Ciekawy komediodramat z dużą dawką czarnego humoru, który tutaj do mnie dosyć średnio przemówił, podobnie jak jego przesłanie. Aczkolwiek czego by nie mówić, jest to dobry film. Cieszą dobre zdjęcia, nie mam też nic przeciwko grze aktorskiej. Niesamowicie mnie denerwowała postać księdza, który był niesamowitym hipokrytą i okłamywał ciągle samego siebie. Spodobało mi się, że ten film jes w pewnym sensie ateistyczną drwiną z niektórych banałów katolickich. Największy minus filmu - lecąca w kółko piosenka "How Deep Is Your Love" Bee Gees oraz zakończenie. Najlepsza scena: strzelanina araba z kumplami Adama, okradanie Statoilu. 7/10