PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=864}

Jesienna opowieść

Conte d'automne
1998
7,0 1,8 tys. ocen
7,0 10 1 1841
7,7 9 krytyków
Jesienna opowieść
powrót do forum filmu Jesienna opowieść

Kłopot z tym filmem, dla mnie kłopot, polega na tym, że zdecydowanie więcej obiecuje niż może spełnić. Podobnie zresztą, jak z wpisami pod nim.
To, że ma małomiasteczkową, senną atmosferę, że są w nim banalne dialogi o wszystkim i niczym, a choćby nawet to, że aktorka odgrywająca Magali jest amatorką do kwadratu - więc to wszystko dałoby się jeszcze przełknąć, bo nie ma rzeczy absolutnie dobrych, ale jedno mnie zmierziło w filmie Rohmera... Mianowicie tematyka. Bo o czym jest "Opowieść jesienna"? O flirtowaniu po 40. Jeszcze prościej: o babach i chłopach, którzy dzielą się na tych i na te, co mają chłopów lub baby oraz na tych, co nie mają bab lub chłopów. I to wszystko.
Od tego rodzaju kina wymagam więcej. Rohmer przy np. Kieślowskim to jest mały pikuś. Podobne czeskie filmy biją na głowę "dokonanie" Rohmera.
Nie rozumiem, skąd tak wysokie oceny. Może film leczy jakieś kompleksy...?
A dlaczego napisałem: dobry, niedobry film? Dobry, bo nie ma w nim narkotyków i Amerykanów.

Krzypur

"Bo o czym jest "Opowieść jesienna"? O flirtowaniu po 40. Jeszcze prościej: o babach i chłopach, którzy dzielą się na tych i na te, co mają chłopów lub baby oraz na tych, co nie mają bab lub chłopów. I to wszystko." - to muszę cię ostrzec, jeśli tylko tyle zobaczyłeś w tym filmie, to 90% jego filmów jest o tym samym (nie ma tego w jego filmach oświatowych o literaturze). Piszący o reżyserze wręcz nazywali tego typu relacje damsko-męskich jako trójkąty rohmerowkie, w których bohater/ka decyduje między dwoma kandydatami z którym chcę być. Jeśli iść twoim tokiem myślenia to "Przypadek" Kieślowskiego jest o facecie który wsiada lub nie pociągu i poznaje babę tą lub inną. Wbrew temu co piszesz pod wieloma wzgardami Kieślowski i Rohmer poruszają te same tematy, np. role jaką ma w życiu przypadek. Różnica jak jest to że Polak był świeckim moralistą (odnosił się do książki Ossowskiej), a Rohmer moralistą chrześcijańskim. Na poziomie formalnym film Kieślowskiego są rozbuchane, lubił się bawić ostentacyjne formą, wypróbowywać róże sposoby narracji. Rohmer zwłaszcza w próżniejszych filmach redykował wszystko co ostentacyjne, dialogi są niby "banalne" (radzę je przeanalizować), we wcześniejszych filmach reżyser lubił szarżować przerzucaniem się cytatami różnych myślicieli. Tu też tak jest, ale nie tak ostentacyjnie. Przykład z kinem czeskim jest głupi, bo to kino skrajnie zlaicyzowane, a Rohmera zawszę jest ten religijny naddatek.

"A dlaczego napisałem: dobry, niedobry film? Dobry, bo nie ma w nim narkotyków i Amerykanów." - ręce odpadają. A w "Przypadku" to, że jedna z kobiecych postaci miała trzy aborcje zaważyło u ciebie na ocenie? I ona do tego pali papierosy!

ocenił(a) film na 5
brava

Cieszę się, że wreszcie ktoś - właśnie Ty - odpisuje merytorycznie, bez inwektyw. Co do pierwszego akapitu: rozumiem Twój punkt widzenia, ale nie potrafię się zgodzić. Według mnie ani u Rohmera, ani u Kieślowskiego nie można doszukiwać się żadnego świeckiego czy chrześcijańskiego punktu widzenia (w każdym razie dla mnie to nie jest istotne, więc może tylko ja tego nie widzę) - patrzę na filmy i wchłaniam je (lub odrzucam, mówiąc krańcowo) tylko z ludzkiego, egzystencjalnego i kulturowego punktu widzenia. Uważam - mówiąc ogólnie - że wszystkie ideologie spłycają wszystko. Przykład z czeskim kinem nie będzie głupi, gdy odrzucisz kryterium laicko-religijne.
Co do drugiego akapitu: masz rację, ale ja pisałem w tzw. skrócie. Doprecyzuję: przejadłem się filmami amerykańskimi, w których jest nadmiar narkotyków i gangsterki. Może powinienem bardziej dobierać repertuar? Może. Pozdrowienia.

Krzypur

Przepraszam za zwłokę, ale nie maiłem ostatnio chęci na pisanie czegokolwiek.

"tylko z ludzkiego, egzystencjalnego i kulturowego punktu widzenia" - ale to też jest pewien światopogląd. Egzystencjalizm, którego wyznawcą przez pewien czas także był Rohmer ma bardzo sformalizowany charakter, wystarczy sięgnąć po Sartre'a, aby się o tym przekonać. Ideologie czają się wszędzie, czy tego się chcę czy nie.

