Neonazista, islamski fundamentalista, była gwiazda tenisa teraz gwałciciel-alkoholik, ekolożka w ciąży z dzieckiem, które prawdopodobnie urodzi się kalekie spotykają się na prowincji w kościele prowadzonym przez nie do końca normalnego pastora jako dziecko ofiary molestowania seksualnego. Do tego dochodzi były oprawca nazistowski, lekarz pozbawiony wszelkiego taktu i cała zgraja neofaszystów. Oto bohaterowie przedziwnej komedii, jaką jest najnowsze dzieło Andersa Thomasa Jensena. "Jabłka Adama" mają w sobie wszystko to, co w kinie Jensena uwielbiam: humor, ironię, ale i tragedię, życiową mądrość. Ten film przepełniony jest optymistyczną siłą, jakiej już dawno w kinie nie doświadczyłem. Uniwersalna opowieść o walce dobra ze złem została tutaj ubrana w bardzo nietypowe szaty (choć przecież jakże znajome dla tych, którzy oglądali "Braci", "Mifune" czy "Otwarte serca"). Powstało w ten sposób dzieło niezwykłe, fenomenalne, na którym śmiech i łzy będą się mieszać ze sobą. Jaka szkoda, że dopiero teraz mogę ten film obejrzeć. I powiadam: jeśli zamierzać obejrzeć w tym roku tylko jeden film, tym filmem powinny być właśnie "Jabłka Adama". Nie przegapcie tego cudownego kinowego doświadczenia.