych retrospekcji bez pokrycia w fabule, wzorowane bodajże pierwszym filmem z takim zabiegiem czyli "Point Blank" Johna Boormana, ale pewności czy wcześniej coś takiego się pojawiło czy nie - nie mam. Sposób zmontowania materiału oczywiście od razu nasuwa na skojarzenie "Chłopców z ferajny", zwłaszcza sceny walk, niezwykle zresztą brutalne, jak w tamtym dziele. Chociażby scena, gdzie Di Caprio bije w barze dwóch gangsterów - w pewnym momencie bierze kij i uderza leżącego gościa na ziemi - i przeplatające się ujęcia bijącego i bitego - kunszt, doprawdy. Budzą podziw też lekkie "przycinki" w scenie strzelaniny policjantów i bandytów. Co tu dużo mówić - film zrealizowany pod tym względem na poziomie mistrzowskim.
Druga statuetka - scenariusz. Wielu ludzi nie może się pogodzić, że "najlepszym filmem roku" okazał się remake. Przede wszystkim - nie jest to przypadek odosobniony. "Ben Hur", "Władca Pierscieni - Powrót Króla" oraz "Hamlet", "Marty" to również nie były pierwsze wersje tych filmów, a jednak nikt się nie czepia Oscara za remake. Może chodzi o to, że "Infiltracja" powstała w krótkim czasie po hong-kongowskim oryginale i ludzie nie zdążyli o tym zapomnieć. Tak czy siak - przypominam, że oscar był za scenariusz ADOPTOWANY więc Akademia Filmowa jednak zaznaczyła w dość jasny sposób, że nie zaznacza filmu oryginalnego! Czy to tak trudno pojąć? Idąc dalej w sprawę scenariusza - w przeciwieństwie do większości skalkowanych przez USA azjatyckich horrorów, Scorsese w swoim filmie wniósł jakąś nową jakość i tchnienie świeżości, nie robiąc bezmyślnej zżynki. Fabuła ma kilka luk, dziur i niedorzeczności, które jednak nie przysłaniają jej świetnych, realistycznych zwrotów akcji, misternie poprowadzonej akcji, ciekawą różnicę w stosunku do oryginału - stworzenie tylko jednej postaci kobiecej zamiast dwóch, a nagordzenie jej oscarem jest też w pewnym sensie ukłonem w stronę azjatyckich twórców "Piekielnej gry". Ponadto, film jest z tego co pamiętam, niemal godzinę dłuższy od swojego pierwowzoru (a czas przecież leci podczas seansu momentalnie) i wnosi wiele nowych wątków. Jeszcze jedna rzecz przemawia na korzysć "Infiltracji" - delikatnie zaznaczony wątek socjalny, który u Scorsese jest na porządku dziennym. To nie tylko sensacyjna zżynka azjatyckiej sensacji, są tu elementy konlifktów rasowych, bostońskiej policji, sprawy Irlandczyków itp. Scorsese już omówił problemy mafii włoskiej ("Chłopcy..."), wpływów żydowskich ("Kasyno"), a teraz powiedział kilka słow na temat irlandczyków. Nienachalnie i dyskretnie, ale to akurat plus. Scenariusz może nie wybitny, ale na pewno bardzo dobry, ciekawy, z pomysłowymi zwrotami akcji, co nie zmienia faktu, że wymyślony prze kogoś innego (tak jak w 99% filmów powstałch na podstawie powieści, ale tego jakoś też nikt się nie czepia).
Reżyseria - to być może jest oscar na pociszenie, ale nie ma też co sie oszukiwać - "Infiltracja" była najlepiej wyreżyserowanym filmem 93, dystansując konkurencję w tej dziedzinie. Ekipa aktorska poprowadzona przez reżysera spisała się na medal, ale to już u Marty'ego pewien standard, do którego nas przyzwyczaił, więc mało kto na to zwraca uwagę. Ciekawe jest natomiast to, co on dokonał z Leonardem Di Caprio. Jeśli ktoś nadal uważa go za pedałkowatego wymoczka z Titanica albo miękkiego łzawookiego nastolatka z "Chłopięcego świata" - ten jest albo nieprzebicie uparty, albo tak głupi, że nie zauważa spektakularnych zmian. Oprócz Di Caprio jest tu szereg genialnych drugich planów - Mark Whalberg (postać i aktor rewelacyjni. Teksty w stylu "Maybe? Maybe not? Maybe fuck yourself" będą cytowane jak teksty Pesciego za parą lat) i Ray Winstone, poprawni Sheen i Baldwin oraz przeszarżowany i jednak dość niezręczny Nicholson, któryemu jednak bliżej do batmanowego "Jokera" niż demonicznego szefa mafii, ale cóż począć.
