Tak złego filmu nie widziałem od Miami Vice. To ciekawe, że ludzie-firmy w tym roku zawodzą tak niezawodnie...
Jak można zrobić zły remake świetnego filmu? No, nie jest to łatwe... Trzeba bowiem precyzyjnego współdziałania różnych czynników:
po pierwsze reżysera, który mimo, że oryginał widział nie wie co robi i o czym tak naprawdę opowiada...
scenarzysty, który do oryginału doda od siebie godzinę ekspozycji, która nie opowiada o bohaterach niczego ponad to, co w oryginale dostajemy w dwie minuty... który z jednej postaci z oryginału zrobi dwie... a w zasadzie trzy... który z napisanych przez siebie bzdur nie bedzie wyciągał konsekwencji w rozwinięciu akcji...
operatora schizofrenika, który nie widzi problemu w łączeniu kilku wykluczających się stylów zdjęć na przestrzeni jednej sceny albo nie widzi w ogóle...
montażysty, któremu bardzo brakuje na ten film czasu, wyobraźni albo jednego i drugiego... w rezultacie miałem wrażenie, że oglądam pierwszą układkę zupełnie pozbawioną tempa i rytmu z muzyką urywającą się zupełnie dowolnie choćby w środku dialogu... (gdzie się podziało tempo i napięcie azjatyckiego oryginalu?!)
no i aktorów... tych wymieniam na końcu, bo ich zagubienie na ekranie spowodowane było przede wszystkim grzechami popełnionymi przez już wymienionych... i tak aktorzy albo nie wiedzieli co mają grać (Damon) nie mieli nic do zagrania (Wahlberg, Sheen - dopiero we dwójkę grali zaledwie pół postaci...) byli źle poprowadzeni (DiCaprio, Baldwin)... albo fatalnie obsadzeni (Jack Nicholson - nawet jeśli aż dwie, z nim, sceny były warte obejrzenia)
Generalnie mega-żena...
przykro patrzeć jak odchodzi jeden z najwybitniejszych amerykańskich reżyserów...
Walnij się w łeb i pomyśl o tym co napisałeś.Jak już to zrobisz to napisz od nowa.
nie ma co .... Montaż specjalnie byl taki obejżyj chlopcow z ferajny to pogadamy reszty nie bede komentowac:)
wez moze racz odpisywac pod odpowiednimi postami, bo nie wiadomo, do kogo kierujesz swe slowa
a co, mial byc niechcacy? buahahaha!
mam obej_rz_ec film, ktory widzialem juz z 10 razy? po co?
jakiej reszty nie bedziesz komentowac?
czlowieku, ogranij sie.
Podsumujmy, w produkcji The Departed uczestniczyli:
- reżyser niedarajda,
- operator schizofrenik,
- montażysta bez wyobraźni,
- beznadziejnie pogubieni aktorzy...
he he he
Zaprawdę wielkie to szczęście że obraz trafił na takiego rasowego recenzenta, który z wprawą wychwycił te oczywiste mankamenty - żeby czasem nie mydliły oczu tych mniej wyrobionych widzów...
jeszcze raz powtarzam: ogarnij sie i odpisuj tej osobie, do ktorej sie odnosisz. nikt tu nie ma szklanej kuli. wlacz myslenie!
to samo moge powiedziec o tobie;)
ale woglule nie rozumiem po co sie irytowac :) Pozdrawiam
to znaczy co mozesz powiedziec? bo niezbyt rozumiem.
"w ogole", jesli juz... i gdy sie irytowales, to rozumiales. proste.
EOT
w oglole przepraszam za blad
i po co ciagnac te dyskusje nie widze sensu :) jesli czujesz sie urazony to przepraszam
Generalnie to nie wypowiadaj się ty prowincjonalny krytyku na temat takich filmow bo jesteś mega-żałosny.
chlopcze, ten film, zbiera znakomite recenzje na swiecie u krytykow jak i widzow, wiec daruj sobie te komentarze, poniewaz one sa bezsensu, napisz ,,nie podoba mi sie , jestem za maly na wielkie kino,, i ok wtedy bedzie. wszyscy cie zrozumieja. Miami Vice moze nie bylo az tak dobre jak Infiltracja, aczkolwiek tez swietne. tyko cie uswiadamiam
I co z tego, że zbiera znakomite recenzje? To zabrania komukolwiek wypowiadania własnego zdania?Phi.
