Film, który miał szansę być ciepłą, inteligentną opowieścią o poszukiwaniu sensu życia, ale niestety ugrzązł w schematach i zbyt łatwych odpowiedziach. Simon Pegg jako tytułowy Hector jest sympatyczny i stara się tchnąć życie w swoją postać, jednak scenariusz traktuje podróż bohatera jak serię pocztówek z egzotycznych miejsc, zamiast autentycznej przemiany.
Film zaczyna się obiecująco, lekarz w średnim wieku czuje, że ugrzązł w rutynie i wyrusza w podróż, aby zrozumieć, czym naprawdę jest szczęście. Problem w tym, że ta podróż to raczej katalog stereotypów: mędrzec w Himalajach, piękna nieznajoma w Afryce, kryzys w luksusowym hotelu. Każdy z epizodów jest skrótowy, a głębsze refleksje zastępowane są banałami w rodzaju „szczęście to kochać i być kochanym” czy „szczęście to doceniać to, co się ma”.
Pegg robi, co może, ale ton filmu jest nierówny, momentami chce być komedią, chwilami dramatem, a czasem czymś w rodzaju filmu podróżniczego. Efekt jest taki, że żadna z tych warstw nie działa w pełni. Reżyser Peter Chelsom ewidentnie próbuje naśladować klimat „The Secret Life of Walter Mitty”, ale brakuje tu zarówno wizualnej finezji, jak i emocjonalnej szczerości.
Ostatecznie „Hector and the Search for Happiness” to lekki, ale powierzchowny film, który szybko się zapomina. Ma kilka urokliwych momentów, ale pozostawia poczucie, że z takiego pomysłu można było zrobić coś znacznie bardziej wartościowego.