Uważam, że bez zapoznania się z książką film wypada bardzo słabo. W sumie otrzymujemy niewiele informacji i ciężko mi było zrozumieć zachowanie i motywy głównej bohaterki. Znamy ją jedynie z krzyków i rozchwiania emocjonalnego (Całuj! Nie, nie całuj! Powiedz! Nie, nie mów!) dlatego mi osobiście ciężko było ją odbierać jako postać pozytywną. Relacje między ludźmi traktowane są bardzo powierzchownie. Moja opinia jest taka (i proszę o sprostowanie osoby które książkę czytały), że sam film jest kiepski ale z potencjałem i że jest tylko wizualnym dopełnieniem książki.
Trafiłam na książkę, kiedy po przeczytaniu Zmierzchu, chciałam zobaczyć co ciekawego poza zakochanymi wampirami wymyśliła S. Meyer. Okazało się, że zakochane dusze! :D
A tak na poważnie to gdybym nie przeczytała książki, to myślę że nawet do połowy filmu bym nie przetrwała. Nie jestem fanką Sci- Fi, Fantasy i tym podobnych filmów, ale ta książka bardzo mi się spodobała, więc miałam nadzieję że kiedyś zekranizują i będę mogła porównać do własnych wyobrażeń :)
Oczywiście byłam sceptycznie nastawiona. Szczególnie biorąc pod uwagę rozczarowanie po przeczytaniu i obejrzeniu 1 części Zmierzchu... Ale powiem szczerze, że tą ekranizacją jestem bardzo pozytywnie zaskoczona. Na początku się trochę zmartwiłam, bo miałam wrażenie że będzie nudno i melancholijnie, ale to się szybko zmieniło, więc się myliłam :) Oglądałam w dosyć kiepskiej jakości, więc to też początkowo wpłynęło negatywnie na moje odczucia. Na początku to że słyszymy myśli Melanie też wydawało mi się nienaturalne, chociaż wiem, że nie dałoby się tego inaczej zrobić, więc szybko sobie odpuściłam.. :) Jak już przebrnęłam przez tą falę negatywnych uczuć, to do samego końca byłam mile zaskoczona :) Ogólnie moje wyobrażenie wszystkiego było bardzo zbliżone do obrazów z filmu. Wszystko zostało bardzo dobrze i dokładnie opisane w książce, co było widać w filmie.
Z różnic jakie zauważyłam to: W książce jej wędrówka do momentu znalezienia przez wuja Jeba była o wiele dłuższa, co nie wg. mnie nie jest niczym negatywnym, bo miałam wrażenie, że idzie bez końca xD Tak samo kiedy ją wzięli do jaskinii, to siedziała w swojej "celi" o wiele dłużej. Bałam się że pokażą więcej tego w filmie i że będzie to niesamowicie nudne, więc to jest +.. W zakończeniu, kiedy poznają nową grupę "prawdziwych" ludzi, okoliczności są trochę inne, ale tutaj już chyba czepiam się szczegółów :P W książce było też więcej o historii dusz i wcześniejszych wcieleniach i planetach Wandy. Wydaje mi się jednak, że gdyby mieli to wszystko zawrzeć, to film nie trwałby 2 godziny, tylko ze 3.. A i tak był stosunkowo długi. Możliwe że dla tych, którzy nie przeczytali książki, jest kilka wątków niezrozumiałych, albo niewyjaśnionych, ale ja zdecydowanie czuję dosyt po obejrzeniu. Nie było momentów żeby film mi jakoś strasznie dłużył, ani też nie wydaje mi się żeby pominęli czegoś istotnego.
Osobiście polecam i książkę i film, ale myślę że każdy kto najpierw polubi film, to później pokocha książę :)
ok, czuję się przekonana, dzięki :) Film rzeczywiście ciężko było przeżyć ale domyśliłam się, że to po prostu kwestia nieprzeczytania książki. Żałuję, że najpierw nie sięgnęłam po lekturę, bo teraz już znam zakończenie ale skoro mówisz, że warto i że jest więcej wątków to na pewno przeczytam :)
No moim zdaniem warto, w każdym razie chętnie poznam Twoje zdanie po przeczytaniu :)
Zacznę może od tego, że książkę przeczytałam może ze trzy razy, ponieważ napisana jest przyjemnym językiem oraz fabuła powala. Porównując ze Zmierzchem ma o wiele więcej sensu, ale nadal jest tylko romansem. Czekałam na ekranizację dość długo, ponieważ byłam ciekawa jak to wszystko przekażą drogą obrazów, lecz ponownie, jak wiele razy wcześniej, gdy chodzi o ekranizację - naprawdę przeszli samych siebie w spłyceniu całej historii i obdarciu jej z całej magii książki.
Po pierwsze nie podoba mi się dobór aktorki - z tego co pamiętam Mel miała śniadą cerę i ciemne włosy, do tego była wysportowana i wysoka... w porównaniu wychodzi całkowita porażka, a to tego cała "gra aktorska". Nic tylko leżeć i kwiczeć. O doborze innych aktorów nie wspomnę, ponieważ to chyba nie ma sensu.