moze miec swoje zdanie, ale on pisze o Scorsese jakby to byl jakis uczniak, a nie uznany tworca wymieniany wsrod najwiekszych z wielkich tworcow! a poza tym cholera jasna jak mozna pisac o tym filmie mega zena!!! to jest przegiecie i brak szacunku , mega zeNADA to np.NAGI INSTYNKT 2, filmy z dolphem lundgrenem albo GIGLI albo jakies inne gowna. jesli tyle osob pisze ze film to ARCYDZIELO, to gosc powinien sie troe zastanowic zanim zacznie wypisywac swoje zabawne odczucia i oceniac warsztat Scorsese. peace
Do GhostFaceKillAh (czy jakoś tak ;/) : Człowieku, też przesadziłeś. Infiltracja nie jest nawet namiastką Wielkiego Kina! To nie jest ten Scorsese któego widzieliśmy przy Aviatorze chociażby. Szczerze powiedziawszy to Scorsesego w ogóle tam nie widać! Przyczepiliście się też do Miami Vice, tez może nie był to film świetny, ale bez wątpienia był świetnie zrobiony. Poza tym...co do MV - Michaelowi MAnnowi można chyba wszystko wybaczyć ;) Przepraszam ze w poprzednim poście na poczatku tak na jechalem... tez nie toleruje zjeżdżania ludzi tylko dlatego bo moją inne opinie, ale swoją drogą nie co do wszystkich Twoich uwag się zgodzę.
fajnie, że wywołałem reakcję
szkoda, że prawie zupełnie nie merytoryczną...
w ogóle to przykre, że charakterystyczne dla znacznej liczby użytkowników filmwebu jest obrzucanie błotem każdego, kto ośmieli się wyrazić odmienną opinię?
postaram się mimo wszystko odpowiedzieć po kolei na posty, które wnosiły do dyskusji cokolwiek poza obelgami pod moim adresem:
1. (od macias) tak uważam, że miami vice jest źle skręconym filmem. Pisałem o tym z resztą tu na filmwebie. Przede wszystkim jest nudny (pragnę przy tym zwrócić uwagę, że wyrażam tu moją opinię na temat tego filmu). Płytki bardzo ? zwłaszcza jak na Manna, który przyzwyczaił widzów do innego poziomu głębi psychologicznej postaci. Bohaterowie wydają się tu (mi się wydają ? subiektywna ocena) płascy, nie rozmawiają ze sobą a raczej do siebie monologują (nie słuchają się nawzajem) i to w wyjątkowo drewnianym stylu. Nie znają umiaru w nadęciu i pozbawieni są dystansu do samych siebie. Mnie akurat to irytowało tak samo jak - na mój gust -zdecydowany nadmiar ujęć (taj jakby montażysta nie potrafił się zdecydować, które z sześciu ujęć płynącej motorówki podoba mu się najbardziej i wkleił je wszystkie?).
2. (od Ghost Dog) wybacz, ale nie dostrzegam celowości montażu w infiltracji. Film trwa prawie trzy godziny i aż puchnie od scen, które niepotrzebnie nawet zostały nakręcone (jak np. scena DiCaprio w szpitalu nad łóżkiem umierającej matki?) ? nie wnoszą niczego do fabuły i tylko stopują i tak okrutnie odartą z tempa (w stosunku do azjatyckiego oryginału) akcję (rzecz charakterystyczna raczej dla pierwszej układki filmu niż do jego finalnej ? normalnie dystrybuowanej wersji ? przykre wrażenie półproduktu). Dodatkowo ?infiltracja? wydaje mi się strasznie rozwlekła, przegadana i zupełnie pozbawiona rytmu. Tym bardziej nie widzę tu podobieństwa do znakomitych ?chłopców z ferajny?? Tam scena goniła scenę. Gęstość ?chłopców z ferajny? (inscenizacyjna, operatorska i montażowa) czy wybitnej ?ciemnej strony miasta? budzi respekt zaledwie jotę mniejszy od efektu uzyskanego w moim ulubionym filmie Scorsese ?Ciasno? (nota bene wszystkie wymienione tu filmy, nie wyłączając niestety infiltracji, montowane były przez tę samą osobę - Thelmę Schoonmaker ? nieprzypadkowo znajdującą się na liście moich ulubionych filmowców :) ).
3. (od Ghost Dog) już nie mam miami vice w ulubionych? zwykłe niedopatrzenie ? dodałem do ulubionych zanim obejrzałem będąc wtedy jeszcze pewnym, że spod ręki Manna zły film nie wyjdzie? cóż? wyszedł?
