O czym jest film tak naprawdę?
Moim zdaniem, dla mnie...
Czarny humor "Jabłka Adama" bije po oczach raz zarazem, czasem dając zaskoczenie w najmniej spodziewanym momencie. Np. tekst z samego początku filmu, kiedy pewny dziadzio podczas mszy wstaje w kierunku drzwi. Ksiądz wygłaszający kazanie dość mocno skonfundowany zwraca mu uwagę (małe miasteczko, więc wszyscy dobrze się znają, a do tego na mszy uczestniczyło 5 osób). Dialog wygląda mniej więcej tak:
- Gdzie idziesz? - pyta ksiądz.
Dziadek zaczyna się jąkać i z deka kłamać. Po czym mówi:
- Do Wc.
Iwan - bo tak ma na imię ksiądz, każe mu zostać. Ten zostaje. Nagle arab z czarną niczym billaden brodą ( jeden z tych prawie zresocjalizowanych ) mówi:
- Niech się wysra!
Na to ksiądz:
- O! Głos ludu się odezwał.
Takich fragmentów zabawnych jest wiele :), ale najlepsze jest że film uczy bawiąc, a bawi ucząc. To jest jeden z tych filmów z przesłaniem o którym nie tak łatwo zapomnieć. Na dodatek przemyślenia targające mną podczas oglądania były w pewnych momentach wesołe, czasami wręcz śmiałem się do rozpuchu, by nagle przymilknąć z zasmuconymi oczyma.
Wydaje mi się, że najważniejszą wyniesioną lekcją po obejrzeniu filmu jest nie tracić nadziei w wiarę, a to w jakich okolicznościach i po jakim czasie zostanie nam dana schodzi na tor boczny. Bo skoro ktoś doszedł do momentu zrozumienia wiary (nie ważne po jakim czasie), oznacza że gdzieś w głębi takiego człowieka zawsze musiała ona istnieć, tylko by móc pojąć tą rzecz potrzeba kogoś kto ją w nas uwolni z łańcuchów, niekoniecznie siekierą przecinając spawy, a małym najzwyklejszym kluczykiem potrafiącym otworzyć każdą kłódkę. I tak naprawdę nieważne jaka to będzie wiara - miłosna , wiara w Boga, czy jeszcze w coś innego.
Wiecie...W pewnym momencie oglądania przypomniałem sobie taką sytuacje z mojej szkoły zawodowej elektrycznej (wiele tych szkol zmieniałem, lecz innym razem opisze), gdzie moja wychowawczyni poprosiła mnie abym zaopiekował się człowiekiem podobnym do Iwana - różnią się jedynie wiekiem i stylem bycia - owy kolega jest strasznie powolny i ciężko jest dobrać z nim słowa do rozmowy, i wcale nie dziwota skoro jego ojciec skoczył z mostu do wody, zaś matka pije ostro, co spowodowało u niego zablokowanie tych wspomnień przez mózg dla przetrwania, - kosztem powolności i braku zorientowania. Kiedyś nazywaliśmy go nawiedzony z powodu jego powolnych ruchów, tak wiem, bije się w pierś, nie powinniśmy, ale poza tym incydentem zawsze szanowaliśmy i szanujemy go jak każdego innego człowieka. Tylko właśnie... przyszedł moment kiedy zaczęliśmy razem chodzić do szkoły i to mnie powierzono opiekę nad nim, a skoro mnie powierzono tzn. że nauczycielka ujrzała coś w moich oczach mogącego trzymać piecze nad jego osobą, co niestety olałem totalnie. Dziś oczywiście postąpił bym zupełnie inaczej, szkoda jedynie tamtego czasu i mego postępowania, bo kto wie...? Może zmienił bym jego życie w jakimś stopniu?
Podzieliłem się z wami tym kawałkiem swojego życia nie tylko dla własnej ulgi, lecz również by pokazać jak ważną role odgrywa w naszym życiu człowiek z wiarą. - Człowieka którego trzeba szanować bez względu na wszystko, przecież nigdy nie wiemy skąd w nim odrobina dziwactwa, jakie rozterki życiowe przetrwał, dlatego brak takich informacji trzeba odrzucić na bok.
Paroma zdaniami:
My pomagamy komuś odzyskać wiarę, ten któremu pomogliśmy odzyskać wiarę pomaga innej osobie ją odzyskać, zaś osoba która odzyskała wiarę przez osobę której my pomogliśmy odzyskać wiarę znowuż pomaga nam. Świat kołem się toczy - i tak jest ze wszystkim, w końcu każdy z Nas ma swoja jabłoń:). Pozdrawiam.
P.S Mam nadzieje, że nie zaplątałem zbytnio ostatniego akapitu:). Pozdrawiam.
(tekst z mojego blogu) :)