Jedna bitwa po drugiej

One Battle After Another
2025
7,5 25 tys. ocen
7,5 10 1 25327
8,1 58 krytyków
Jedna bitwa po drugiej
powrót do forum filmu Jedna bitwa po drugiej

One Battle After Another (2025) Grupa antyrządowych wywrotowców napada na obóz zorganizowany przy granicy dla przechwyconych przez mundurowych nielegalnych imigrantów. Tu po raz pierwszy splatają się losy pułkownika Lockjaw’a (Sean Penn), Bob’a Ferguson’a (Leonardo Di Caprio) i Perfidii Beverly Hills (Teyana Taylor). I to spotkanie a właściwie jego owoc podyktuje ich dalsze dzieje.
Paul Thomas Anderson – to nazwisko wśród pierwszoligowych amerykańskich twórców to taka antynomia, jakby zestawić komercyjny blichtr Hollywood z kinem francuskiej nowej fali.
Jego najbardziej znany i doceniany obraz to „Aż poleje się krew”, ja jestem miłośnikiem chropowatej w odbiorze i utkanej głównie z maestrii aktorskiej „Nici Widmo”, jednego z najlepszych według mnie artystycznie dzieł kina z USA z tego stulecia.
Filmy Andersona wychodzą poza mainstreamowy nurt głównie interesującymi, nietuzinkowymi scenariuszami, wymagającymi w odbiorze, są zawsze znakomicie filmowane, zdjęcia to najwyższa półka sztuki operatorskiej, wycyzelowana scenografia, ale przede wszystkim zawsze fantastyczna obsada, u Andersona grają gorące nazwiska Hollywood – szczególnie lubi tworzyć z Danielem Day Lewisem, Benico Del Toro, Joaquin Phoenixem i ich znakomity warsztat aktorski, wybitne kreacje, uszyte są dzięki wyraziście zarysowanym w scenopisie postaciom.
W najnowszym obrazie uciekł od wysublimowanych rozważań, enigmatyczności, zmuszenia widza do wysilenia percepcji w, co tu dużo pisać, kino, które, choć nadal z artystycznym sznytem to jednak można uznać za komercyjne.
I zrobił to świetnie.
Film mam dynamikę, przykuwa uwagę i trzyma napięcie przez cały seans, szczególnie po klarownym wstępie, który ma za zadanie wyeksponowanie tego co w zyciu naszych bohaterów stanie się po latach.
Nie będę spoilerował, nie będę rozwodził – po prostu to trzeba zobaczyć. Niby dramatycznie ale jednak jest to jeden z najbardziej udanych od lat filmów z wątkami komediowymi. Tutaj szczególnie wskazuję na fantastyczny epizod pytania o hasło – ta telefoniczna bitwa pieklącego się DiCaprio z łącznikiem ruchu rewolucyjnego szczerze doprowadziła mnie do łez.
Jest tu też jedna z najciekawszych scen, które przejdą do historii kina jeśli chodzi o filmowanie. Budowanie napięcia pracą kamery, która podąża za samochodami drogą przypominającą sinusoidę gdzie nie wiemy co wyłoni się zza górki przyprawia o ciarki. Genialne.
I wreszcie zakończenie. Bo ten film wcale nie jest o rewolucyjnych aberracjach, antyprawicowych poglądach na twardogłowych WASP, ten film to wspaniały obraz więzi między dzieckiem i rodzicem, o tym, że bez względu czy jesteś czy nie jesteś ojcem naturalnym istotą takiej relacji jest miłość i oddanie do latorośli i dziecka do wychowującego go człowieka.
Dla mnie – seans obowiązkowy.
Dawno w kinie tak nie przeżywałem wyświetlanego filmu.
ps. DiCaprio stworzył jak zwykle świetną rolę - Sean Pean stworzył majstersztyk - przemyślaną od początku do końca rolę gdzie nawet ticki mają znaczenie.