4. (od Gregg) nie czuję się "rasowym recenzentem" ani nawet "recenzentem"... wyraziłem zaledwie opinię na temat filmu (tudzież jego mankamentów, które dla mnie rzeczywiście wydają się nader oczywiste), popierając ją argumentami, których - nota bene! - nikt nie próbował nawet podważyć...
5. (od mewf) tu zrobię wyjątek od reguły i wypowiem się na temat postu, który absolutnie niczego do dyskusji nie wnosi ? rozbawiło mnie, że autor tego postu uzurpuje sobie prawo do decydowania, na temat których filmów mogę się na filmwebie (a być może w ogóle?) wypowiadać nie siląc się nawet aby taki zakres dla mnie ustalić. Rozumiem, że mam się czuć wobec tego zobowiązany do pytania Mewf (przepraszam ale nie jestem pewien odmiany?) o zgodę za każdym razem, kiedy przyjdzie mi, niczym nieuzasadniona, ochota wyrażenia swojej opinii o filmie :)
6. W kwestii postu GhostFaceKillah dziękuję bardzo za odpowiedź Sandritto, z której zdaniem zgadzam się w stu procentach :)
no to tyle?
pozdrawiam pozostając otwartym na dyskusję :)
mg85 masz okres może....
czy syndrom napięcia przedmiesiączkowego. Argumenty w 100% chybione nie bede sie rozpisywał bo klawiatura sie nawet buntuje...
A co tu podważać ? Można wprawdzie dyskutować, owszem, ale z argumentami a takowych nie znalazłem. Po prostu dowiedziałem się że praktycznie wszyscy którzy tworzyli Infiltrację to skończeni amatorzy. A sam film to gniot w dodatku największy od Miami Vice - tutaj przynajmniej dla mnie był już taki poziom abstrakcji że zwyczajnie wysiadłem.
Na temat Miami Vice odpisywałem na wiele wiele postów w 90% tak durnych że nawet na odpowiedź nie zasługiwały, ale zdarzały się także opinie, negatywne wprawdzie ale uzasadnione, z którymi mogłem się wprawdzie nie zgadzać (nic na to nie poradzę) ale ukazywały one w pełni co takiego w tym filmie może się nie podobać - bo ja zawsze twierdzę że FILM MOŻE I MA PRAWO SIĘ NIE PODOBAĆ nie żyjemy bowiem w szczęśliwym kraiku pod wodzem Kim Dzong Illem czy jak mu tam, lecz pono w wolnym kraju...
Kilka spraw.
To naprawdę nie sztuka objechać film za zły montaż wskazując "zbędne" sceny. Jestem przekonany że biorąc "na warsztat" niektóre słynne i długie filmy takie jak np. Czas Apokalipsy czy Łowca Jeleni również potrafiłbym takie wskazać - czy to jednak świadczyło by o tym że montażyści pracujący przy tych filmach to jakieś dziadygi ? Nie sądzę...
Tak a propo, wskazana przez Ciebie scena z matką Di Caprio wprawdzie rzeczywiście nie miała większego znaczenia dla właściwej akcji, ale podobne sceny budują wokół postaci pewną aurę dzięki której łatwiej ją zrozumieć. Ja w tym momencie wiedziałem już jak rozpaczliwa jest jego "rodzinna" sytuacja mimo że już wcześniej Wahlberg z właściwą swej postaci elokwencją wykrzyczał mu to w twarz. Dopiero w tym momencie zrozumiałem w pełni dlaczego tak idealnie nadawał się na "kreta".
W przypadku Miami Vice narzekasz że postacie były płytkie i pozbawione psychologicznej głębii (bzdura dla mnie ale to inna bajka - inny film - inny temat), a tutaj z kolei nie podobają ci się te próby "pogłębiania" postaci uznając je za fanaberie bądź niepewność montażysty. Dowodzisz przy tym że pozbawiony czegoś takiego oryginał był lepszy. W Twoim przypadku jest to jak sądzę poważna sprzeczność, w moim to kolejny punkt przewagi TD nad IA.
Nie widzę sensu w porównaniach z Godfellas czy Casino - niby z jakiej racji, bo ten sam reżyser ? Nie tylko rytm, ale cała fabuła, jej sposób prowadzenia były zupełnie, ale to zupełnie inne... W przypadku Infiltracji Scorsese skupił się po prostu na samej historii bez opisywania całej machiny działań gangsterki czy świata wielkich kasyn, nie ma tutaj za grosz tej wielkiej robiącej wrażenie otoczki, są po prostu postacie uwikłane w niezwykłą sytuację, zmagające się z nią i z samymi sobą... Tyle.
