Tym razem wybór filmu był bardziej trafiony i nie spodziewałam się nawet tak dobrze spędzonego czasu. Myślę, że historia przedstawiona w tym filmie jest większości znana lepiej lub gorzej, ale to jak została przedstawiona jest genialne i sama produkcja zasługuje na naprawdę wielkie uznanie.
Tonya Harding jest początkującą łyżwiarką, którą wychowała agresywna matka, nie stroniąca od przemocy i używek. Dziewczyna jest uzdolnioną sportsmenką, ale nie potrafi dopasować się do środowiska i bliżej jej do wrednej zołzy niż delikatnej łyżwiarki. Stara się wygrać z uprzedzeniami sędziów i fanów tego sportu, ale choć nie można odmówić jej umiejętności, to nie potrafi wygrać z podziałem klasowym, który z góry wrzucił ją do worka ludzi, którym na pewno w życiu nie może się udać.
Największym błędem Harding były powroty do swojego brutalnego męża (należało mi się) oraz wiara w jego miłość i zmianę, którą tyle razy jej obiecywał. Film ogląda się trochę jak dokument, gdzie wydarzenia uporządkowane są w chronologiczny sposób, a całość dopełniają wypowiedzi bohaterów, które nadają subiektywny charakter całej historii. Widz musi pamiętać jednak, że większość przedstawionych wersji jest fikcyjna i nie można brać ich jako biograficznych informacji. Przede wszystkim to opowieść o dziewczynie, którą genialnie zagrała Margot Robbie, walczącej z uprzedzeniami, własnymi słabościami i ludźmi, którzy nie dawali jej żadnych szans. Upadek głównej bohaterki był smutniejszy właśnie przez to, z jak wysoka spadła i ile mogła jeszcze osiągnąć, gdyby nie te złe decyzje, które podjęła ona lub Jeff, w tej roli niesamowity Sebastian Stan, którego gra aktorska była na naprawdę wysokim poziomie i dopełniała całą produkcję.
Uważam, że to jeden z lepszych filmów, które kiedykolwiek oglądałam i na pewno zdarzy mi się nie raz do niego wrócić.