Reżyserka maestria na aktorach się nie kończy. Scorsese wraca tym filmem do znanego wszystkim stylu z częstym użyciem steadycamu, płynnymi zdjęciami, epizodycznością niektórych sekwencji oraz ciekawie rozwiązanymi sprawami montażowymi, o których już było. Scena, w której French opowiada o swojej niewiernej żonie i przebitka na jego samego duszącego biedną małżonkę jest po prostu świtna, a sam początek, z wyśmienitym wpłynięciem kamery do sklepu przy akompaniamencie "Gimme Shelter" sprawia, że bez napisów początkowych wiemy, że to Scorsese. Cały czas jestem zdania, a "Infiltracja" to tylko potwierdza, że technicznie to najlepszy reżyser jaki pojawił się od czasu Alfreda Hitchocka i nic mnie od tego zdania nie odsunie.
Nie wiem, dlaczego ludzie nie chcą zauważać omówionych zalet tego filmu. Sam też jestem zdania, że swoista "wtórność" (cudzysłów celowy), tematyka raczej nieambitna (w tym momencie odsyłam do "Gladiatora" i film sctricte sensacyjny a też oscarami o peanami obsypany) i wolność od jakichkolwiek obyczajowo - moralizatorskich elementów mogą w pewnym sensie rzutować na niesłuszność przyznania mu miana "najlepszego filmu roku", co nie zmienia faktu, że film jest świetny i należy do oceniać abstrahując od nagród. Poza tym - spójrzmy na konkurencję z 2006 roku. Komedia obyczajowa "Mała miss" - oryginalne kino, jednak bez żartów, czy taka przypowiastka ma być filmem roku (tak samo "Juno"), "Królowa" - film zbyt niszowy i zbyt zawężony tematycznie by być spektakularnym i ponadczasowym, świetne kino wojenne "Listy z Iwo Jimy" - jedyny sensowy konkurent "Ifiltracji" oraz ckliwy i nachalny "Babel" - to dopiero był rzut po statuetki zrobiony przez niezłego przecież Innaritu, zresztą, film również wtórny w stosunku do dwóch poprzedników tego reżysera. Przypominam, że przed "Infiltracją" Oscara zdobyły dwa filmy bardzo zaangażowane - "Crash" czyli rasizm "Million dollar baby" czyli eutanazja. Oba filmy (w mojej opinii) strasznie średnie, no ale wydźwiek miały. Może po takich wzniosłych rzeczach przyszedł czas na małą odwilż i dają Oscary filmom niezaangażowanym ale po prostu swietnie zrealizowanym, ciekawym, oryginalnym ("To nie jest kraj dla starych ludzi") i "mającym jaja"? :) Moim zdaniem - słusznie. W 2006 w USA powstał jeszcze świetny film "Dzieci ludzkie" który w głownych kategoriach nominowany nie był. Z nominowanych - "Infiltracja" była chyba jednak najlepszym.
mnóstwo słów,niektóre jakby specjalnie wyszukiwane w "słowniku wyrazów trudnych" a sens właściwie taki sam jak wypowiedzi użytkowników które potępiasz ;-)
w większości kwestii wypowiedziałam się w innych tematach więc nie będę się powtarzać,ale ogólnie się zgadzam,
mam za to inne zdanie co do porównania scen bijatyk do "Chłopców z ferajny" Infiltracja jest pod tym względem bardzo dobra ale w żadnym razie nie dorównuje Chłopcom...,tam czułam się jakbym sama obrywała i tylko się zastanawiałam czy mi gęba puchnie,tutaj jest ledwo blade odbicie "mordobicia" i nawet w lusterko nie muszę patrzeć bo wiem że nic mi nie jest
nie zgadzam się również że zmiany jakie zaszły w Leo od Titanica były aż tak spektakularne,zachodziły raczej powoli,tyle że większość je po prostu przegapiła bo po Titanicu byli zbyt "obrażeni" żeby zobaczyć go w Gangach...,Złap mnie...,czy Aviatorze,a już w nich DiCaprio odciął się od wizerunku Jack'a Dawson'a
No cóż, rozczaruję Cię stwierdzeniem, że z żadnego słownika podczas pisania tego tekstu nie używałem, bo te mądre brzmiące słowa po prostu znam i się nimi posługuje, a jeśli ktoś ma z nimi problem to bez żadnego wywyższania się mogę je wytłumaczyć, bo przecież nie każdy znać musi. Poza tym uważam, że takich wyrażeń powinno się używać jak najczęściej, by samodoskonalić się w języku mówionym czy pisanym.
