Skandal! Po kolejnej powtórce ocena spada o kolejne oczko! To nadal bardzo świadoma szpila wbita za pomocą groteskowego terrorysty wbita Zachodowi oraz zabawa perłą Marvela w ramach kumpelskiej komedii i schematu "odebrali mi zabawki, ale nie genialny umysł i umiejętności!", w której nawet ikoniczny Mandaryn potraktowany został jak żart. Masa humoru w punkt, który po wielu seansach okazuje się bardzo agresywny i wszędobylski, od groma fajnie zainscenizowanych akcji - filmiki Mandaryna, a na drugim biegunie absurdalny finał w porcie.
Film pełen sprzeczności, w którym jest dużo fajnej zabawy, jednak dopiero teraz dostrzegam, że jednak Black został dociśnięty butem w kwestiach scenariuszowych, zwłaszcza w finale, w którym zły Hollywood pożera cały seans. Przez to nie mógł za bardzo zaszaleć, ale z jego filmografii pamiętam, że poza pewien poziom ekstrawaganckich rozwiązań nie wychodzi. No i jakoś specjalnie nie traktuje się poważnie tej odsłony serii, Mandaryna zrehabilitowano dla fanów krótkometrażówką, a w Avengers 2 Tony powrócił jako Iron bez zająknięcia. Taki niezobowiązujący jednostrzałowiec, aby druga faza jakoś tam dobrnęła do ponownego spotkania Avengersów. Po latach wydaje się nie tylko zbędny, ale przede wszystkim mało satysfakcjonujący jako czysta rozrywka. Jezu, do teraz śni mi się Killian i jego wdeptane w ziemię ego, po tym jak Stark kazał mu czekać na dachu. Chyba usadowię go obok Ronana i Malekitha w rankingu złych MCU.