A co masz do reżyserii? IMO świetna jest - film nie nudzi, ma dobry klimat i umiejętnie serwuje parę żarcików, żeby za poważnie nie było. Czego chcieć więcej w tego typu filmie?
Przyznam że reżyseria nie jest genialna może ale człowieku, sorry wielkie, ale mam wrażenie że piszesz swoją opinie na temat np. operatorki a nie masz o tym nawet zielonego zabarwienia! Zawsze denerwowali mnie ludzie któzy wypowiadają się na temat o którym nic nie wiedzą. A le to jeszcze nic, to wszystko przypieczentowałeś już zjechaniem gdy aktorskiej. Jedyne w czym się z Tobą zgodzę to fatalne obsadzenie Matta Deamona. natomiast DiCaprio, Whalberg, Nicholson, zagrali naprawdę dobrze. Nie będę Cie krytykował przecież byłoby to idiotyczne tym bardziej że każdy ma prawo mieć włąsne zdanie ale myśle jednak że odrobine za ostro oceniłeś ten film. Pozdrawiam.
MOim zdaniem jego najlepszy film ''Goodfellas'' był czyms naprawde świetnym. Mafia te sprawy. Temat, któy zawsze będzie mocny.
Infernal Affairs - prawdopodobnie najlepsza produkcja azjatycka w ich historii doczekała sie remake'u by Hollywood. Tylko po co? Scorsese nakrecil tyle genialnych filmow, ze nie musialby robic remake'u. Nie rozumiem.
Ktoś tu wspomniał o Miami Vice. Nie wierze, ze robił ten film ten sam koleś co stworzył najlepszy film sensacyjny ''Heat''. Nie wierze.
Zacznę od tego, że film bardzo mi się podobał (co nie znaczy, że nie ma słabszych punktów) i nie zgadzam się z większością postawionych przez mg85 zarzutów, ale opinie niektórych użytkowników na temat jego wypowiedzi wołają o pomstę do nieba. I co z tego, że koleś ma swoje zdanie? Ludzie, to tylko film! Nikt wam nie wmawia, że ziemia jest płaska, tylko ocenia coś, co ma takie samo prawo oceniać jak każdy inny. I "argumenty" na temat znania się czy nie znania to lepiej zatrzymać dla siebie. Wątpię by byli tu sami operatorzy czy montażyści, by podnosić kryterium fachowości któregokolwiek użytkownika...
A teraz odniosę się do paru zarzutów - mam nadzieję, że w sposób merytoryczny.
mg85, wielokrotnie podnosisz argument, że w oryginale było coś zrobione lepiej. Niestety trudno się do takiego argumentu ustosunkować osobie, która - jak ja - nie widziała "Infernal Affairs". Dlatego proszę, by dyskutować o wadach i zaletach tego filmu tylko w odniesieniu do niego samego. Wiem, że to trudne dla kogoś, kto siłą rzeczy sugeruje się pierwowzorem, niemniej jednak łatwiej nam będzie rozmawiać w ten sposób, bo nie wiem np. co złego jest w postaciach Sheena czy Wahlberga jako takich. Czy są zbędne? Zarówno Queenan jak i Dignam są bohaterami dla fabuły ważnymi, obaj mieli do odegrania swoją rolę w rozwoju akcji. Czy ich postacie dublują się wzajemnie? Nie, bo obaj są diametralnie różni - jeden opanowany, roztropny, mający "ojcowski" stosunek do swych podopiecznych. Drugi porywczy, wyszczekany, wszczynający awantury. Razem tworzą fajny duet w stylu "dobry policjant-zły policjant", zwłaszcza gdy przesłuchują obu głównych bohaterów. Dlaczego uważasz, że obaj aktorzy nie mieli co grać? Moim zdaniem stworzyli przekonujące role i zaznaczyli swoją obecność. Szczególnie Dignam jest postacią barwną, wnoszącą sporo ożywienia do scen na posterunku. I choćby z tego powodu fajnie, że ktoś taki się w filmie pojawia. Ponawiam swą prośbę o nieodnoszenie się do oryginału albo odsyłanie mnie tam w celu znalezienia odpowiedzi ;) Dyskutujmy o "Infiltracji" jako samodzielnym filmie i z tego punktu widzenia prosiłbym o odniesienie się do moich pytań.
