Nie wiedziałem dlaczego, ale zawsze wolałem oglądać filmy z serii Halloween niż te z Jasonem Voorhesem. Teraz już wiem - to już moje czwarte podejście do tej serii (po obejrzanych 3,4 i 8 części) i żadnej z nich nie mógłbym nazwać dobrą. Spodziewając się fajnego horroru nakręconego jako część jubiluszową, otrzymałem film, do którego dialogi byłbym w stanie napisać w drodze do szkoły. Przykład 1- Nieśmiertelny Jason przebija na wylot jednego z komandosów, co ten kwituje następująco:
-"Trzeba dużo więcej niż jakiegoś szturchnięcia po żebrach, aby załatwić starego lisa". Wtedy Jason po raz kolejny przebija komandosa.
-"Tak...to powinno wystarczyć"- mówi żołnierz i momentalnie umiera.
Przykład 2- Po mniej więcej 15 mordach, główna bohaterka odłącza się od grupy szukając ocalałych, na co jedna z dziewczyn, która wczesniej pożyczyła jej ciuchy:
-"Tylko...nie zniszcz moich spodni!".
Podobnych sytuacji w filmie jest kilka lub kilkanaście i sporo miejsca zajęłoby ich opisywanie. Takie ich nagromadzenie w ciągu niecałych 90 minut momentami zamienia film w autoparodię slashera. Aktorstwo stoi na słabym, momentami żenującym poziomie, a grymasy przyszłych ofiar Jasona wywołały uśmiech na mej twarzy. Muzyka nie tworzy klimatu- zamiast do horroru, bardziej pasowałaby do filmu s-f. Efekty specjalne, czyli wszystkie sekwencje rozgrywające się w kosmosie, wyglądają trochę archaicznie, ale jako że w filmie jest ich niewiele, można je przełknąć.
I choć teraz kiedy o tym piszę, dziesiąta część "Piątku Trzynastego" wydaje mi się solidnym gniotem, to w trakcie oglądania fimu nie jest to tak odczuwalne. Może to przez samą postać Jasona, ale pomimo tylu wad, film ogląda się nieźle, cały czas czekając na kolejne sceny śmierci (w tej kategorii mam zwyciezcę- śmierć pani doktor badającej Jasona, polegająca na rozstrzaskaniu zamrożonej głowy). Film ma też jeszcze jedną zaletę - absolutnie nie trzeba na nim myśleć, a to czasem się przydaje.
Moja ocena:5/10.