Gdybym miał jednym słowem opisać film Macieja Saramonowicza użyłbym słowa absurd.
Historia, którą wciska nam reżyser jest strasznie chaotyczna, przekoloryzowana i właśnie
absurdalna. Scenariusz tego obrazu jest największym mankamentem produkcji, a jak
wiadomo bez dobrego scenariusza nie ma dobrego filmu. Fabuła może i nie najlepsza, na
szczęście jednak film posiada całkiem niezłe gagi i dialogi, które potrafią rozbawić. Dużego
plusa trzeba także przyznać obsadzie aktorskiej, która bardzo dobrze wywiązuje się ze
swoich obowiązków. Najmocniejszym punktem nie tylko obsady, ale i całego filmu jest
Wojciech Mecwaldowski. Jego pojawienie się na ekranie powoduje niezamierzone salwy
śmiechu i to sceny z jego udziałem są bezsprzecznie najlepsze. Jako całość obraz
wyreżyserowany przez twórcę „Testosteronu” i „Lejdis” nie powala i nie należy się
spodziewać po nim przyzwoitego kina.
Zapraszam na swojego bloga :)