Co do pozostałych aktorów - czy mógłbyś rozwinąć swoja opinię o ich złych kreacjach (oprócz Damona, który - zgadzam się - zagrał kiepsko)? Dlaczego Nicholson jest fatalnie obsadzony, a DiCaprio czy Baldwin źle poprowadzeni? Mnie wszyscy oni nie tylko przekonali, ale decydują w znacznym stopniu o sile tego filmu.
Co do pracy montażystki i niepotrzebnych scen - wspomniana przez Ciebie scena w szpitalu istotnie nie jest ważna dla rozwoju akcji, ale czy takiego samego zarzutu nie można postawić wielu świetnym scenom w równie świetnych filmach (także innym znakomitym scenom w "Infiltracji")? Ktoś już wyżej wspomniał, że są sceny, które niekoniecznie muszą posuwać akcję naprzód, ale stanowią dobrą charakterystykę postaci. Tak jest i w tym przypadku. I tak jest w przypadku wielu scen z ekspozycji postaci, którą uważasz za niepotrzebnie rozbudowaną. Nawet jeśli nie wszystko tam jest uzasadnione dramaturgicznie, to pewne sceny tworzą charakterystyczny klimat filmu, mówią o stylu reżysera. Tym bardziej jest to ważne w tym przypadku, gdy jest to początek dzieła, który ma nas wprowadzić w opowieść. A sam montaż? Cóż, nie wiem co można zarzucić szybkiemu montażowi. Faktem jest, że w przypadku tego filmu jest on bardzo dynamiczny, zwłaszcza w montowanych naprzemiennie scenach ze szkolenia obu głównych bohaterów. Jednak z tego trudno czynić zarzut. To chyba nawet dobrze, że ta część nie jest rozwleczona tylko pokazuje się nam ją jak najszybciej.
Nie za bardzo też zrozumiałem fragment o wykluczających się stylach zdjęć na przestrzeni jednej sceny. Można jaśniej?
I na koniec - dostrzegam też kilka minusów tego filmu. Logika fabuły w paru miejscach kuleje i to dość poważnie. Pewne wątki pojawiają się i nie zostają wyjaśnione. Końcówka jest zaś przekombinowana, mamy tu zaskakiwanie dla samego zaskakiwania. Z pożytkiem dla dzieła możnaby to rozwiązać i prościej i sensowniej - łącząc zakończenie z wcześniejszymi wydarzeniami. A tak robi się lekki bajzel. Tyle tylko, że dla mnie te minusy nie wpływają aż tak bardzo na ogólny, pozytywny obraz filmu. Pewnie gdyby nie one, oceniłbym go jeszcze wyżej. Ale nie razi mnie to aż tak bardzo by nie móc machnąć na to ręką.
Pozdrawiam serdecznie :)
A moze byscie pomysleli o tym, ze rezyser chcial uniknac porownan do azjatyckiej wersji, mimo, ze to remake. Chociaz jego zdanie to jedno, a widzow drugie. Scorses zawsze powie ci, ze w ogole sie nie odnosil do oryginalu i pewnie sam to wymylsil. A wszyscy, ktorzy widzieli tenze oryginal nie omieszkaja nawiazac do niego. W kazdym razie, Infernal Affairs tez mnie nie powalil, klimat ma, ale tez sie dluzy i ma troche niepotrzebnych momentow (podobnie jak remake). Ale jakby nie patrzec, to chyba ludzie wyznaja taka zasade, ze remake jak i sequele sa zawsze, ale to zawsze gorsze.
Ja tam nie myślę o oryginale i tego ile z niego zaczerpnięto, bo zwyczajnie w świecie "Infernal Affairs" nie widziałem. Watpię jednak, by Scorsese się od oryginału odcinał, skoro "przyznał" się do niego samym stworzeniem tego filmu... Kwestie "lepszości" i "gorszości" jednego lub drugiego mnie jednak nic nie obchodzą. Zaś co do wspomnianej przez ciebie zasady, jest ona pewnie powodowana przewidywalnością filmu dla kogoś, kto zna pierwowzór. Osobiście nic przeciwko "rimejkom" nie mam, pod warunkiem, że poprawiają one oryginał, nie powielają tych samych błędów i wnoszą coś od siebie. Wolę więc raczej filmy, które bazują na pomyśle, ale nie kopiują dosłownie tych samych scen. A co co sequeli to jest wiele przykładów kontynuacji lepszych niż pierwsza część bądź jej dorównującyh, więc tu raczej trudno generalizować.
Zgadzam się we wszystkim. Dodam jeszcze, że film może się podobać tylko tym, którzy nie widzieli oryginału.