"Przykład z czeskim kinem nie będzie głupi, gdy odrzucisz kryterium laicko-religijne." - jest bo nie patrzysz w szerszy sposób, Rohmera nie interesują niuanse społeczne (akacja jego filmów rozgrywa się zwykle w czasie wakacji), u niego ludzie są zawsze zdrowi (nie ma nawet otyłych), postacie definiują kwestie moralne, a w czeskim kinie to jak żyją i gdzie jest motorem fabularnym, ludzie są bogaci i biedni, często czeskie fabuły wygrywają różne śmiesznostki, postacie są zbiorami różnorodnych przywar i co najważniejsze Czesi celują w humor, czego nie ma u Rohmera. Podobieństwo jest tylko taka, że akcja w obydwu rodzajach filmów krąży wkuł zwyczajnych zdarzeń np. różnych posiłków. I pozorna prostota formalna.

ocenił(a) film na 5
brava

No tak, brak światopoglądu też jest światopoglądem - z pewnego, logicznego punktu widzenia, owszem. Co do egzystencjalizmu - miłości mojej młodości - Sartre nie jest dla mnie wyrocznią, ani nawet dobrym przykładem. Późniejsze jego lewicowe, prorradzickie politykowanie deprecjonuje wcześniejsze dzieła, wskazując jednocześnie jak trudno być mądrym, nieuwikłanym ateistą. No, ale nie będę filozofować. Nie rozumiem, co miałoby znaczyć określenie "pozorna prostota formalna". Szukam w filmach (i nie tylko filmach) pewnej magii, czegoś takiego jak w najlepszych powieściach prozy latynoamerykańskiej, czyli realizmu magicznego. U Rohmera nie znajduję, co nie znaczy, że tak go nie ma. Znaczy tylko tyle, że ja go tam nie znajduję, chętnie przyznając się do tej - być może - ułomności. Ostatecznie, jak sądzę, nasza wrażliwość, wiedza, estetyka itd. itp. są warunkowane przez tle czynników, że czasami dziwię się, że my, ludzie, w ogóle potrafimy się porozumiewać. Pozdrowienia.

Krzypur

"Nie rozumiem, co miałoby znaczyć określenie "pozorna prostota formalna"." - już wyjaśniam, w obydwu rodzajach kina - czeskim, jaki i u Rohmera jest widoczna pewna prostota formalna. W czeskim kinie wynikająca z dążenia do przejrzystości formalnej, przystępnej dla mieszczańskiego widza, każde wyraźne odstępstwa są źle widziane (np. reakcja czeskie krytyki na "Braci Karamazow" Zelenki). Ale jest to jak napisałem pozorna prostota, każdy kto widział takie filmy jak "Powrót idioty", czy bawiący się nawiązania do filmów Béla Tarra "Szczęściu" może zauważyć, że te filmy stoją w rozkroku formalnym, niby są łatwo przyswajalne dla widza, a z drugiej strony reżyserzy sprawnie posługują się bardzo nietypowymi środkami wyrazu. Nie piszę o kinie nowo falowym, czy filmach Karela Zemana, bo to już było istne szaleństwo. Tak samo u Rohmera, co wynika bardziej z światopoglądu reżysera, redukcja środków formalnych to rodzaj ascezy, a także nawiązanie do uwielbianego przez niego malarstwa impresjonistów. Porównaj sobie te rozmazane plamy na obrazach przedstawiające pejzaże z kadrami z niektórych późnych filmów Rohmera, gdzie korzystał z taśmy 16 mm która była transferowana na kopie eksploatacyjne 35 mm dzięki czemu uzyskiwał efekt rozmazania, obraz był niewyraźny jak przy szybkich pociągnięciach pędzlem impresjonistów. Obraz stawał się barwnymi plamami. W tym filmie wrócił do 35 mm, więc tego za bardzo nie widać, ale nie jest on tak mocno cyzelowany. Zresztą niektóre jego filmy były bardzo wyrafinowane formalnie, zwłaszcza w okresie gdy współpracował z genialnym operatorem Néstorem Almendrosem, to co on robi z czernią i bielą w "Mojej nocy u Maud" powinno doczekać się braw na stojąco.

Sartre napłodził tyle książek i artykułów, że nie starczyło by życia aby wszystko ogarnąć (w Polsce dostępny jest ułamek jego pracy, zresztą bardzo wyselekcjonowany) i nie ma się co przejmować jego zaopatrywaniami komunistycznymi, bo we Francji mają one bardzo długą tradycje, napiszę tylko sloganem "Komuna Paryska", czyli zjednoczenie intelektualistów i robotników. No i egzystencjalizm to nie tylko Sartre, jest też Camus i kilku innych.

"Szukam w filmach (i nie tylko filmach) pewnej magii, czegoś takiego jak w najlepszych powieściach prozy latynoamerykańskiej, czyli realizmu magicznego." - to nie znajdziesz magii u Rohmera, on pokazuje pewien mistycyzm codzienności (co z magią nie ma za wiele wspólnego), że gdzieś za zasłoną zwykłych rozmów czy zdarzeń jest Bóg. Np. w drobnych zdarzeniach - para dziewczyn czeka na "niebieską godzinne", gdy cały świat zamiera w ciszy miedzy nocą a rankiem. Lub w dużych, gdy dziewczyna której urodziło się dziecko z wakacyjnej miłości, wciąż i uparcie wierzy że będzie z tym mężczyzną, choć nie wiem gdzie tamten przebywa i jak go odszukać.

Krzypur

Co prawda z jego ''dzieł'' widziałem tylko Opowieść letnią z 1996 roku jednak też nie dostrzegłem w tym filmie chrześcijańskiego punktu widzenia - Raczej trudno powiedzieć jeżeli w wspomnianym filmie, główny bohater romansuje z 3 dziewczynami a na koniec jak tchórz daje dyla.