... tylko tyle mi przyszło na myśl jeszcze w trakcie seansu. To nie film tylko teatr kinowy! (jest coś takiego :-)) Dialogi płytkie bez polotu (nie można było zaadaptować tych z książki?), postaci "suche" (młodzi aktorzy się starali oddać jakieś emocje, ale ja ich nie czułam), kiepskie dekoracje (kanapa ze skóry, nówka sztuka nie śmigana???) - no może jaskinia ze świetlikami i lustra ok. Mam wrażenie, że ten film pan Niccol zrobił, żeby zarobić na życie albo z musu.
Książkę połknęłam w 2 dni, ale scenariusz filmu fatalny. Bohaterowie wyjeżdżają z jaskini za dnia, wiedząc że w pobliżu kręcą się tropiciele???? Gdzie tu logika - ukrywają się, żeby ich obcy nie złapali, a włażą sami im w łapy? Ja wiem, że jest zasada, że jak brak scen akcji w filmie = nudny film (dla niektórych), ale scena na autostradzie z "wypadkiem" jest idiotyczna. No i broń, duuuużo broni i strzelania :-)) Acha, a jak się panowie BILI ze sobą to nawet kurzu nie było... :-)
Diane Kruger jako Łowca/Tropiciel - boszeeee.... Chyba wzięli ją do tego projektu ze względu na jaką taką rozpoznawalność wśród kinomanów. Poza tym minus za Pet/Wanda w końcówce - nie ma eterycznych, młodych blondynek w całym Hollywood? Ogólnie 3 za fajnych chłopaków, miło się oglądało :-))