Był to jeden z tych filmów, co obejrzałem nie czytając prawie nic o nim i się cieszę z tego bardzo, ale gdybym jakieś recenzje, streszczenia przeczytał, myślę ze to by tez wiele nie zmieniło.
Val Kilmer wcielający się w... no właśnie, trudno jest tutaj określić w kogo, takie same wątpliwości ma on sam. Zadaje sobie...
poczciwy kilmer jeszcze jakby niesiony morrisonem stone'a, co cieszy, niestety niefortunnie skupiony na inwigilacji, na zemście i poczuciu winy po stracie żony, przeto usensacyjniony, co już nie cieszy, a wręcz smuci, bo osłabia i zaciemnia zbędną gatunkową ornamentyką zapowiedziane w prologu minusy dodatnie i ujemne...
więcejStrata czasu. Chyba, że ktoś chce oglądać cuda w postaci trębacza grającego na trąbce z raną postrzałową w brzuchu... :-)