Rany, na jednym planie filmowym Mikkelsen, Lie Kaas, Bro (ten najlepszy!), Lohmann, Møller… i taka koncertowa kupa! Można zaprosić do udziału w produkcji najlepszych duńskich aktorów i stworzyć słaby film? Niestety. Ktoś może powiedzieć: lubię taki absurd. A ja tego nie kupiłem. Scenariusz, który usilnie chce być ekscentryczny, jakieś fantazje o efekcie motyla, próba reanimacji Gangu Olsena i łopatologiczna psychologia żałoby. Niewiele tu wyszło poza kilkoma scenami, w których czarny humor jest trochę wisielczą karykaturą. Film przesytu i niedosytu jednocześnie. Scenariusz, który chciał połączyć kilka konwencji, ale udało się złapać tylko kilku kasowych aktorów i zmusić ich do tego, by ten obraz nie był mimo wszystko całkowitym rozczarowaniem.
Nic dodać, nic ująć :) Mam podobne odczucia. Potencjał był spory, ale jak chce się łączyć kilka różnych konwencji, to trzeba umieć nimi sprawnie żonglować, tak żeby się wzajemnie wszystko zbilansowało. Niewielu reżyserów to potrafi. W tym barszczu miejscami jest za dużo grzybów, a miejscami okazuje się on być tylko zwykłą wodą. Czasem wydawało mi się, że w ciekawą stronę fabuła zmierza, a zaraz na niektórych scenach to aż się krzywiłem bo takie krindżowe...
Być może umie, ale tego tu nie pokazał. Zgadzam się z przedmówcami, ten mariaż komedii z dramatem fatalnie się tu rozjechał. Obie warstwy nawet działają osobno. I sceny komediowe śmieszą, sceny dramatyczne też są przekonująco zagrane (szczególnie z udziałem Madsa Mikkelsena), ale wszystko puściło na spoiwach. Zabrakło odpowiedniego balansu, wyczucia. Co ma być motywem przewodnim, a kiedy i jak uderzyć w inne struny. Ten kabaret gangu Olssena ze scenami akcji i dramatycznymi wyznania nie w ząb nie grały ze sobą i nie tworzyły wspólnej melodii.
A czy film nie jest o rozjeżdżaniu się w ogóle? Zastanawiam się, czy mówienie o puszczaniu na spoiwach to nie robienie problemu dla problemu. Gdzie to puściło?
Pisząc o puszczaniu na spoiwach miałem na myśli to, że komediowe sceny niweczą emocjonalny efekt, który reżyser uzyskał w motywach dramatycznych. Mnie ten gang Olssena kompletnie wybijał z zaangażowania w losy bohaterów po stracie matki/żony. Zabrakło twórcy wyczucia balansu tych dwóch sytuacji. Trochę jakby opowiadał żarty na pogrzebie. To nie znaczy, że komedii i dramatu się nie łączy (jest sporo przykładów, gdzie to świetnie udało), ale moim zdaniem tutaj nie wyszło.
To Twoje zdanie. Wg mnie "autor" idealnie zbalansował dramat z komedią. Ja jestem pod ogromnym wrażeniem tego filmu. Takich obrazów chcę więcej.
UWAGA SPOILERY! Przyczepić można się przedostatniej sceny, w której po strzelaninie główni bohaterowie spędzają sobie spokojnie święta w domu. Przecież taka rzeź skończyłaby się sądem i najpewniej więzieniem dla tych, co strzelali. No bez jaj. Chyba że należy potraktować to jako symbolikę, że w końcu wszystkie postaci odnaleźli spokój.