PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=6528}
7,6 4 748
ocen
7,6 10 1 4748
7,7 15
ocen krytyków
Jak daleko stąd, jak blisko
powrót do forum filmu Jak daleko stąd, jak blisko

8/10

ocenił(a) film na 8

Mówi się, że to Konwicki jako pierwszy w Polsce zaprezentował kino autorskie (wraz z jakby zapowiadającym francuską Nową Falę, mistrzowskim "Ostatnim dniem lata"). Mówi się też, że jako pierwszy u nas zastosował narrację skrajnie subiektywną (wraz z nakręceniem nie do końca udanych "Zaduszek"). Pod względem "kroków milowych" polskiej kinematografii, "Jak daleko stąd..." nic takiego nam nie dało. Dało nam za to coś innego - pierwszy film w twórczości Konwickiego, który można śmiało nazwać filmem surrealistycznym (choć już genialne "Salto" szło w tym kierunku). Zresztą i samego Konwickiego można nazwać jednym z nielicznych surrealistów naszego kina, choć ciężko o określenie jego twórczości twórzością surrealistyczną. Czyli całkiem podobnie do innego mistrza, Wojciecha Hasa.
Wyznaczniki stylu Konwickiego tutaj poddają się całkowicie nadrealizmowi, toteż dużo trudniej niż w poprzednich jego dziełach o jednoznaczną interpretację kolejnych elementów filmu. Oto niekończący się sen (a własciwie koszmar) o życiu, gdzie bohater skacze od przeszłości do przyszłości, gdzie świat ludzi łączy się ze światem duchów, a kolejne sytuacje mają coraz mniej wspólnego z jakimkolwiek porządkiem.
Tematyka wciąż dla Konwickiego typowa, po prostu "jego tematyka". Niczym jakiś Freud pokazuje nam on jak wspomnienia, przeżycia z lat ubiegłych duży wpływ mają na nasze przyszłe życie. Odnosząc się do wydarzeń historycznych, snuje opowieść o człowieku zagubionym we współczesności, której przyszłość jest tak niepewna.
No dobra - koniec lania wody. Świetnie napisany scenariusz pozornie opierający się na nie dającym się opanować chaosie. Sporo treści i zadanych pytań, a to czy odpowiedzi na nie się pojawią zależy już tylko od samego widza. Kolejny bardzo osobisty film Konwickiego.
Świetny klimat rosnący w siłę dzięki upiornej muzyce, porządna gra aktorska, a jedynym minusem są kwestie natury czysto technicznej typu montaż, który wydał mi się zupełnie byle jaki. Pomijam już dźwięk, bo choć nasze kino wielkie kiedyś było, to dźwięk jak wiadomo, nigdy należytego poziomu nie utrzymywał.
Miałem pewne skojarzenia z filmem "Kocham Cię, kocham Cię" Alaina Resnais - ze względu na samą budowę filmu.
Wielka szkoda, że Konwicki tak niewiele filmów nakręcił.

Marcineusz_Zet

E, siema.

Czemu piszesz o Konwickim, że ,, ciężko o określenie jego twórczości twórczością surrealistyczną’’, kiedy wcześniej piszesz, że surrealistą można go jednak nazwać? I to samo pytanie tyczy Hasa, którego wspominasz. Czyli że co? Byli surrealistami, ale nie tworzyli surrealistycznych dzieł? Jak to możliwe?

I co oznacza zdanie to: ,, Wyznaczniki stylu Konwickiego tutaj poddają się całkowicie nadrealizmowi’’?

ocenił(a) film na 8
Mateusz_Glowacki

Sorry, mam tendencje do zbyt szybkiego pisania i takie podejrzane niejasności sie zdarzają.
Nazwałem obu panów surrealistami, bo z surrealizmu i okolic bardzo często czerpali, nie tworząc przy tym ZWYKLE filmów stricte surrealistycznych. Myślę, że dobrym przykładem będzie "Pętla" Hasa - film utrzymany w poetyce ekspresjonizmu, z bohaterem ubranym jak Bogart jakiś i z surrealistyczną scenografią. Ale mimo takich stylowych zapożyczeń, to wciąż po prostu dramat psychologiczny, prawda.
Podobna sprawa jest z Bunuelem. Nikt nie wątpi, że to surrealista najprawdziwszy, ale to co nam o tym przypomina w większości jego filmów, to tylko nieliczne sceny (np. norma jego okresu meksykańskiego, czyli przeważnie jedna scena snu/wizji na cały film).
Określenie twórczości tych panów mianem twórczości po prostu surrealistycznej jest trochę krzywdzące, bo tworzyli różnie. Ale wspólnym mianownikiem ich dzieł jest pojawiający się zawsze (choćby w minimalnym stopniu) nadrealizm.
"Wyznaczniki stylu Konwickiego tutaj poddają się całkowicie nadrealizmowi" - w tym zdaniu (przyznam, że musiałem się chwilę sam nad nim teraz zastanowić...) rozchodzi się o to właśnie, iż film "Jak daleko stąd..." smiało nazwać można filmem surrealistycznym sensu stricte.

ocenił(a) film na 7
Marcineusz_Zet

akurat podałes zły przykład bo Pętla nie jest surrealistyczna w ogóle. Jest to jeden z nielicznych Hasa w których ten element nie występuję lub w sladowych ilosciach. Ale masz racje zarówno Has i Konwicki nie są sztampowymi surrealistami. To taki miż maż egzystencjalizmu, psychologii i z dużą nuty poetyckich powiewów wszystko to daje nietypowy surrealizm który jednak zalicza się do tego gatunku...

ocenił(a) film na 7
Marcineusz_Zet

Dokładnie film bardzo przypominał mi "Sanktuarium pod Klepsydrą", Hasa. Podobny klimat, mieszanie przysłosci z przeszłoscią i teraźniejszoscią. Poszukiwanie własnych wspomnień i dalszych pragnień. Lubie takie filmy bo widz może interpretować tresć na własny sposób. To jest własnie piękne takiego gatunku filmu że każdy ma prawo doszukać się innych metafor które pojawiają się przez cały seans.

Takie filmy na pewno nie są dla każdego. Brak akcji, długie monologi, przemieszczanie w czasie (przez co trzeba uważnie oglądać) a na koniec często pada pytanie "A co w ogóle w filmie chodziło"? Mi akurat pasuje taki klimat filmu ponieważ oddaje do pewnego stopnia moją naturę. Rozumie jednak ludzi którzy krytykują takie filmy ponieważ na pewno nie są zrealizowane do szerokiego grona widzów.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones