Głóny "boh" ma twarzuchę, jak ktoś kogo nie wspominam zbyt miło i źle mi się przez cały film kojarzyło, ale sama komedyja spoko-Marako-San-Francisco-Sis co. Może te szalone epizody z życia paczki tych laćkuff trochę za szybko następują po sobie (ledwie wpakują się w jeden absurd, a już 3 kolejne pojawiają się na ekranie), to mimo wszystko można to na luzie obadać . Bez widoków na kultowość, ale i bez rozpaczy, że się to oglądało. A "cukier jest dla cieniasów!" - jak gada jeden drugoplanowy "boh" w tym filmie!