No cóż, podobne kompilacje zawsze powstawały i powstawać będą. Ale także taką kompilację można wykonać raz lepiej raz gorzej.
Tym razem twórcy filmu to w większości ludzie od "Piratów z Karaibów". Zauważyli wreszcie, że formuła się wyczerpała (PIraci #3 byli nudnawi, zaś Piraci #4 - trudno-oglądalni). Zatem przeniesiono akcję na Dziki Zachód. Coś na podobieństwo "LIberatora" (jak na Stevenem Seagala - film nawet znośny) - którego pierwsza część rozgrywała się na okręcie, zaś sequel - w pociągu. Czy wystarczy to dla nadania filmowi świeżości porównywalnej z "Przekleństwem Czarnej Perły"? Wątpię. Grepsy są w dużej mierze te same: te "taneczne" walki na dachu pociągu przeplatane zawisaniem na przytorowym podajniku wody bądź prawie-wypadaniem z pociągu - toż to są wciąż te same dawne akrobacje na wantach i rejach żaglowców.
Naturalnie, poza Piratami (wszyscy zwrócą zapewne uwagę na tego dawnego pirata, który wciąż nosi babski czepek i parasolkę) są też i inne źródła inspiracji scenarzystów. Mamy tam zarówno wielopiętrowe spadki bohaterów do podziemnych tuneli, na podobieństwo "Indiany Jonesa", jak i króliki z groźnymi zębami (czyżby nawiązanie do Świętego Grala Monty Pythonów? nie wierzę!). W sumie: koncepcja jest taka, by jedna atrakcyjna scena prowadziła do następnej, równie atrakcyjnej i widowiskowej. Skoro zwyczajne gonitwy po pędzącym pociągu nikogo już nie rajcują - to wstawmy jeszcze przeskoki z pociągu jadącego wyżej na pociąg przejeżdżający pod wiaduktem. Jak już coś się wali albo eksploduje, to niech ten upadek czy wybuch pociągnie za sobą coś następnego i jeszcze następnego - i tak dalej. Taka wielopiętrowość efektów. Eskalujmy po prostu! Czy podobne myślenie całkowicie eliminuje groźbę zanudzenia części widzów? Nie eliminuje, bo rzecz jest jednak ciut za długa, po prostu.
Niektóre wątki fabularne są zwyczajnie naiwne. Jakieś tam napady Indian, którzy okazują się nie być Indianami... demaskowane w jakiś prosty sposób (na przykład któryś z białych podszywających się pod Indian zgubił na miejscu zbrodni jakiś charakterystyczny nóż, albo inny zegarek z dewizką). Toż to koncept godny starych filmów o Winnetou albo wręcz enerdowskich pseudowesternów. Nie sądzę, by team je oglądał, ale tak wyszło.
Byłby to nawet film dla dzieci, gdyby nie kilka scen zdecydowanie nadto okrutnych.
-------------------------------------------------------------------------------- ---------------
Ostatecznie - do jednorazowego obejrzenia może być.