witam,
Film wbrew temu co tu dużo ludzi wypisuje sklasyfikowałbym jako film wojenny. Jest to
prawie dwugodzinna rekonstrukcja starcia z obcymi widziana z perspektywy oddziału
(drużyny) marines. Film w przeciwieństwie do wielu innych o tej tematyce jest robiony
przez żołnierzy i chyba dla żołnierzy i fanów militariów. Coś jak Helikopter w ogniu. W
przeciwieństwie do wspominanego przez niektórych "znafcuf" kina Dzień niepodległości
w "Bitwie o Los Angeles odkryjemy stosowanie strategii i taktyki przez obie strony. Obcy
przedstawieni są jako znacznie bardziej zaawansowana technologicznie rasa (ale w
zakresie znanych nam choć dopiero poznawanych praw fizyki). Stąd silniki obcych
(przynajmniej w mniejszych pojazdach) to są odrzutowe napędzane zimną fuzją. Broń
jest raczej energetyczna (ale nie pulsacyjna czy laserowa). Tak zwany patos w filmie jest
zredukowany do wierności sobie nawzajem wśród żołnierzy (nieznane dla lewicowców
braterstwo broni), honoru jednostki (znane od czasów legionów rzymskich ale
zapomniane w czasach Lenina) i obowiązek wykonania rozkazu (nieznany dla
pacyfistów). Żadnych Boże chroń Amerykę i tym podobnych głupot. Tylko stare zawołanie
marines " retreat? No shit." Obeznani z historią będą wiedzieć o co chodzi.
Na film nie wolno brać płci żeńskiej, bo to nie dla nich tematyka. Wszelkiej maści
pacyfistów i lewicowców (poza nazistami) ten film też nie zainteresuje więc mogą go
sobie śmiało odpuścić. Zwolennicy kompani braci i szeregowca Ryana będą
zadowoleni.