Dramatyczna rola Willa Smitha. Efekty specjalne dość średnie, melancholijny, dość depresyjny. Hollywoodzki happy end. Średni film na zakończenie dnia.
Bardziej pasował mi jako geniusz w "Pogoni za szczesciem". Tutaj w kopii Matrixa połączonego z Dniem Niepodleglości wypadł dobrze, jednak mi ten film jakoś nie podpasował. 7/10
Co ty możesz wiedzieć?!
To jest film oparty na książce nie chodzi tu o akcje ale pokazanie odczuć psychologicznych naszego bohatera! Jak chcesz efektów specjalnych to bardzo prosze obejżyj sobie gumisie! Klimat jest tylko poto żeby nie był nudny i żeby miał jakieś wyjaśnienie dlaczego tak jest np."wampiry" to ludzie zamienieni przez wirus! Jest troche akcji strachu oraz przeżycia
PZDR dla tych co potrafią docenić arcydzieło!!! :P
Arcydzieło? Odczucia psychologiczne bohatera? Chłopie nie rozśmieszaj mnie. Film może być niezły co najwyżej dla kogoś kto książki na oczy nie widział. Wówczas zgodzę się że jest niezły. Ale jako adaptacja książki jest po prostu marny. Spłyca ją w sposób niemiłosierny. I powie Ci to każdy kto najpierw czytał powieść a potem obejrzał film. Książka kończy się pesymistycznie, ale oczywiście Amerykanie musieli całkowicie zmienić zakończenie (jak i 80 % fabuły) na happy end. Motyw psa - tak ważny w książce został w tym filmie potraktowany po macoszemu. Mógłbym wymieniać długo, ale szkoda mi czasu na głęboką i dokładną analizę różnic między książką a filmem (całość jest zgodna z powieścią w jakiś 20 %, co dla mnie jest po prostu karygodne). Osobiście się zawiodłem, ale mogłem się spodziewać że Amerykanie spieprzą tak genialną książkęjak dzieło Mathesona.
Zgadzam sie z ta opinia. Powstalo juz kilka wersji tego filmu i ta z lat 50-tych z Vincentem Pricem byla najblizsza ksiazce. Film ze Smithem to jaka wysokobudzetowa papka jakich wiele w Hollywood. Zamiast stworzyc 2-godzinny filmy, tworcy zrobili 90-minutowy film na ktory nie mieli zadnego pomyslu. Duzo scen przeciagnietych, a ta ze Shrekiem to juz w ogole bez komentarza.
Kasa poszla w efekty i w gaze Smitha...
Wydaje mi się, że scena ze Shrekiem miała pokazać, jak dużo miał czasu wolnego, no i że już mu się powoli miesza we łbie z braku ludi, bo stał przez chwilę, jak jakiś zombie w transie. Że długa? Tu się zgodzę ;).
kolega Jones napewno wie o co chodzilo w scenie ze Shrekiem, nie musisz pisac ze mial duzo czasu bo kazdy umie przeczytac ta scene. chodzi glownie o to ze nie wniosla ona duzo do samego filmu. jak juz pisalem wczesniej film slaby (4/10), a jesli chodzi o sceny to najlepsza chyba byla ta z manekinem (please, say hello to me). mimo ze dosc ograna to niesamowicie wymowna.
W fimie jest wiele scen (prócz tej ze Shrekiem) które tylko potwierdzają jak niewiele scenariusz tego "dzieła" ma wspólnego z książką. A wszystkim którzy twierdzą, że film to "arcydzieło" polecam sięgnąć po książkę Mathesona - dopiero wówczas zrozumiecie jak niemiłosiernie film spłyca tą ostatnią.