po wielu latach od obejrzenia w kinie.
Cóż tu mówić? Rodzaj humoru nie należy do najbardziej subtelnych. Ja bym powiedział, że to coś analogicznego do naszych skeczy kabaretowych, w których Ślązacy spotykają Goroli z Sosnowca. Ogrywanie karykaturalnie wyolbrzymionych starych stereotypów oraz sztucznie przesadzone różnice dialektalne tworzą tam nastrój cokolwiek rubaszny. Ale na ogół nie przekracza się w nich cienkiej czerwonej linii, za którą byłoby już obrażanie jednych albo drugich.
Oczywiście różnice pomiędzy regionami Francji są na polskim gruncie mało znane, zatem polskiego widza niezbyt ruszają. Śmiech francuskiej publiczności kinowej z pewnością był szczerszy.
Prócz grania na sprawach wewnątrzfrancuskich mamy tu słabo maskowany turystyczny product placement regionu Nord-Pas-de-Calais.
No i jakże banalną konkluzję, że wszędzie żyją ludzie.
PS Bohater słyszy złą wiadomość, iż będzie musiał wyjechać na północ. Odpowiada pytaniem, czy to będzie wyjazd aż do Lyonu czy - nie daj Boże - hen, hen do Paryża. W tym kontekście przypomniała mi się dawna włoska parodia "Ojca chrzestnego". Tam w jednej ze scen Sycylijczycy dowiadują się, że młoda dziewczyna zakochała się w Neapolitańczyku. Zdruzgotani wyjąkają: "To straszne - te północne Włochy!"