A co do Twojej wypowiedzi – sens może i ten sam, ale ja w przeciwieństwie do niektórych uargumentowałem swoje zdanie, podałem różne za i przeciw, a nie klepnąłem „zajebisty film” bez żadnej refleksji.
Kwestie scen walki pominę, bo jest marginalna, natomiast zmiany Di Caprio może faktycznie nie byłt spektakularne i dochodził do poziomu powoli (lecz konsekwentnie), spektakularny natomiast jest już sam efekt…
Pozdrawiam.
nie powiedziałam że nie znasz,i uprzedzając pytanie,dla mnie również nie brzmią obco,ale jest tu wiele osób które rzadko takich słow używają,a Twoja wypowiedź była nimi naszpikowana jak ciasto rodzynkami,co juz nie brzmi zbyt naturalnie,chodziło mi właściwie o to że wyzwałeś połowę użytkowników od głupków,po przeczytaniu kilku komentarzy: film świetny,film beznadziejny,a tak poza tym to w żadnej mierze nie jest fakt tylko Twoja opinia ;-) może i jest tu paru idiotów,ale skoro już ktoś obejrzał film taki jak Infiltracja i sam wyrobił sobie zdanie na jego temat to raczej głupkiem nie jest,owszem są osoby dla których skala oceniania ma tylko 1 lub 10 ,ale więcej jest osób z szerszym wachlarzem ocen,a może ja po prostu częściej ich spotykam
chwali Ci się że podjąłeś wysiłek i tak szeroko przedstawiłeś swoje zdanie,ja zdecydowanie bardziej wolę czytać niż pisać opinie ;-) co do walki,może i marginalna,ale poruszyłeś ją więc wypowiedziałam swoje zdanie,a jeśli chodzi o Leo, to owszem efekt był bardzo spektakularny jeśli dla kogoś był to pierwszy film z DiCaprio po Titaniku,pozdr*
Fenix obejrzyj najpierw ogrinał, potem zastanów się nad swoim pierdo-lamento. A potem pisz. Juno też dostało oskara za scenariusz i co ? i h.uj jest to kompletne ksero japońskiego filmu, nawet nie zmieniono imienia Juno. I to takie zajebiste??? łałł kserowanie czegoś jest szczytem szczytów, aż trza się wywaflować nad tym.
Pomijam kwestie gdzie scorsese powywalał lub poucinał dość istone wątki, bądź fragmenty orginału jakim jest Infernal Affairs.
I jeśli dla Ciebie wyznacznikiem jest Oscar za film to wypada współczuć inteligencji, że się jeszcze nie ocknąłeś, że to nagrody cholernie polityczne i poprawne i jedyne prawdzie nagrody są w rozdawane w Cannes. Ale dla popcorniarzy i MTVowców oczywiście to nie robi nic różnicy. FIlm jako kopia z USA aktorami jest całkiem udany, ale co z tego skoro zerżnięty i obcięty dla mniej myślących ludzi. Ile można ogląać kopii kopiiii. po tych japońskich horrarach i próbach kserowania koreańskiego kina dal kogoś kto siedzi w azjatyckim kinie żygać się chcę na widok kolejnego remakeu i tak świetnego orginału:/ Zrozumiałbym gdyby orginałowi czegoś brakowało i pewne rzeczy byłyby poprawione, ale jest zawsze na odwrót.
