Dla mnie: fenomen, a oglądam filmy najróżniejszej maści. W przedziwny komiczno-smutny sposób opowiada o "zwyczajnych ludziach", z których każdy jest w jakiś sposób wykręcony. W sumie, z biegiem akcji okazuje się, że mniej tu do śmiechu, ale jakoś nikt w trakcie oglądania nie płacze. Mówi o pewnym dramatycznym życiu, którego główny bohater nie przyjmuje do wiadomości i zachowuje pogodę ducha posuniętą do granic absurdu. Robi wrażenie autentyczność gry odtwórcy Ivana, ale i nieruchoma gęba Adama, któremu wierzyć się nie chce w to, co widzi i który zwykle nie zadaje sobie trudu, by - przynajmniej werbalnie - reagować na otaczające go wariatkowo, rozbraja. W ogóle, ci Skandynawowie jakoś inaczej grają niż w Hollywoodzie (a nie powiem, żeby tamci też nie byli zabawni). Najlepsze jest to, że akcja nieustannie zaskakuje, choć rzecz dzieje się zasadniczo w jednym miejscu, aktorów jest raptem paru i w ogóle jakoś tak kameralnie, ale nie ma krzty pseudointelektualnego przynudzania. Chyba trochę czaru tkwi też w gulgoczącym języku oryginału.