Jak zwykle Anglicy udowodnili, że ich tożsamość narodowa, a jednocześnie ich wyjątkowość jako mieszkańców wyspy może być uważana za coś czym można i nawet należy się chwalić. Zaznaczam, że jest to komplement, a odnosi się w tym wypadku do obejrzanego przeze mnie obrazu. Kiedy widzimy film o narodzie, o dumie z tego, że jest się wyjątkowym i o poczuciu pewnej siły moralnej, to z pewnością Anglicy pokażą ten stan rzeczy jak "najdokładniej" i jak "najwierniej". I jest coś w Nich takiego, że bez słowa zastrzeżenia każe mi to akceptować, ba nawet podziwiać, chociaż może znalazłyby się fakty, które uzasadniałby inny od przedstawionego, stan rzeczy.
Film zjawiskowy! Colin Firth nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać.
Geoffrey Rush - ciepły i rozumny człowiek... prawdziwy przyjaciel.
Helena Bonham Carter - stworzyła wspaniały wizerunek kobiety silnej, która nie poddaje się łatwo, a przy okazji zna swoje miejsce i wymaga od innych, aby ten fakt został uszanowany.
...splendid!