po obejzeniu tego filmu zalamalem sie, orginal japonski bije ten beznadziejny gniot na glowe i nawet fajna sciezka dzwiekowa czy gra aktorow nie ratuje tego badziewia. Szkoda gadac caly film jest dokladnym odzwierciedleniem orginalu a koncowka ktora wlasnie w japonskiej wersji byla genialna zostala zmieniona na na najgorsza z mozliwych opcji. Zero inwencji!!!
Calkowicie odradzam i zarazem goraco zachecam do obejrzenia orginalu -> Infernal Affairs: Piekielna gra
pozdrawiam
Chyba troche za ostra krytyka. Od siebie tylko dodam, ze po ogladnieciu trzech czesci "Mou gaan dou" oraz remake'u znacznie bardziej podoba mi sie oryginal. Sama fabula, a mowiac dokladniej zmiany typu "pani psycholog" czy zakonczenie, sa wedlug mnie (szczegolnie zakonczenie) chybione. Mam wrazenie, ze w azjatyckiej wersji gra aktorow byla spokojniejsza, bardziej... klimatyczna. Na maly plus zasluguje jedynie kreacja Jacka Nicholsona. Przeniesienie akcji do Bostonu to zly krok; slyszac non-stop przeklenstwa chcialo mi sie smiac ("The word "fuck" and its derivatives are said 237 times throughout the film.").
O ile w "Mou gaan dou" mialem wrazenie, ze sprawa o ktora toczy sie akcja filmu jest malo znaczaca, o tyle w "The Departed" wrazenie to bylo glebsze - nie sadzilem, ze jest to mozliwe.
Ogolnie, w mojej opinii, nieudany remake. Byloby mi troche smutno, gdyby Martin Scorsese dostal Oscara za ten film. Zloty Glob za rezyserie juz ma. Ceremonie ich wreczenia widzialem przed "The Departed" i mialem jakies dziwne wrazenie, ze panu Scorsese jest troche wstyd odbierac te nagrode akurat za ten film.
to Ty jesteś beznadziejnym gniotem. Świetny filmik z fajną aluzją na końcu. Kto tam japońców ogląda ;P ja np. nie lubie japońskich wersji. pozdr
I pewnie dlatego uważasz remake za "świetny". Ja bym go raczej określił poprawny, bo zakończenie filmu ktoś porządnie spieprzył. Do oryginału daleko.
Nie oglądałam oryginału i nawet nie chcę, bo nie lubię azjatyckich wersji a ta amerykańska bardzo mi się spodobała i koniec był dla mnie w porządku z ciekawą aluzją.
a ja bym tam nie porównywał, bo to nie ma chyba sensu,
film hong kong ma swoje wady, gł ze względu na to, ze to po prostu inna kultura, i inny sposób opowiadania historii, (nie zawsze przyswajalny dla europy)
wersja usa jest troche mniej prawdopodobna, ale scorsese bardzo często był krwawy i brutalnie przesadzony, więc po prostu zrobił film w "swoim stylu"
Zgadzam sie że Internal Affairs jest bardziej stonowane, ale kino azjatyckie, mimo mojego głębokiego szacunku dla tamtej kinematografii, momentami wieje nudą:):)(poza niektórymi wyjątkami, które kocham <nawet sporo tych wyjątków, tak połowa:)>)
i prosze aby "zabici" miłośnicy kina made in asia nie rzucali we mnie mięsem. bo nie chce poptępiać ani wywyższać któregoś z tych 2ch filmów. zarówno jeden jak i drugi to dobre kino, ale z różnych perspektyw widziane:)
pozdrawiam
A.