Jak już wspominałam cała fabuła jest całkowicie spłycona. Wycieli co lepsze wątki i wyszedł z tego totalny chłam. Nie podobało mi się jak Wanda porozumiewała się z Mel - dlaczego musiała do niej odpowiadać na głos?! Moim zdaniem to nie ma żadnego sensu - przecież każdy może ją usłyszeć... Do tego cała sprawa z życiem z jaskiniach - w książce wydawało się to bardziej ekscytujące, ludzie robili tam wiele więcej rzeczy niż tylko łazili, jedli, czasem się myli i zbierali zborze. O.o Porażka. Wspomnę tylko jeszcze o tym, jak mało powiedzieli o Duszach - Wanda opowiadała o innych planetach, które odwiedziła, powiedziała też jak się rozmnażają. W filmie wiadomo - nic ciekawego. Naprawdę, ja nie wymagam zbyt dużo, ale czasem mogliby zapomnieć o pościgach i tej nieszczęsnej Tropicielce, a postarali się zbudować jakiekolwiek emocje - tutaj wszystko działo się za szybko. Cały wątek romantyczny potworny, więc nie będę o tym wspominać.
Podsumowując - żałuje, że poświęciłam czas na oglądnięcie filmu, ale gorąco polecam książkę. Oczywiście ostrzegam, że jest to romans, ale moim zdaniem o wiele lepszy od Zmierzchu.
Pozdrawiam.
Jeśli chodzi o mnie, to książka jest moją ulubioną. Czytałam kilkanaście razy i jeszcze kiedyś na pewno przeczytam. :) Ale co do filmu, to muszę przyznać, że wyszło im całkiem, całkiem. Szału nie ma, to fakt, ale jest, moim zdaniem, całkiem przyzwoicie. Bardzo pozytywnie jestem zaskoczona rolą odtwórczyni Melanie. Jak kilka miesięcy temu zobaczyłam obsadę, biadoliłam niesamowicie - a to Melanie nieodpowiednia, a to Ian (mój ukochany Ian! :D) niedobry. Zadowolona byłam jedynie z Jareda i akurat to się po obejrzeniu filmu nie zmieniło. Ale, ale. :D Przed chwilą skończyłam oglądać film i aktorce grającej Melanie muszę zwrócić honor. ;) Co prawdaż dalej nie jestem przekonana do niej pod względem wyglądu ,bo Mel była wyższa, silniejsza i tak dalej, ale przyjemnie mi się patrzyło na Saoirse. :) Była bardzo delikatna w tym filmie, taka wrażliwa, jak prawdziwa Wanda. Może właśnie dlatego późniejsze wcielenie Wandy zupełnie do mnie nie przemówiło. Co do Iana... To cóż. Aktor go grający jak najbardziej mi znany, ale powiem szczerze, spodziewałam się więcej. Tak pół na pół jestem. Przystojny był, fajnie współgrał z Melanie, no ale sama nie wiem... Chociaż scena, gdy Ian przyprowadził Jareda, bo Wanda nie mogła znaleźć Melanie była fajna; szczególnie Ian mówiący do Jareda 'pocałuj ją'. Ja się uśmiałam. :D Zupełnie do gustu nie przypadł mi za to Jamie, bo aktor go grający był bardzo 'jednowymiarowy', a Jamie w książce był cudny, kochany i w ogóle. Ten aktor miał za to jedną, wystraszoną minę przez cały film... :/ Moim zdaniem zupełnie niedobrany. Moim wyobrażeniem w pełni sprostał za to Jared - cudowny! Co jeszcze? Jeśli chodzi o aktorów, to i Jeb dość w porządku, Kyle też ujdzie.
Na plus zdecydowanie muzyka! Ale według mnie, jeśli ktoś oglądał Sagę Zmierzch, to świetna muzyka to wręcz norma. :D
To tyle jeśli chodzi o aktorów, ale jeszcze kilka słów krytyki. Przede wszystkim, światło w jaskiniach?! No ludzie! Owszem, mieli tam jakieś lampy, ale cały, w pełni oświetlony korytarz mnie zabił po prostu, nie wspominając o ich wręcz luksusowej jaskini z wodą... Bardzo dużo wątków zostało pominiętych, poprzestawianych. Gdybym nie czytała książki, nie wiedziałabym o całej sytuacji z Ianem i Wandą, bo co można było wywnioskować po filmie? Nawet nie chce myśleć, spłycili to strasznie, tak samo jak relacje Wandy z Jaredem, Jamiem i grupką ludzi z jaskini, z którymi w książce Wanda miała kontakt. A Kyle i ta jego dziewczyna np? Ja tego wątku w filmie nie widziałam, a szkoda. I rozmowa z Pocieszycielką czy kimś takim i jak dla mnie słynny cytat o miłości? Tego też nie było. Nie oczekiwałam, że doskonale odwzorują książkę, no ale... Jeśli chodzi ogólnie o ekranizacje, to ja prawie zawsze jestem zdania, że mogłabym posiedzieć godzinę dłużej w kinie czy gdziekolwiek indziej, byleby to inaczej, 'głębiej' wyglądało. O wiele lepiej wyglądałoby, jakby Mel z Wandą dłużej budowały więź. A to było na zasadzie 'Nie mów im!, nienawidzę Cię!, proszę! zrobią im krzywdę!' i tu nagle współpraca...
Strasznie denerwowało mnie też, że Wanda musiała odpowiadać Mel na głos. To było niedorzeczne. Do samego przemawiania Mel w myślach można było się przyzwyczaić, o czym wspomniała Alix. I też zabrakło opowiadania o innych planetach, co w książce było bardzo wciągające.
Jak widać trochę zastrzeżeń mam, ale spodziewałam się czegoś gorszego. I przyznaję, moja ocena na pewno będzie ciut zawyżona, bo książkę kocham i mam ogromny sentyment do niej. Ale myślę, że nawet nie czytając książki, ktoś może stwierdzić, że to całkiem przyzwoity film. :D Morał? Film można obejrzeć, nie jest zły, a książkę wręcz trzeba przeczytać! :D