Dobrze ....ale Ty chyba nie za bardzo rozumiesz twórczośc reżysera jakim jest Scorsese. On wielokrotnie wyrażał swoje uznanie dla działań innych artystów i tak : Roberta De Niro zatrudniał najczęściej bo talent tego aktora go zachwycał, np. w "Taksówkarzu" była pewna scena z okularami. To miał by wyraz uznania dla.......Zbyszka Cybulskiego,ponieważ uważał go za jednego z najlepszych aktorów na świecie, tworzył dok. filmy o ulubionych muzykach i tak samo było z "Piekielną Grą " Ten film tak go zachwycił, że postanowił zrobic własny.
No i cóż w tym złego???? Właśnie tym chciał pokazac, że "Piekielna Gra" wywarła na nim duże wrażenie i przy okazji jeszcze bardziej rozsławił tę trylogię,Nie widzę problemu.
Redgard rozumiem że czytałeś moje wypowiedzi na temat tego filmu,bo w tym poście raczej niewiele napisałam,więc może zrób to jeszcze raz tylko teraz ze zrozumieniem,a potem pisz,
pomijam kwestie że mam gdzieś co Scorsese powywalał z Infernal,jako że wiele razy podkreślałam że nie oglądałam tego filmu i nie przepadam za azjatyckim kinem,
a jeśli chodzi o Oscary,nie są dla mnie wyznacznikiem który film mam uważać za dobry a który nie, uważam że są zależne od układów i nigdy nie przywiązywałam do nich wagi,kilka razy o tym pisałam na blogach,a na forach filmowych nigdy nie zabierałam głosu na temat Oskarów,więc coś Ci się chyba pomyliło
a jeśli ktoś siedzi w azjatyckim kinie to może po kilku rozczarowaniach powinien dać sobie spokój z amerykańskimi "kopiami"
jak już gdzieś pisałam może i remake nie jest najwłaściwszą metodą na filmy,ale powszechnie stosowaną,a wytwórnie to nie instytucje charytatywne,więc siłą rzeczy kręcą to co ludzie kupią
Redgard - odpisałbym Ci, ale za dużo przeklinasz, szczekasz jak kulawy pies i w ogóle jakoś Cię nie lubię. A przy okazji, Złota Palma jest jeszcze bardziej upolitycznioną nagrodą niż Oscar ostatnimi czasy, ale to temat na osobną dyskusję.
Pozdro ;)
Filmweb nie jest do lubienie ludzi:) I tak faktycznie przepraszam za mój to n i słownictwo. Pisałem to w przypływie emocji po obejrzeniu remaku. Nastęnym razem spóbuje powstrzymywać się od takich słow.
A przy okazji fakt fatkem "Palma jest jeszcze bardziej upolitycznioną nagrodą niż Oscar ostatnimi czasy" taaa ale z całego świata tylko amerykańskie hiciory tam nie są pokazywane:)
Dobra, wiec wcześniej zarzuciłeś mi, że uważam Oscara za wyznacznik jakości filmu, i że jak obraz został tą nagrodą obdarzony, to jednoznacznie jest wybitny - nic bardziej mylnego, wręcz przeciwnie, do filmów nagrodzonych Oscarami (w szczególności w kategorii "najlepszy film roku") podchodzę z niesamowitym dystansem i zazwyczaj dla mnie wcale nie okazują się "najlepszymi"...
Moja wypowiedź nie miała na celu pokazanie ludziom, że to jest świetny film, bo dostał oscara, tylko - co jest w tym filmie takiego świetnego, że go dostał ;). Bo widzisz, jest bardzo dużo ludzi na tym forum, którzy niczym wieszcze ogłaszają upadek Scorsese, psioczą, że film denny, że beznadziejny itp, ale mało który stara sie to uzasadnić, a szkoda, bo chętnie bym przeprowadził ciekawą dyskusje na temat tego i wielu innych filmów, ale praktycznie nie ma z kim.
"Infiltracja" oczywiście filmem wybitnym nie jest, spośród wszystkich powstałych w 2006 na miano "najlepszego filmu roku" moim zdaniem nie zasłużyła, o czym już wcześniej pisałem, jednak, idąc dalej, spośród nominowanych była jednak wyróżniająca sie jakością i to zadecydowało o nagrodzie (plus oczywiście chęć wynagrodzenia Martinowi Scorsese jego braku statuetki)...
