Wszystkim widzom dubbingowanym, a znającym angielski wystarczająco by zrozumieć bez napisów, po-le-cam film z oryginalną ścieżką dźwiękową.
Czemu tym, którzy zrozumieją bez napisów, a nie wszystkim z napisami? Bo najczęściej, dopiero gdy rozumiemy bez napisów zaczynamy doceniać wszystkie smaczki.
Jak ten cudny, przecudny szkocki akcent przetaczający się przez cały film.
Nie mam zielonego pojęcia jak przetłumaczono imię kowala, lecz to właśnie on, kowal bez ręki i nogi, ma jeden z lepszych głosów, z potężnym akcentem.
Z głównych postaci każda mówi nieco inaczej, lecz nadal w zakresie jednego akcentu. Aż przyjemnie słuchać
_spoiler_
Sam film podsumowano już przede mną, mnie osobiście podobało się zakończenie, jak to w przypadku bajek, człowiek ma w głowie parę scenariuszy, zakończeń. Bardzo się cieszę, z rodzaju zakończenia (że nie przez łzy, nie półwesoło, nikt nie ginie, lecz nie ułożyło się super-cudownie), a sam fakt urwania nogi... cóż, byłem mile zaskoczony, gdyż najprawdopodobniejszą (i najmniej pożądaną) wersją była ta z Czkawką zdrowym, a Smokiem (znów, nie znam polskiego imienia) umierającym, ale umierającym na tyle powoli, by Czkawka się ocknął i pożegnał przez łzy.
Fabuła więc nie była liniowa, choć trzeba przyznać, że podążała dokładnie tak, jak sobie widz życzył.
A, przypuszczam, młodemu widzowi, lat 11, przysporzyła sporo śmiechu i dała parę okazji do smutku/strachu.
Co nie znaczy, że starszemu (nieco, lat 21) nie przysporzyła śmiechu. Otóż owszem, przyznaję wszem i wobec, że Smok, zwłaszcza na początku i przy lekcjach latania, był rozkoszny.
pozdrawiam :D