Gdyby film zakończył się na scenie jedzenia tej szarlotki, to byłoby świetnie (9/10 murowane). Niestety... Brakowało tylko żeby Adam założył moherowy beret i śpiewał Arkę Noego. Dobrze przynajmniej, że to dziecko urodziło się z downem.
W filmach czasem lepiej jest nie dopowiadać wszystkiego (a nawet - zawsze tak jest lepiej).
Hmm... film oglądałam jakiś czas temu, ale pamiętam, że końcówka była dla mnie psychologiczną masakrą... popłakałam się chyba nawet.
Szczerze mówiąc gdyby Adam założył moherek i zaczął śpiewać z chórkiem upośledzonych dzieci to by jak najbardziej pasowało! O to chodziło, taki monstrualny paradoks na koniec filmu jest jak wisienka na torcie. Ten człowiek ma zrąbane życie, a jednak jest cholernie zadowolony - i to jest straszne, bo mimo to współczuje się mu... Co by nie mówić, mnie film zmusił do refleksji
Taaa... film od razu jest lepszy, ambitniejszy i bardziej wysmakowany jak się źle kończy?
Takie wypowiedzi lekko smakują zgorzkniałością ;)
Lekkie nieporozumienie - mi nie chodzi o to, zeby skonczyl sie zle, ale żeby w mniej cukierkowy sposób to zostało przekazane.
A i jeszcze - niespecjalnie lubię, jak w filmie reżyser nie daje nam choć promyczka mętnej nadziei (choć i takie mam w ulubionych).