Przeczytałam książkę, którą byłam zafascynowana. Sięgnęłam po film i z zaryzykuję stwierdzenie, że to jeden z gorszych filmów jakie oglądałam. Pod koniec akcja powoli zaczyna nabierać dopiero tempa i jest mniej przewidywalna, bardziej dynamiczna i ciekawsza, ale to i tak niewiele w porównaniu z książką. Nie rozumiem dlaczego ekranizacje tak rzadko wypadają pozytywnie. W filmie wszystko było nielogiczne, zbyt mało skupili się na relacjach, Ian w ogóle mnie do siebie nie przekonał a Wanda była strasznie... płytka. Dialogi również momentami śmieszne, dajmy na t scenkę, kiedy Wanda szła do "pokoju" Iana: "Wando, muszę zapytać, jak to jest dzielić swoje ciało z kimś innym?" a ona na to "tłoczno"... i to by było na tyle. Jaki miał sens ten dialog? Znacznie bardziej zaciekawiła mnie książka.