A co do złotej palmy - dla mnie ta nagroda skończyła się, gdy Fahrenheit 9/11 został nią nagrodzony. Co gorsze, w komisji siedział wtedy Quentin Tarantino, którego od tamtego momentu przestałem darzyć sympatią. Przede wszystkim - nie chodzi nawet o to, że film jest po prostu stricte POLITYCZNYM PAMFLETEM, to jeszcze bym przeżył gdyby reprezentował jakąś wartość, ale przecież to jest po prostu teledyskowy zlepek śmiesznych wpadek prezydenta Busha - zero merytorycznych podstaw do oceniania jego osoby. Zamiast poważnie zastanowić się nad sensem wojny w Iraku, nad postawą Busha wobec terroryzmu, czy przeanalizować różne kontrowersyjne jakoby to on stał za zniszczeniem WTC - reżyser pokazuje Busha jak dłubie w nosie, robi wpadki językowe itp. I to ma być "dzieło" na miarę najważniejszej artystycznej nagrody w świecie filmowym? No, ale to już temat na inną dyskusję ;)
Pozdrawiam
Zgodzę się z Tobą, że na tym forum aż roi się od internetowych gówniarzy, którzy umieją jedynie powtarzać puste frazesy. Więc tak jak powiedziałeś wieszczą upadek Scorsese, mówią, że film nie zasługuje na Oscary, bo to remake i inne podobne bzdury, ale nic nie są w stanie uzasadnić. Dla mnie "Departed' zasłużyło na te Oscary zdecydowanie i jest to na pewno najlepszy film jaki widziałem w 2006 roku. Już gdzieś mówiłem czemu, więc nie chce mi się powtarzać;]. Pozdro
Z tym upadkiem Scorsesego to naprawdę przesadzają. Już parę razy spotkałem się z tym stwierdzeniem i za każdym razem wywołuje ono ironiczny uśmieszek na gębie ;) Najlepsze jest to, że w dużej mierze są to ludzie którzy znają Scorsesego z jego czterech "hitów" - czyli Chłopców, Kasyna, Byka i Taksówkarza i nie potrafią spojrzeć na jego najnowsze osiągnięcia poprzez pryzmat jakichkolwiek innych jego filmów. Jak można mówić o upadku tego wspaniałego reżysera, jeśli po 2000 roku kręci takie filmy jak: Gangi Nowego Jorku, biograficzny dokument o Bobie Dylanie "No direction home", Infiltrację właśnie (kunszt reżyserski jaki tu pokazał jest po prostu nie do opisania, lepszy pod tym względem był tylko Wsciekly Byk z jego dzieł) albo znów ciepło przyjęty - Shine the Light o Rolling Stonesach.
Martin naprawdę rzadko zalicza wpadki (jak mimo wszystko Aviator czy Ciemna strona miasta, choć i one mogą się podobać), on po prostu zmienia tematykę i daje sobie odetchnąć. Dobra, znów za bardzo odbiegłem od tematu, robiąc niepotrzebne dygresje ;)
Pozdro 600000000000000000000000000000000000000
Nie czytaj, jeśli nie oglądałeś filmu!
Film bardzo mi się podobał.
-Podoba mi się to, że (przynajmniej dla mnie) film jest skomplikowany, ciągle musiałem myśleć co i dlaczego, a i tak dużo z działań postaci nie rozumiałem. Lubię postać Sullivana, który potrafi być inteligentniejszy i sprytniejszy od reszty ekipy.
-Podobają mi się sceny wyciszenia, kiedy Sullivan zamyka się w biurze i siada na chwilę, by przemyśleć kolejne działania.
-"Comfortably numb" w wykonaniu Australian Pink Floyd i jeszcze ten drugi kawałek przewijający się przez film
-Moment, kiedy "Di Caprio" ucieka z budynku, a zaraz przed nim spada na ziemię ciało "Sheena"
-świetna scena, kiedy Costigan dostaje kulkę,następnie ten młody tajniak, a później kumpel Sullivana.
-Kiedy Sullivan wchodzi do mieszkania, a tu "kolega" w dresie.To jego zdenerwowanie, "dobra..." . A zaraz potem fajne ujęcie pokazujące ratusz, który marzył się Sullivanowi